Nie jest żadną tajemnicą, iż obecna ekipa rządząca nie przepada za Donaldem Trumpem i administracją Białego Domu. Prawdą jest również to, iż po drugiej stronie, z zachowaniem adekwatnych proporcji, sytuację można opisać dokładnie tak samo. Różnica pomiędzy stronami polega jednak na tym, iż ani Donald Trump, ani J.D Vance i Marco Rubio nie muszą szukać pretekstu i miliona złotych w kieszeniach podatnika, żeby wziąć udział w sesji zdjęciowej i pochwalić się nią w na swoich kontach portali społecznościowych. Dokładnie w taki sposób postąpił szef MSZ Radosław Sikorski, ten sam, który mówił o „murzyńskości” i robieniu „łaski” Amerykanom.
W tej wydębionej wizycie nie było żadnego przypadku, chodziło o to, aby pokazać, iż Sikorski jako przedstawiciel rządu, który razem z żoną Anne Applebaum wielokrotnie obrażał Donalda Trumpa, też ma wejście do Białego Domu, jak wcześniej Andrzej Duda i teraz prezydent Karol Nawrocki. Miała to być dość osobliwa rywalizacja pomiędzy dwoma wizytami, tą na szczeblu prezydenckim i tą z okazji całkowicie anonimowej i niezrozumiałej dla Polaków uroczystości. Formalny cel wizyty Sikorskiego to wręczenie kubańskiej aktywistce Bercie Soler Fernandez miliona złotych i nagrody im. Lecha Wałęsy. Prócz tego, iż okoliczności wizyty budzą najgłębsze zażenowanie, sama nagroda utrwala w świecie fałszywy mit „legendy Solidarności”. Równie wątpliwe jest to, aby Amerykanie, zwłaszcza z pokolenia Marco Rubio, wiedzieli o co chodzi w bardzo znanym w Polsce plakacie „Solidarności”, a taki właśnie dar przywiozła polska delegacja.
Na siłę dałoby się to wszystko uznać za lekcję historii i promocję Polski, ale po pierwsze Amerykanie interesują się wyłącznie własną historią, po drugie to nie jest historia Polski, ale mistyfikacja z PRL-u. Cały ten godny pożałowania spektakl był zorganizowany wyłącznie na potrzeby wewnętrznych rozgrywek politycznych i z poważną polityką zagraniczną nie miał nic wspólnego. Gdy Karol Nawrocki jeszcze w trakcie kampanii spotkał się z Donaldem Trumpem i wieloma politykami z jego otoczenia, to środowisko Radosława Sikorskiego rozsiewało plotki, iż PiS musiał wykupić swojemu kandydatowi bilet. Złośliwy los sprawił, iż to kłamstwo wróciło rykoszetem do autorów i jeszcze po drodze zamieniło się w fakt. choćby jeżeli przyjąć, iż polityczne rozgrywki to stały element rzeczywistości i tak nie sposób zrozumieć na co liczył, było nie było, doświadczony polityk Radosław Sikorski przygotowując tak tani spektakl, jako przeciwwagę dla prezydenckiego spotkania na szczycie.
Strategia polega na tym, aby wiedzieć kiedy i jak zaatakować, ale też umieć we adekwatnym momencie odpuścić. Rząd ma sporo narzędzi do odwracania uwagi od sukcesów prezydenta Karola Nawrockiego, żeby daleko nie szukać, po pierwszym spotkaniu z Donaldem Trumpem została odpalona dęta afera z „kawalerką pana Jerzego”. Skoro Donald Tusk i Radosław Sikorski sięgnęli po tak beznadziejny manewr, z góry skazany na kompromitację, to albo skończył się repertuar sensacyjnych fragmentów z życiorysu nowego wroga w Pałacu Prezydenckim albo rządzący kierują swój przekaz wyłącznie do najwierniejszych wyborców, którzy pozwolą Koalicji Obywatelskiej przetrwać. Z drugiej strony godna podziwu jest determinacja szefa MSZ, który o istnieniu kubańskiej aktywistki dowiedział się przy okazji zlecenia, jakie wydał swoim współpracownikom: „Znajdźcie mi jakąś imprezę w USA z udziałem Marco Rubio i kupcie mi bilet”. Bardzo podobnie tę desperację na antenie Radia ZET opisał były premier Mateusz Morawiecki:
Minister spraw zagranicznych leci specjalnie na wydarzenie związane z opozycją kubańską, bo wie, iż być może będzie tam Marco Rubio i być może złapie go za rękaw, żeby chwilę móc z nim porozmawiać. Żenujące!
W podręcznikach szkolnych to wydarzenie na pewno się nie znajdzie, bardzo wątpliwe jest też, iż odegra istotną rolę w bieżącym konflikcie pomiędzy obozem prezydenckim, a rządowym, ale kto miał nieszczęście zapoznać się z tym żałosnym pomysłem i taką samą realizacją, będzie przez jakiś czas odczuwał dyskomfort psychofizyczny.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!