Sęk w narracji Sęka. Sikorski tłumaczy polską politykę

5 godzin temu
Zdjęcie: Sikorski


W polskiej polityce nic tak nie obnaża jakości debaty publicznej, jak moment, w którym opozycja reaguje alergicznie na głos rozsądku. Ostatnia krytyka Radosława Sikorskiego ze strony Szymona Szynkowskiego vel Sęka — byłego szefa MSZ, dziś posła PiS — jest podręcznikowym przykładem tego mechanizmu. Wystarczyło jedno wystąpienie ministra w Sejmie, by dawny gospodarz resortu wpadł w ton moralnej paniki.

W udzielonym portalowi DoRzeczy.pl wywiadzie Sęk wielokrotnie powtarza tezy, które z rzeczywistością mają mniej wspólnego niż z polityczną potrzebą chwili. Już pierwsze zdania sugerują, iż były minister ogląda polską dyplomację wyłącznie przez filtr własnych frustracji. „To rzecz niebywała, skrajnie szkodliwa i antypaństwowa. Radosław Sikorski nie zdał egzaminu z odpowiedzialności za państwo” — ocenia, odnosząc się do wystąpienia, którego, jak sam przyznaje, choćby nie wysłuchał w całości. Trudno o lepszą metaforę stylu, w jakim jeszcze niedawno zarządzano polską dyplomacją.

Paradoks polega na tym, iż obecny minister — niezależnie od kontrowersyjności wypowiedzi — zabrał głos w sprawie strategicznej: fali dywersji i rosyjskiej aktywności destabilizującej region. Dyskusja o tym, w jakim stopniu państwo jest przygotowane na ataki hybrydowe, powinna być naturalnym punktem wspólnym ponad podziałami. Byłaby, gdyby poprzednia ekipa nie traktowała państwa jak narzędzia do kreowania propagandowych narracji.

Sęk, zamiast merytorycznego odniesienia się do treści wystąpienia, woli reagować instynktem obronnym. „W pierwszych zdaniach zaczął atakować prezydenta, to uznałem, iż to przekroczenie pewnej granicy” — mówi. Problem w tym, iż granice te wyznacza raczej jego własna polityczna wrażliwość niż fakty. Sikorski nie zrobił nic ponad to, co powinien zrobić minister spraw zagranicznych: wskazał na odpowiedzialność najwyższych urzędów państwowych za bezpieczeństwo kraju i konsekwencje decyzji podejmowanych poza strukturami rządu.

Sęk zarzuca Sikorskiemu „życie w świecie”, w którym krytyka UE oznacza Polexit. „Prezydent bardzo jasno mówił wiele razy o naszym miejscu… Nigdy choćby nie sugerował, iż to miejsce mogłoby być poza UE” — przekonuje. Problem w tym, iż doświadczenie ostatnich ośmiu lat zupełnie temu przeczy. Napięcia wokół praworządności, próby osłabiania wspólnych instytucji, ataki na TSUE — to wszystko były realne działania, nie fantazje.

Dziś politycy dawnego obozu władzy próbują przedstawić siebie jako nieskazitelnych europejskich realistów, choć to ich polityka doprowadziła do głębokiej izolacji Polski w Brukseli. Sikorski zasadnie wskazuje, iż to nie krytyka, ale destrukcja europejskiej solidarności stwarzała realne ryzyko marginalizacji kraju.

Jeszcze bardziej znamienna jest część wywiadu dotycząca aktów dywersji na polskiej kolei. Sęk oskarża rząd o brak szczelności granic: „Tymczasem przez tę granicę przejechali ludzie, co do których wiadomo, iż wcześniej miały na koncie akty dywersyjne”. Słowa te brzmią jak wyrzut… do samego siebie. To przecież jego rząd przez lata odpowiadał za system, którego luki dziś tak dramatycznie się ujawniają.

W tej sytuacji Sikorski nie tylko trafnie diagnozuje problem, ale podejmuje decyzje realne i wymierne — jak likwidacja ostatniego rosyjskiego konsulatu w Polsce. choćby Sęk przyznaje, iż to „dobra decyzja”. Trudno o większy komplement.

Wbrew temu, co próbuje sugerować były minister, to nie Sikorski „nie zdał egzaminu”. Egzaminem dla polskiej polityki jest dziś uczciwość wobec faktów, gotowość do rozliczenia błędów poprzednich lat i odwaga, by mówić wprost o zagrożeniach. Tego właśnie brakuje w narracji Sęka — który woli kryć się za frazesami niż zmierzyć z rzeczywistością.

Sikorski nie jest politykiem idealnym. Ale w odróżnieniu od swoich poprzedników nie udaje, iż bezpieczeństwo i europejska przyszłość Polski zależą jedynie od dobrego samopoczucia rządzących. I to jest dziś różnica fundamentalna.

Idź do oryginalnego materiału