Siewcy lęku z PiS. Ardanowski zapowiada upadek polskiej wsi

1 miesiąc temu
Zdjęcie: Ardanowski


PiS ma jedną metodę uprawiania polityki – sianie strachu. Od lat tym samym tonem ostrzega przed Brukselą, Niemcami, uchodźcami, a teraz – przed Ameryką Południową i Ukrainą. Najnowszy głos w tej orkiestrze należy do Jana Krzysztofa Ardanowskiego, byłego ministra rolnictwa, który właśnie obwieścił, iż umowa z Mercosurem i import żywności z Ukrainy „doprowadzą do bankructwa polskich rolników”.

Słowa te nie dziwią. Dziwi natomiast, iż Ardanowski – człowiek, który przez lata odpowiadał za stan polskiego rolnictwa – wciąż mówi o zagrożeniach tak, jakby dopiero co zszedł z trybun wiejskiego zjazdu, a nie z rządowych foteli.

„Muszą rolnicy otrzymać jakieś pieniądze, bo pozrywały się płatności, zdolności kredytowe. Są do spłaty kredyty, a to są gospodarstwa najczęściej zadłużone – te będą bankrutami w pierwszej kolejności” – mówi Ardanowski. I trudno się nie zgodzić, iż rolnictwo przeżywa dziś kryzys. Problem w tym, iż politycy PiS sami przez lata hodowali ten model: uzależniony od dopłat, zadłużony, bez zabezpieczeń rynkowych i innowacji.

Gdy przez osiem lat partia Kaczyńskiego miała pełnię władzy, zamiast nowoczesnej polityki rolnej proponowała rolnikom opowieści o wrogiej Brukseli, złych koncernach i „polskim serze, który obroni Europę”. Dziś, gdy ziemniaki gniją w polu, a przetwórnie wolą tańszy import, Ardanowski podnosi alarm, iż „to koniec rolnictwa w naszym kraju”. Ale to on sam współtworzył system, który uczynił polskiego rolnika ofiarą zależności od dopłat i niestabilnych rynków.

Były minister ostrzega: „Jeżeli jeszcze do tego, co z Ukrainy i za chwilę z Rosji będzie, idzie tej żywności, jak dojdzie Ameryka Południowa, to jest po rolnictwie w naszym kraju”. Słowa dramatyczne – i jak zawsze w PiS – obliczone na wywołanie emocji. Ale Ardanowski nie mówi, iż sam jego rząd przez lata nie potrafił zbudować narzędzi ochrony rynku, które teraz mogłyby zadziałać.

To wygodne: winna Unia, winna Ukraina, winny świat. Nigdy PiS, który rozdawał pieniądze bez strategii, utrwalał archaiczny model rolnictwa i z każdym kryzysem obiecywał „rekompensaty”. Dziś, gdy premierzy zmieniają się szybciej niż ceny nawozów, a rolnicy z desperacją liczą kolejne kredyty, Ardanowski mówi o potrzebie „kilkuset milionów złotych pomocy”. Tak, jakby problem dało się załatwić kolejnym przelewem z budżetu.

Były minister chwali przy okazji prezydenta Karola Nawrockiego za próby zablokowania umowy z Mercosurem. „To, co powinno być załatwione przez rząd, próbuje jeszcze pan prezydent – może już za późno – ale jeszcze próbuje coś ratować” – mówi Ardanowski. Trudno o lepszy symbol chaosu w obozie prawicy: rząd, który nie działa, i prezydent, który próbuje „ratować”, ale sam nie wie, przed czym.

W rzeczywistości umowa z Mercosurem – dotycząca liberalizacji handlu z krajami Ameryki Południowej – jest negocjowana od lat i obejmuje całą Unię Europejską. Żaden polski prezydent nie jest w stanie jej zablokować jednoosobowo. Ale dla polityków PiS fakty są mniej ważne niż narracja. Ważne, żeby brzmiało jak w filmie katastroficznym: „jeśli wejdzie ta żywność, to jest po rolnictwie w Europie”.

To nie przypadek, iż politycy PiS z uporem mówią językiem zagrożeń. Bo tylko w atmosferze lęku mogą udawać obrońców wsi. Ardanowski, zamiast rozliczyć się z lat własnej bezczynności, znów staje w roli proroka katastrofy. A przecież rolnicy potrzebują dziś nie nowych ostrzeżeń, ale planu – inwestycji w przetwórstwo, innowacje, eksport i realnego wsparcia na poziomie unijnym.

PiS przez lata budował swoją wiejską bazę polityczną na emocjach. Teraz zbiera plony tej strategii: gnijące warzywa, zadłużone gospodarstwa, sfrustrowani rolnicy i politycy, którzy potrafią tylko krzyczeć, iż „będzie po rolnictwie”.

Strach to jedyne, co PiS ma dziś do zaoferowania polskiej wsi. A Ardanowski – zamiast bić na alarm – powinien wreszcie zapytać sam siebie, dlaczego ten alarm brzmi tak znajomo. Bo może to nie Mercosur zagraża polskiemu rolnictwu, tylko polityka, która od lat udaje, iż wystarczy krzyczeć, by coś urosło.

Idź do oryginalnego materiału