„Największym oskarżeniem wymierzonym we współczesny świat jest jego architektura”,
Nicolás Gómez Dávila, Nowe Scholia do tekstu implicite.
„Współczesny człowiek masowy jest faktycznie prymitywem, który bocznymi drzwiami wślizgnął się na starą i szacowną scenę cywilizacji”,
José Ortega y Gasset, Bunt mas.
„W ukazywanych scenkach nie ma miejsca na nic szlachetnego, podniosłego, głębokiego, delikatnego, wysmakowanego czy choćby przyzwoitego. Znajduje się natomiast wszystko, co gwałtowne, zmienne, prymitywne i bezpośrednie. Tocqueville ostrzegał nas, iż taki właśnie będzie charakter demokratycznej sztuki, ale jej obecna siła oddziaływania, autorytet społeczny i zawartość przerosły jego najgorsze oczekiwania”,
Allan Bloom, Umysł zamknięty.
Otwarta w listopadzie 2024 roku, nowa siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie to kolejny przykład zjawiska, z którym borykamy się od kilku stuleci: postępującej prymitywizacji społeczeństwa, której towarzyszy upadek moralno-intelektualny oraz degeneracja poczucia estetyki. To pomnik wzniesiony na cześć brzydoty i upadku, a zarazem najlepszy dowód na pustkę konsumpcyjnego świata demoliberalizmu. o ile architektura i sztuka są wyrazem ducha danej cywilizacji, to budynek na Placu Defilad jest jednym z dowodów na potwierdzenie tezy, iż cywilizacja europejska została opanowana przez barbarzyńców i jest w stanie rozkładu. Następcy Wandalów nie stoją u bram upadającego Rzymu, oni już go opanowali.
Tak zwana „sztuka nowoczesna” to najlepszy przykład regresu cywilizacji i kultury. Nie można mieć wątpliwości, iż w sferze intelektu i moralności, uzbrojony w zaawansowaną technologię człowiek Zachodu, powrócił do poziomu jaskiniowca. Jesteśmy świadkami realizacji w praktyce idei Jana Jakuba Rousseau – naczelnego ideologa i propagandzisty epoki błędnie nazywanej „Oświeceniem”. To on był twórcą wizji „dobrego dzikusa”, a tym samym głównym architektem ataku wymierzonego w fundament, na którym wznosi się każda zaawansowana cywilizacja, czyli wymagania formalne kultury i religii. Jego tezy o tym, iż stan natury to stan szczęścia i dobra, a kultura jest źródłem cierpień, zapoczątkowały rozkład Zachodu, którego objawami są ataki na instytucje, zasady i tradycje. Rousseau znalazł setki kontynuatorów, wśród nich: Karola Marksa, Zygmunta Freuda, Wilhelma Reicha, przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej oraz wszelkiej maści postmodernistów. Dostrzegamy obecnie, iż jego idee zatriumfowały w ustrojach demokratyczno-liberalnych. Wymagania, obowiązki oraz nakazy wynikające z kultury, tradycji i religii są powszechnie uznawane za zło i walczy się przeciwko nim na wszelkie sposoby: dzięki propagandy, edukacji, przepisów prawa, a ostatecznie aparatem przemocy państwowej. Demokracja liberalna traktuje każdego, kto próbuje odbudować autorytet w jakiejkolwiek sferze życia społecznego lub politycznego, tak jak w Średniowieczu traktowano heretyków. Jedyne, co uległo zmianie to sposoby wymierzania kary, ponieważ demoliberalizm uwielbia ukrywać swoją prawdziwą twarz za maską sentymentalnego humanitaryzmu „praw człowieka”.
o ile za tysiąc lat archeolodzy odkryją ruiny Tate Modern w Londynie, albo Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, i ujrzą zachowane tam „eksponaty”, będą prawdopodobnie przekonani, iż dotarli do starożytnego wysypiska śmieci. Taką wartość artystyczną prezentują znajdujące się tam „dzieła”, które są niczym więcej, jak świadectwem pustki moralnej, duchowej i intelektualnej swoich twórców. „Sztuka nowoczesna” przekształciła się w kolejną gałąź biznesu. Współczesne „akademie sztuk pięknych” to tak naprawdę szkoły handlowe, które na masową skalę produkują beztalencia. Przy życiu utrzymuje je wielki biznes i państwowe granty. To „towarzystwo wzajemnej adoracji” promuje swoich, pisze hymny pochwalne na cześć śmieciowych „instalacji”, a wszystko w jednym celu: wypromowania danego „twórcy” tak, aby na rynku handlu, który udaje rynek dzieł sztuki, podbić ceny jego „instalacji” i dobrze na nich zarobić. Nie ma to żadnego związku z pięknem, dobrem, czy poszukiwaniem prawdy. To świat plemiennego prymitywizmu, którego przedstawiciele wzbogacają się na mazaniu fekaliami ścian jaskiń. Mądrość ludowa głosi, iż „jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze”.
Szkaradny obiekt w centrum Warszawy już z oddali przypomina dzieło architektoniczne socrealizmu. Współczesna architektura podobnie, jak ta z minionej epoki, charakteryzuje się prymitywizmem, radykalną prostotą brył i kształtów, brakiem zdobień. To nic innego, jak wyrażone w przestrzeni wyznanie wiary człowieka epoki socjalizmu – pozbawionego wyższych dążeń, pustego duchowo materialisty, który nie zna pojęcia piękna. Jestem zwolennikiem tezy, iż komunizm nie upadł w latach 1989-1991, ale zinfiltrował Zachód i dokonał mariażu z kapitalizmem. Współczesny człowiek Zachodu buduje w podobny sposób, jak czynił to homo sovieticus. Ich intelektualna i moralna pustka są tożsame, a światopogląd to ten sam materializm, który niczym rak, przeżera kulturę europejską, od co najmniej dwustu lat. o ile władze miasta zgodziły się na realizację takiego projektu, a z drugiej strony finansowo wspierają „śmietnik” nazywany „sztuką współczesną”, to wystawiają sobie świadectwo: poziomu nie tylko estetycznego, ale przede wszystkim intelektualnego i moralnego. Europą i Polską rządzą barbarzyńcy, którzy sprowadzają naszą kulturę z powrotem w otchłań dżungli.
Co ma zrobić w tej sytuacji ktoś, kto jeszcze nie oszalał i nie uznaje „śmieci” promowanych przez demagogów i hochsztaplerów, za dzieła sztuki? Ktoś, kto posiada wiedzę i smak estetyczny, który pozwala mu rozpoznać, iż „Dawid” Michała Anioła to prawdziwa sztuka, a bazgroły i elementy składowe współczesnych „instalacji” to wielkie, moralno-intelektualne oszustwo? Jedyne, co mu pozostaje to odrzucić to, co określa się mianem „sztuki nowoczesnej”. Należy odciąć ją od państwowego dofinansowania, podobnie jak, hołdujące brzydocie i degeneracji „akademie sztuk pięknych”. Jednocześnie należy zignorować gusta prywatnych sponsorów, którzy promują „bazgroły” udające wybitne dzieła. Współcześni „artyści” to w większości hochsztaplerzy, drobne cwaniaczki, koniunkturaliści i beztalencia, genialni tylko w jednej dziedzinie: skutecznego bogacenia się na swojej przeciętności. Prawdziwa sztuka nie potrzebuje dofinansowania, zawsze obroni się sama. Jednocześnie zawsze była związana z wysiłkiem i cierpieniem, a niejednokrotnie z tragedią – wszystkimi tymi aspektami życia, których niczym ognia unika człowiek nowoczesny. Ten sam, którego Richard M. Weaver określił następującymi słowami: „Człowiek stworzony na obraz Boży, uczestnik wielkiego dramatu, w którym szło o jego duszę, zastąpiony został przez poszukujące i konsumujące dobrobyt zwierzę”. Na koniec nie pozostaje nam nic innego, jak ponownie przywołać słowa Nicolása Gómeza Dávili, które są najlepszym podsumowaniem tego pomnika wzniesionego na cześć prymitywizmu społeczeństwa demokratyczno-konsumpcyjnego: „Współczesność wywalczyła człowiekowi prawo do publicznego wymiotowania”.
Mariusz Skrobała