Ścieki leją się do polskich rzek. System ostrzegania nie działa

1 miesiąc temu

System ostrzegania mieszkańców przed dopływami do rzek toksycznych ścieków nie działa. Potwierdził to w swoich ustaleniach Przemysław Błaszczyk, dziennikarz RMF MAXX współpracujący z redakcją SmogLabu. Dlaczego polskie rzeki są w tak fatalnym stanie i co można z tym zrobić? Punktem wyjścia jest ogromny pożar składowiska w Siemianowicach Śląskich, podczas którego zabrakło apelu odpowiednich służb, mimo iż wydawanie ostrzeżeń rekomendują wojewodom Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska.

Pożar składowiska nielegalnych odpadów w Siemianowicach Śląskich wybuchł 10 maja. Ponad 600 strażaków walczyło z nim ponad tydzień. Dziś okazuje się, iż chemia ze składowiska trafiła do rzek, a służby środowiskowe nie zadziałały prawidłowo.

Jak to możliwe? Zignorowane zostały alarmujące wyniki badań wód w rzece Przemszy. W błąd miał zostać wprowadzony także wojewoda. Inspektorzy WIOŚ nie zauważyli, iż w dwóch próbkach wody wykryto wysokie wartości chemicznego zapotrzebowania na tlen (ChZT). – Te wskazywały, iż rzeka ta jest bardzo silnie skażona związkami organicznymi, o których identyfikacji nikt choćby nie pomyślał. Jak zwykle poprzestano na wąskim zakresie badań, zabrakło też koordynacji czasowej podczas pobierania próbek – wylicza prof. Mariusz Czop z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH.

Urzędników nie zastanowiło nawet, to, iż woda w całej rzece Przemszy miała silny chemiczny zapach, a wartości ChZT ponad dwa razy przekraczała dopuszczalną normę dla ścieków przemysłowych. Nie dowiemy się niestety, co dokładnie spływało Brynicą, Przemszą i Wisłą, ale jest jasne, iż mogły to być bardzo toksyczne i niebezpieczne dla ludzi i środowiska substancje chemiczne.

Na wykresie: Toksyczna fala związków organicznych po pożarze w Siemianowicach przy ujściu rzeki Przemszy do rzeki Wisły. Opracowanie – prof. Mariusz Czop, AGH

Polskie rzeki to ścieki

To tylko jedna z wielu sytuacji, która pokazuje, jak traktowane są rzeki w naszym kraju. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak woli politycznej i priorytetów – tłumaczy Paweł Augustynek Halny z Koalicji Ratujmy Rzeki. – Na inwestycje w poprawę jakości wód powinny iść moim zdaniem większe pieniądze niż w tej chwili. Myślimy głównie o inwestycjach w infrastrukturę transportową, przemysłową, sportową, i to są wszystko ważne rzeczy, ale w sytuacji, w której mamy tak poważny problem z zanieczyszczeniem wody w rzekach trzeba zrobić z walki ze ściekami prawdziwy priorytet polityczny, na równi z innymi, którymi zwykle chwalą się politycy, przecinając wstęgi na inwestycjach.

Susze i gwałtowne opady a do tego zniszczone zdegradowane, wybetonowane rzeki i ich dopływy, masa rowów odwadniających to powód tak gwałtownych powodzi błyskawicznych i podtopień.

– Mamy z nimi do czynienia teraz kilka razy w miesiącu choćby tutaj wokół Krakowa, co za tym idzie, cierpią na tym mieszkańcy – przypomina Paweł Chodkiewicz, Strażnik Rzek WWF. – Brakuje retencji wody. Ta, zamiast gromadzić się w krajobrazie, w zieleni miejskiej, spuszczana jest do studzienek kanalizacyjnych. A wiecie gdzie taka woda opadowa bardzo często trafia? Do oczyszczalni ścieków, gdzie deszczówka zmieszana ze ściekami jest włączana w proces oczyszczania, po drodze często przeciąża system kanalizacyjny, prowadząc do otwarcia przelewów burzowych i zrzutu ścieku prosto do rzek – tłumaczy ekspert.

W 2017 roku, gdy o problemie alarmowały media, wspomniany przez Chodkiewicza przelewów burzowych w samym Krakowie było ponad 30. Dzisiaj przelewów burzowych z kanalizacji ogólnospławnej w stolicy małopolski jest już 40.

Więcej chemicznych ścieków, mniej czystej wody

Skala zaniechań i zaniedbań jest porażająca. Przykładem są kopalnie węgla kamiennego i rud miedzi, które zarówno do Wisły, jak i do Odry zrzucają silnie zasolone i zanieczyszczone wody. przez cały czas nie mają i choćby nie planują budowy nowoczesnych systemów odsalania i oczyszczania wód dołowych. Podobny problem dotyczy wielu firm i dużych koncernów, w tym również przedsiębiorstw państwowych tak jak to ma miejsce w przypadku skażenia Potoku Olszanickiego w Krakowie przez Międzynarodowy Port Lotniczy Kraków – Balice.

Trujemy środowisko wodne na potęgę – potwierdza wspomniany prof. Mariusz Czop z AGH. Zdaniem naukowca przede wszystkim musimy poprawić efektywność oczyszczania ścieków poprzez zastosowanie nowoczesnych i wysokosprawne metody oczyszczania. – Wtedy możliwe będzie skutecznie ograniczenie ładunki zanieczyszczeń trafiających do rzek. Musimy też odciąć zrzuty wszelkiego rodzaju ścieków nieoczyszczonych, no i zająć się wszystkimi tymi, którzy w sposób nielegalny odprowadzają je do rzek i potoków – wskazuje prof. Czop.

– Pewne zakłady wręcz trzeba zamknąć, trzeba im po prostu cofnąć pozwolenia wodnoprawne. Wiem, iż to poważny temat, ale trzeba niestety te niewygodne decyzje polityczne podjąć – dodaje wspomniany Augustynek Halny.

Dużym problemem w oczyszczaniu ścieków jest w tej chwili ich zmieniający się skład. – Ścieki aktualnie to jest zupełnie co innego niż 10, czy 20 lat temu. Są w nich zupełnie nowe substancje, dużo cięższa chemia trudniejsza do usuwania. Trzeba się dostosować do tych nowych wyzwań i rzeczywiście te „oporne” chemikalia skutecznie eliminować – wyjaśnia prof. Czop.

Mowa m.in. o tzw. trwałych związkach organicznych (ang. persistent organic pollutants), w tym węglowodorach aromatycznych, pestycydach, lekach, hormonach, dodatkach do chemii gospodarczej i budowlanej oraz mikroplastikach. – Tylko niewielka cześć z nich jest w ogóle badana – przyznaje naukowiec.

Jak uratować rzeki?

W lipcu na wniosek aktywistów i wędkarzy w siedzibie Wodociągów Krakowskich odbyło się pierwsze spotkanie robocze zespołu, którego celem jest poprawa jakości rzek w Krakowie. Jego inicjatorem był Paweł Chodkiewicz, który dla wielu osób stał się jedyną nadzieją na skuteczne działanie. Od prawie 3 lat to do niego mieszkańcy zgłaszają przypadki skażenia i zanieczyszczenia wód, bo nie wierzą w sprawne działanie służb.

– Przed wszystkim szukamy gospodarza rzek. Chcemy, aby wszystkie jednostki zajmujące się środowiskiem wodnym, takie jak: Wody Polskie, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, Wodociągi Krakowskie, jednostka Klimat-Energia-Gospodarka Wodna i Wydział Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa współdziałały ze sobą, a nie przerzucały się odpowiedzialnością – tłumaczy prof. Czop.

Postulatów jest wiele: od monitoringu rzek, przez ograniczenie zrzutu ścieków i ambitne projekty renaturyzacyjne.

– Musimy postawić na odtwarzanie naturalnych koryt rzek, żeby woda mogła się naturalnie w tym korycie rozlewać – tłumaczy Chodkiewicz.

Kolejnym olbrzymim zaniedbaniem jest niedofinansowanie renaturyzacji rzek. – Na gigantyczną infrastrukturę hydrotechniczną rzekomej ochrony przed powodzią chce się brać pożyczki z Banku Światowego i to grube miliardy. Mówię rzekomej, bo mamy poważne wątpliwości w koalicji, jeżeli chodzi o skuteczność tych rozwiązań. A w tym czasie projekty renaturyzacji rzek, które są konieczne ze względu na suszę, ale też ochronę przed powodzią, jak również, jeżeli chodzi o samooczyszczanie rzek, leżą wciąż w szufladzie, a powinny być priorytetem i to nadrzędnym nad betonowymi inwestycjami. – zwraca uwagę wspomniany Augustynek Halny.

Takie projekty społecznicy chcieliby realizować na wszystkich krakowskich rzekach.

Na razie udało się załatwić dwie sprawy. – Czytelne oznaczenie tych 40 przelewów burzowych z kanalizacji oraz usprawnienie procedur reagowania na zgłoszenie zanieczyszczenia rzek – wyjaśnia Chodkiewicz.

Kolejne spotkania w tej sprawie zaplanowano po wakacjach.

  • Czytaj także: Magnesem z lodówki zrobił więcej niż urzędnicy przez kilka lat. „Tykająca bomba”

Zdjęcie tytułowe: Paweł Chodkiewicz

Idź do oryginalnego materiału