Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, od lat buduje swoją pozycję na niezachwianej pewności siebie i sile narracji. Tym razem prezes PiS podczas spotkania w Olsztynie zabrał głos w sprawie edukacji najmłodszych, mówiąc o rzekomej „seksualizacji dzieci od zera do czterech lat”.
„To jest horrendum. Jak ja bym coś takiego usłyszał kilkanaście, już nie mówiąc kilkadziesiąt lat temu, to po prostu bym uważał, iż to jest jakiś głupi żart, iż to ktoś po prostu ze szpitala psychiatrycznego” – stwierdził Kaczyński, dodając, iż dziś taki absurd „wprowadza się na poważnie”.
Nie sposób nie dostrzec tu problemu podstawowego: prezes PiS wypowiada się na tematy, o których nie ma realnej wiedzy ani pojęcia. System edukacji, psychologia rozwojowa czy programy wychowawcze dla najmłodszych wymagają przygotowania, badań i doświadczenia, a nie jedynie emocjonalnej reakcji polityka. Kaczyński swoją retoryką nie tylko bagatelizuje realne problemy edukacyjne, ale też wprowadza opinię publiczną w błąd, strasząc czymś, co w praktyce nie istnieje w formie, o której mówi.
Wystąpienie w Olsztynie to klasyczny przykład politycznej gry: wielkie słowa, dramatyczne określenia, wprowadzenie strachu. Prezes mówi o „totalnym absurdzie”, o czymś, co nazwał „horrendum”, nie wskazując ani jednego dowodu, programu, ani przykładu z życia codziennego polskich szkół. To nie jest analiza, to retoryka mająca poruszyć emocje zwolenników.
Polityka publiczna wymaga konkretnych danych, a nie metafor i porównań do szpitali psychiatrycznych. Tymczasem Kaczyński zamiast argumentów przedstawia obraz świata oderwany od faktów, w którym dzieci są rzekomo narażone na coś, czego nie doświadczają. I choć publiczność reaguje oklaskami, dla wszystkich, kto zna realia systemu edukacji, wypowiedź brzmi groteskowo.
Prezes PiS poruszył również temat zwycięstwa Karola Nawrockiego, wskazując, iż teraz czas na „drugi etap”. „Tamci byli przekonani, nasi przeciwnicy, iż wygrają, iż mają to w kieszeni. Nasz kandydat pełen energii, niebywałej siły, ale przecież był człowiekiem nie tak bardzo znanym… Okazało się, iż to ten, który może wygrać i który może przejść do ofensywy” – mówił Kaczyński.
W tym fragmencie widać, iż prezes koncentruje się przede wszystkim na własnej wizji politycznej ofensywy, zamiast na rzeczywistych problemach kraju. Sukces wyborczy jednego człowieka jest tu ważniejszy niż dyskusja o realnych potrzebach społeczeństwa, edukacji czy bezpieczeństwie dzieci. Polityk, który traktuje swoje zwycięstwa jak dowód kompetencji, zaczyna mylić własne ambicje z rzeczywistością.
Kaczyński podkreśla: „Ale ta ofensywa to nie może być tylko ofensywa jednego człowieka. Nawet, o ile to jest prezydent Rzeczypospolitej. To musi być ofensywa całej naszej formacji, całego obozu patriotycznego”. To zdanie odsłania całą logikę polityczną prezesa: rzeczywistość jest podporządkowana strategii partii, a nie odwrotnie. Nie chodzi o dobro obywateli, ale o mobilizację własnego obozu i utrzymanie władzy.
Największym problemem w tej retoryce jest oderwanie od faktów i realiów. Mówiąc o „seksualizacji dzieci” i stosując dramatyczne określenia, Kaczyński nie odnosi się do istniejących programów, nie pokazuje badań ani ekspertów. Nie pyta, nie analizuje, nie ocenia skutków – a jedynie wywołuje emocje. To pokazuje polityka, który mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia, a jego opinia w istocie dezinformuje społeczeństwo.
Polityka wymaga odpowiedzialności, precyzji i wiedzy. Wypowiedzi Kaczyńskiego pokazują, iż te cechy schodzą na drugi plan, gdy na pierwszym miejscu stawiana jest walka o własny obóz, kontrola narracji i mobilizacja zwolenników.
Jarosław Kaczyński znów pokazuje, iż potrafi poruszyć tłum emocjonalnymi i dramatycznymi słowami. Ale to nie jest wystarczające w kontekście odpowiedzialnej polityki. Polityk, który wypowiada się o edukacji najmłodszych dzieci bez jakiejkolwiek merytorycznej podstawy, traci wiarygodność i prowadzi opinię publiczną w błąd. Sukcesy wyborcze i partyjna ofensywa nie zastąpią rzetelnej wiedzy ani odpowiedzialnego podejścia do realnych problemów kraju.
W efekcie mamy lidera, który mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia, a społeczeństwo pozostaje z pytaniem: czy polityka ma służyć dobru obywateli, czy jedynie własnym ambicjom i strachowi, który wywołuje słowami?