Siła złego na jednego, czyli kto z kim tańczy w wyborach. "Mentzen uwierzył w wejście do II tury"

1 dzień temu
– Mentzen myślał, iż Nawrocki poprosi go o poparcie w drugiej turze. Teraz zaczął wierzyć w to, iż może faktycznie pokonać swojego rywala i sam wejść do drugiej tury. Rodzi się więc pytanie: czy uda mu się przeskoczyć Nawrockiego nie atakując go? – mówi dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. marketingu politycznego. Tłumaczy też, czy Trzaskowski może nie być pewny zwycięstwa i kiedy może się skończyć pakt o nieagresji między Nawrockim i Mentzenem.


Mentzen i Nawrocki nie chcą ze sobą debatować, ale obaj chcą debatować z Trzaskowskim, z tym iż w pojedynkę. Co ciekawe, dwaj pierwsi kandydaci walczą o ten sam elektorat w drugiej turze wyborów. Dlaczego oni faktycznie nie konkurują ze sobą?

Dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. marketingu politycznego, autor kilkunastu książek m.in. "Drzewo Kampanii Wyborczej 2.0., czyli jak wygrać wybory": To jest dość skomplikowane. Proszę pamiętać o tym, iż wszyscy kandydaci muszą brać pod uwagę zarówno strategię na pierwszą turę, jak i na drugą odsłonę starcia o prezydenturę.

Zarówno Karol Nawrocki, jak i Sławomir Mentzen doskonale wiedzą, iż w drugiej turze wyborów będą potrzebowali wzajemnego wsparcia. I to zarówno od kandydata, jak i od jego elektoratu. W związku z tym obaj panowie rzeczywiście nie mogą się bezpośrednio atakować, choćby choćby mogłoby im się to opłacić przed pierwszą turą. Ale groziłoby też straceniem tury drugiej.

Wydaje mi się jednak, iż o ile ich poparcie zacznie być bardzo zbliżone, albo kiedy zaczną się wahania sondażowe, to może dojść do jakiejś formy pojedynku. Do tej pory mieliśmy mniej więcej klarowną sytuacją: Mentzen liczył się z tym, iż Nawrocki przyjdzie do niego i poprosi o poparcie w drugiej turze. Teraz – jak sądzę – zaczął wierzyć w to, iż może faktycznie pokonać swojego rywala i sam wejść do drugiej tury. Rodzi się więc pytanie: czy uda mu się przeskoczyć Nawrockiego nie atakując go?

Ale wracając do tematu debat: to fakt, iż obu panom opłaca się debatować bezpośrednio z Rafałem Trzaskowskim. Zaproszenie do debaty jest jak rzucenie rękawicy, pokazujące wyborcom, iż ten rzucający jest prawdziwym, realnym rywalem, a nie jakimś pretendentem o wybujałych aspiracjach.

Czy to właśnie dlatego Trzaskowskiemu nie opłaca się debatować z Mentzenem i Nawrockim, występującymi w pojedynkę?

Gdyby Rafał Trzaskowski – hipotetycznie, nie wierzę w to – zgodził się na debatę ze Sławomirem Mentzenem jeden na jeden, to lider Konfederacji niejako wyrósłby mu na rywala. Tak samo byłoby z Karolem Nawrockim. Im obu opłacałoby się zetrzeć z Trzaskowskim, który na 99 procent przejdzie do drugiej tury.

A myśli pan, iż jest jakiś pakt o nieagresji między Nawrockim i Mentzenem, czy nie?


Ja bym aż tak wielkiej wagi do tego nie przywiązywał. Jak pokazuje doświadczenie, pakty często się zawiera, ale również często się je łamie. To, czy jest formalna umowa, nie ma znaczenia. Ważne jest, czy faktycznie będą między nimi jakieś ataki.

A będą?


Moim zdaniem, o ile oni nie będą musieli się atakować, to tego nie zrobią. To jest racjonalne rozwiązanie. o ile jednak przyjdzie taki moment, kiedy nie będą mieli wyboru, bo to będzie decydowało o przejściu bądź nieprzejściu do drugiej tury, to pokusa będzie silna.

Przy niewielkiej różnicy poparcia może dojść do takiej sytuacji, iż nie będą mieli wyboru i zaczną wbijać sobie szpilki. Zrobią to jednak w taki sposób, by nie zaprzepaścić możliwości zawarcia taktycznej koalicji przed drugą turą. To mechanizm, w którym nie można za bardzo się atakować, robić tego w otwarty sposób. Trzeba trochę przenieść punkt ciężkości na siebie, skupić uwagę na sobie, zaprezentować siebie jako realną alternatywę wobec Trzaskowskiego.

Czy dobrze mi się wydaje, iż takim momentem przełomu mogą być bardzo zbliżone wyniki porządnych sondaży?

Tak, ale jeszcze nie teraz, tylko bliżej wyborów. I nie chodzi też o pojedynczy sondaż, ale o średnią sondażową. jeżeli z takiej średniej wyjdzie, iż różnica jest niewielka, to będą musieli zadać sobie pytanie, jak odróżnić się od drugiego kandydata. Poza tym można atakować się nie wprost, na przykład mówić o pewnych własnych przymiotach, jednocześnie robiąc aluzję do braku tych przymiotów u konkurenta. Zażartować, rzucić uwagą bez wymieniania nazwiska. Coś z boksem…

Coś z piwem…


Byle z humorem. Wtedy potem można powiedzieć, iż "przecież ja nie atakowałem", iż to były żarty. I ja spodziewałbym się takich właśnie subtelności, lekkich zagrań. No, chyba iż z badań wyjdzie, iż ostre starcie jest po prostu nieuniknione. Ale wtedy rodzi się pytanie, o co się gra. Sondaże mogą na przykład wskazać, iż dany kandydat w drugiej turze i tak nie ma szans, choćby z poparciem drugiego pretendenta. Wtedy pokusa jest większa, bo może opłaca się ponieść większe ryzyko i rośnie chęć ataku przed pierwszą turą.

Ale teraz tego nie wiemy. Problem polega na tym, iż pomiędzy pierwszą a drugą turą może się zdarzyć absolutnie wszystko. Podam częsty przykład z wyborów samorządowych. Tam jest pewna reguła: wybory w drugiej turze przegrywa faworyt pierwszej tury. jeżeli ktoś ma przewagę w pierwszej turze, to jego przewaga w drugiej bywa złudna. Dlaczego? Faworyt ma przewagę w pierwszej turze, jego elektorat się mobilizuje. Ale w drugiej wszyscy jednoczą się przeciwko faworytowi, często decyduje kwestia frekwencji.

Wyborcy faworyta mogą dać się uśpić?


Mogą sobie pomyśleć, iż "Trzaskowski i tak wygra", może być ładna pogoda, ludzie powyjeżdżają, to są tego typu czynniki. W tym momencie przy mobilizacji elektoratu, na przykład Mentzena, czy Nawrockiego, ja bym sobie nie dał ręki uciąć, iż tak nie będzie. W tej chwili prawdopodobieństwo jest małe, ale przy splocie wielu czynników może być taka sytuacja, iż przewaga w tej chwili dziesięcio- czy kilkunastoprocentowa może zniknąć.

Zauważmy, iż te wybory są ustawiane w sytuacji plebiscytu. To wynika na przykład z wypowiedzi Nawrockiego, który przekonuje: choćby o ile mnie nie popieracie, to pamiętajcie, iż nie głosujecie na mnie, tylko przeciw Tuskowi. choćby nie przeciwko Trzaskowskiemu.

Donald Tusk ma duży elektorat negatywny, na prawicy jest bardzo silny antysentyment do niego, mniejszy niż do Trzaskowskiego. W przypadku prezydenta stolicy mamy większą ambiwalencję, część wyborców prawicy może choćby na niego zagłosować. "Symbolem zła" jest w tym momencie Tusk. Tak samo zresztą dla Koalicji tym "złym" jest Jarosław Kaczyński, a nie Karol Nawrocki. Nawrocki jest tylko "człowiekiem w ręku Kaczyńskiego". Przestrzegam więc, iż pomiędzy pierwszą a drugą turą naprawdę dużo może się wydarzyć.

Wspólnej debaty trójki najważniejszych kandydatów chyba nie unikniemy. Rafał Trzaskowski chyba wolałby taką właśnie formułę niż pojedynki z Mentzenem i Nawrockim. Czy w takiej sytuacji postawiłby się jako "chłopiec do bicia", czy wręcz przeciwnie, może pokazałby się jako "głos rozsądku"?

To jest właśnie trudne pytanie. Moim zdaniem wiele należy od formuły tej debaty, gdzie ona byłaby przeprowadzona, przez kogo. Te aspekty mają wpływ na to, kto byłby odbiorcą tej debaty, który kandydat mówiłby "do swoich". Jest taka reguła, iż kandydaci nie odmawiają debaty. Najgorsza odpowiedź na wyzwanie to "nie chcę debatować". Oni nigdy nie mówią, iż nie chcą. Stawiają za to warunki nie do spełnienia, takie, które byłyby dla nich najbardziej korzystne, ale na które się konkurenci nie zgodzą. Dla mnie taka deklaracja chęci debatowania nie ma większego znaczenia.

Moim zdaniem, z punktu widzenia Trzaskowskiego, niekorzystne byłoby debatowanie z pojedynczymi kandydatami. On w tej chwili jest faworytem. To nie faworyt zabiega o debatę. O debatę zabiegają ci, którzy mają nadzieję jakoś się na niej wybić.

A w co w tej sytuacji gra prezydent Duda? Bo on trochę ostentacyjnie spotyka się z Mentzenem. Z kolei Nawrocki twierdzi, iż prezydent Duda to właśnie jego popiera i to on się spotyka z nim co tydzień, tyle iż nie w świetle kamer. O co chodzi w tej polityce Dudy?

Myślę, iż nie chodzi tylko o politykę Dudy, ale o politykę bezpiecznego desantu dla otoczenia pana prezydenta. Ci ludzie muszą znaleźć sobie jakąś przestrzeń po wyborach. o ile PiS im da dobre miejsca, to oni pójdą do PiS-u. o ile nie da, to pójdą do Konfederacji. W związku z tym, racjonalnym posunięciem jest to, by mieć w miarę poprawne relacje z oboma środowiskami. W polityce, w negocjacjach zawsze trzeba mieć alternatywę. o ile jej nie mamy, to jesteśmy z góry wskazani na przyjmowanie warunków.

Ale myślę, iż sam prezydent też będzie szukał swojego miejsca. Być może będzie chciał być pewnym akuszerem przeszłej koalicji pomiędzy PiS-em, a Konfederacją. Tutaj można sobie wyobrazić różne scenariusze. Być może prezydent zauważył, iż jego słabością było to, iż nie potrafił wokół siebie stworzyć stałego zaplecza politycznego złożonego z parlamentarzystów. On raczej nie ma ambicji budowania własnej partii, ale z jego punktu widzenia warto być blisko wnętrza któregoś, albo obu tych ugrupowań.

Moim zdaniem najlepszym możliwym dla niego scenariuszem byłby taki, w którym ma "swoich" posłów w jednym i drugim klubie. To by mu pozwoliło zachować wpływy polityczne. I choćby jeżeli on sam tak nie myśli, to na pewno tak myśli Marcin Mastalerek, który według mnie ma duże ambicje i celuje bardzo wysoko. Rolę takiego akuszera bierze na siebie również Przemysław Wipler, który chce się ustawić w roli polityka łączącego dwa środowiska.

Spójrzmy jeszcze na Sławomira Mentzena. To kandydat, który rośnie w siłę, ale jednocześnie jest wzorem antyprezydenta. Unika rozmów, ucieka przed wyborcami, zawiesza się podczas tzw. small talku, publicznie przesadza z ilością wypitego alkoholu. Skąd się bierze jego fenomen?

Wydaje mi się, iż najmocniejszą jego stroną jest to, iż on rzeczywiście kupił zainteresowanie polityką osób, które do tej pory nie były nią zainteresowane. Czyli młodych. To jest zresztą fenomen, który utrzymuje się od lat dziewięćdziesiątych, od czasów Unii Polityki Realnej i fascynacji młodych ludzi tym środowiskiem.

Druga sprawa to bardzo duży poziom zaangażowania i bardzo silne emocje. On je wyzwala i to pozwala mu też zyskiwać zasięgi. Poziom reakcji w internecie jest bardzo wysoki, ale te też emocje są widoczne na spotkaniach. Sławomir Mentzen przypomina gwiazdę, z którą wszyscy chcą się fotografować. On musi uciekać, bo inaczej ci młodzi ludzie by go tam bez końca oblegali. Przecież za tą jego hulajnogą biegnie młodzież.

Spróbujmy sobie wyobrazić w takiej roli na przykład marszałka Hołownię, czy innych polityków. Przecież oni czasami muszą mobilizować swoje własne środowisko, żeby przyszło na ich wystąpienie, żeby faktycznie mieć pewność, iż ktoś będzie. A Konfederacja rzuca hasło i ci ludzie zjawiają się znikąd.

Metnzen ma młodych, budzi bardzo silne emocje i ma bardzo klarowny sposób wypowiedzi. On nie mówi jak polityk, on nie mówi okrągłymi zdaniami, ogólnie, on komunikuje się w bardzo bezpośredni sposób i to się podoba. A czy pasuje na prezydenta? To jest kwestia bardzo względna. Można mieć do niego różne zastrzeżenia. Ostatnio ktoś mówił, iż się nie nadaje, bo ma taką dziecięcą twarz.

Baby face.

Może i ma, ale najistotniejsze jest to, iż "facet o twarzy dziecka" jest w stanie wzbudzić tak silne emocje, żeby ci ludzie poszli do wyborów. Poza tym pozostało jedna ważna sprawa: o ile tylko uda mu się utrzymać to zainteresowanie i zbudować formację systemową do wyborów parlamentarnych, to urośnie w siłę.

Z Mentzena dwa lata temu śmiano się, iż na TikToku ma 15- i 16-latków. Ale ci 16-latkowie teraz będą głosować po raz pierwszy w wyborach prezydenckich. Za chwilę ci 15-latkowie będą głosować w wyborach parlamentarnych. O wiele łatwiej kogoś pozyskać i utrzymać, niż zmienić komuś preferencje. Fenomen Mentzena polega na tym, iż on sięgnął i sobie wychował przez TikTok, poprzez YouTube, grono fanów, które na niego i na Konfederację zagłosuje.

Idź do oryginalnego materiału