Poparcie Viktora Orbána dla Karola Nawrockiego, kandydata PiS na prezydenta Polski, to nie tylko polityczny skandal, ale i wyraźny sygnał, w jakim kierunku zmierza Nawrocki i jego partia.
Deklaracja węgierskiego premiera, wygłoszona 29 maja 2025 roku podczas konferencji CPAC Hungary w Budapeszcie, jest plamą na honorze Polski i dowodem na to, iż Nawrocki to polityk gotowy zdradzić europejskie wartości dla autorytarnych sojuszy. Obecność na wydarzeniu Mateusza Morawieckiego i Krzysztofa Bosaka tylko potwierdza, iż PiS i jego sprzymierzeńcy marzą o Polsce jako satelicie Orbána – kraju, który odwraca się od Zachodu i flirtuje z interesami Putina.
Orbán, ogłaszając poparcie dla Nawrockiego, przedstawił swoją wizję „patriotycznego planu” dla Unii Europejskiej, który w rzeczywistości jest planem jej destrukcji. Sprzeciw wobec członkostwa Ukrainy w UE, odrzucenie wspólnego opodatkowania i pożyczek, a także hasła o „odbieraniu Europy migrantom” i powrocie do „kultury chrześcijańskiej” to nic innego jak manifest autorytaryzmu, ksenofobii i nacjonalizmu. W tym kontekście jego okrzyk „Niech żyje Karol Nawrocki” brzmi jak wyrok na Polskę – wyrok na jej europejską przyszłość i demokratyczne aspiracje. Orbán, który od lat buduje na Węgrzech reżim oparty na cenzurze mediów, ograniczaniu praw obywatelskich i serwilizmie wobec Kremla, widzi w Nawrockim sojusznika do realizacji tej toksycznej wizji. To poparcie nie jest powodem do dumy – to hańba.
Karol Nawrocki, zamiast stanowczo odciąć się od słów Orbána, milczy, co tylko potwierdza jego oportunizm i brak kręgosłupa moralnego. Ten człowiek, którego przeszłość wiąże się z kibolskimi ustawkami, a polityczne doświadczenie ogranicza się do ideologicznej propagandy jako szefa IPN, nie ma nic do zaoferowania Polakom poza konfliktem i wstecznictwem. Nawrocki, popierany przez PiS, to kandydat, który reprezentuje wszystko, co najgorsze w polskiej polityce: populizm, nacjonalizm i gotowość do poświęcenia interesów narodowych dla partyjnych gierek. Jego brak reakcji na słowa Orbána o „depczących europejskie reguły” rządach w Polsce pokazuje, iż jest gotów zaakceptować każdą narrację, byle tylko zdobyć władzę. Czy taki człowiek powinien reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej? Absolutnie nie – Nawrocki to marionetka, która prędzej zaprowadzi nas na orbitę Budapesztu i Moskwy, niż zapewni rozwój i bezpieczeństwo.
Trafnie skomentował to minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który na portalu X napisał: „Gratuluję poparcia od premiera Viktora Orbána, Karolu Nawrocki. Czy będzie Pan prowadził podobną politykę wobec Putina i Unii Europejskiej?”. Sikorski w kilku słowach celnie zakpił z Nawrockiego, obnażając absurdalność jego kandydatury i niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą poparcie Orbána. Pytanie o politykę wobec Putina i UE nie jest przypadkowe – Orbán od lat balansuje na granicy zdrady Zachodu, blokując unijne sankcje na Rosję i podważając jedność Europy. Sikorski, z adekwatną sobie przenikliwością, wskazuje, iż Nawrocki, przyjmując wsparcie Orbána, stawia się w jednym szeregu z tymi, którzy wolą służyć interesom Kremla niż walczyć o silną, zjednoczoną Europę. To kpina z polskich aspiracji i dowód, iż Nawrocki nie rozumie, czym jest odpowiedzialność na arenie międzynarodowej.
Polska potrzebuje prezydenta, który będzie budował mosty z Europą, a nie ją niszczył. Poparcie Orbána dla Nawrockiego to czerwona flaga – ostrzeżenie przed tym, co czeka nas, jeżeli damy się zwieść populistycznym hasłom PiS. Nawrocki to kandydat bez wizji, bez zasad i bez szacunku dla demokratycznych wartości. Jego milczenie wobec słów Orbána jest wymowne – to zgoda na autorytarną przyszłość, której Polacy nie chcą i na którą nie zasługują.