Satyryczny Przegląd Energetyczny (24.12.2024)

konradswirski.blog.tt.com.pl 2 dni temu

Lista energetycznych mitów i jak z nimi walczyć przy stole wigilijnym

Święta pojawiają się (jak co roku), a to doskonała okazja, by usiąść przy bogato zastawionym stole w gronie rodzinnym. Przy barszczu z grzybami zawsze pojawiają się rodzinne rozmowy i często narzekania – zarówno na świat, jak i na problemy związane z energią. Może warto jednak rozprawić się z kilkoma mitami, aby spędzić te święta w ciepłej i radosnej atmosferze?

Strasznie drogie rachunki za energię (prąd) i gaz… tu narzeka adekwatnie każdy. Wysoka cena na rachunkach nie jest aż tak wysoka (wiem, iż wiele osób w to nie wierzy) jeżeli spojrzymy na ceny na rynkach światowych. Jeszcze przed wojną w Ukrainie ceny surowców na rynkach globalnych poszybowały w górę – na przykład gaz zdrożał choćby 5-7 razy, podobnie jak węgiel. W rezultacie ceny prądu i gazu zaczęły gwałtownie rosnąć, na co wszystkie rządy w Europie odpowiedziały programami ochrony kosztów (w Polsce zamrożono ceny energii i gazu). Obecne ceny na rynkach światowych zaczynają się stabilizować (idą powoli w dół – m.in. dlatego, iż Europa znalazła alternatywne ścieżki dostaw gazu zamiast importu z Rosji W 2025 roku ceny energii i gazu pozostaną zamrożone (energia do września, gaz do połowy roku), a jeżeli w mediach mówi się o podwyżkach, to dotyczą one jedynie składnika ceny za tzw. dystrybucję (dostawę), co może skutkować wzrostem rachunków o maksymalnie 5-10% (przy inflacji na poziomie około 7%). Wielu osobom wydaje się to drogo, ponieważ dzisiejsze rachunki są choćby dwa razy wyższe niż te sprzed 5 lat. Należy jednak uwzględnić wzrost płac – i w efekcie możemy kupić mniej więcej tyle samo kWh, co dawniej. W przypadku ewentualnego zakończenia wojny w Ukrainie, w 2025 roku ceny mogą stopniowo spadać, choć będzie to proces powolny, ponieważ programy „zamrożenia” cen miały efekt uboczny – zlikwidowały wolny rynek i konkurencję, którą trzeba będzie odbudować. A dla zabawy przy barszczu i grzybowej można też przeczytać sobie rachunki z prąd i gaz, szczególnie proszę sprawdzić pozycję opłata abonamentowa. Sprawdźmy czy u nasz dostawca wysyła faktury elektronicznie – wersja papierowa może kosztować choćby około 10 zł miesięcznie, a przejście na sprawdzanie komputerowe może dać choćby szybkie 100 złotych prostych oszczędności rocznie.

Górnicze złoto w Polsce, a zła Unia, która nie pozwala nam go wydobywać (a Chińczycy budują elektrownie węglowe)… sama transformacja energetyczna i polityka Unii Europejskiej jest wdzięcznym tematem do narzekań, ale też i sporów. Zielony Ład (Green Deal) dla niektórych porównywalny jest do komunistycznych ideologii i opresyjnego zniewolenia. Ale o co tak naprawdę chodzi i jaki jest cel tych działań?

Zielony Ład ma na celu przede wszystkim wyeliminowanie importu paliw kopalnych do Europy – ropy naftowej, gazu i węgla – i zastąpienie ich odnawialnymi źródłami energii (a być może także częściowo energią jądrową). W Polsce płacimy rocznie co najmniej 100 miliardów (!) złotych za import surowców – zwykle z państw, które nie są ani demokratyczne, ani nie przestrzegają pokojowych zasad. Eliminacja paliw kopalnych (planowana na lata 2040-2050) dałaby szansę na rozwój europejskiego przemysłu opartego na nowych technologiach, a przy okazji finalnie także i tańszą energię dla naszych domów (konieczna jest faza przejściowa transformacji i przebudowa systemu). Pytanie, które pojawia się od razu, brzmi: dlaczego Polska nie może kontynuować wydobycia węgla (kamiennego) tak jak inne kraje na świecie? Prosta odpowiedź: jest to u nas po prostu za drogie. Wszyscy wielcy światowi producenci wydobywają w kopalniach odkrywkowych, a my schodzimy głęboko pod ziemię (bo wydobywamy węgiel już od ponad 100 lat). W rezultacie wydajność polskich kopalń jest bardzo niska, a koszty wydobycia – niekonkurencyjne. Dziś węgiel na rynkach światowych kosztuje 115 $/tonę, a nasze koszty wydobycia ok. 200 $/tonę. Oczywiście, węgiel kosztował choćby 400 USD za tonę, ale miało to miejsce w okresie szczytu cen surowców po rosyjskiej agresji w 2022 roku. Z kolei narzekanie, iż zamykamy polskie elektrownie węglowe, podczas gdy Chińczycy budują je na potęgę, także nie jest już prawdą. Chińczycy rzeczywiście przez cały czas potrzebują coraz więcej energii i budują nowe elektrownie węglowe. W ostatnich latach, a szczególnie w 2024 roku, widać już zmianę polityki. Wciąż budowane są elektrownie węglowe (w 2024 roku ma to być 110 GW, co pokazuje skalę chińskiej energetyki – te nowe bloki to co najmniej trzy razy więcej niż cała nasza energetyka węglowa). Jednocześnie gwałtownie rosną nakłady na energetykę odnawialną (co najmniej 300 GW w 2024 roku). jeżeli spojrzymy na inwestycje, to w Chinach wydano aż 50% wszystkich światowych środków na inwestycje w OZE. Moc elektrowni OZE w Chinach już teraz przewyższa moc elektrowni węglowych (choć jeszcze nie osiągnęła tego samego poziomu pod względem produkcji), ale kierunek jest jasny – Chiny przechodzą na odnawialne źródła energii i równocześnie rozwijają energetykę jądrową (150 nowych reaktorów w ciągu 15 lat – porównajmy to z naszym programem budowy 1-3 reaktorów). jeżeli więc już chcemy narzekać, mamy naprawdę dobry powód – ogromne chińskie inwestycje, dodatkowo sponsorowane i dotowane przez państwo, dają przewagę chińskim producentom turbin wiatrowych i paneli słonecznych, przez co import z Azji rujnuje europejski przemysł zielonej energii. Europa stara się odpowiedzieć na to nowym programem – tzw. Net Zero Industry Act – który ma na celu dotowanie sektora produkcji energii odnawialnej.

Za chwilę Unia zlikwiduje samochody na benzynę, a za kocioł gazowy trzeba będzie płacić krocie… To kolejny powód, by krytykować zły Zielony Ład i złą Unię. Przejście na samochody elektryczne jest jednak już przesądzone – zastąpią one samochody spalinowe, podobnie jak komórki wyrzuciły telefonię stacjonarną z rynku. Jesteśmy w momencie zmiany struktury cen, a tak jak kiedyś komórki były wielkimi, kosztownymi urządzeniami zarezerwowanymi dla najbogatszych, by potem stać się wyposażeniem każdego z nas, tak samo stanie się z samochodami elektrycznymi. Baterie samochodowe (największy składnik kosztu) potaniały dziesięciokrotnie (!) w ciągu ostatnich 5-6 lat i najprawdopodobniej potanieją jeszcze 3-5 razy do 2030 roku (a może i więcej). Samochód elektryczny (około 2027-2030 roku) nie będzie wcale droższy od spalinowego, a na jednym naładowaniu baterii będzie można przejechać ponad 1000 km (dwa razy więcej niż dziś). Alternatywą pozostaje oczywiście wolność w 20-letnim Dieslu, który emituje szczególnie dużo cząsteczek stałych (i innych toksycznych substancji) w spalinach, co wcześniej czy później przyniesie problemy z płucami. Tu warto przypomnieć walkę producentów benzyny ołowiowej z bezołowiową w USA w latach 70-tych – podobnie jak wtedy, argumenty o „wolności” i „dlaczego płacić więcej” mogą okazać się złudne. Na razie (choć propozycja jeszcze nie została wdrożona) zakaz rejestracji nowych samochodów spalinowych w UE po 2035 roku staje się po prostu niepotrzebny – tylko niewielka grupa pasjonatów motoryzacji z warczeniem silników będzie kupować takie samochody w tym czasie. Tu jednak powinno nas niepokoić coś innego – rosnąca konkurencja chińskich elektryków (zachęcam do spojrzenia na chińskie fabryki, chińskie samochody, a choćby chińskie drogi). Już teraz są one tańsze i pod względem jakości porównywalne z europejskimi. To właśnie ta konkurencja jest główną przyczyną problemów europejskiego sektora motoryzacyjnego, w tym także fabryk w Polsce. Powinniśmy więc martwić się nie tyle o postęp techniczny, co o to, iż USA i Chiny mogą nas wyprzedzić. Podobna sytuacja dotyczy kotłów gazowych (i nadchodzącej tzw. Dyrektywy ETS 2 dla budynków). Na pewno stymulowane naciskami lobbystów nowe regulacje unijne zwracają uwagę na zużycie paliw kopalnych do ogrzewania domów, a celem jest ich eliminacja do 2050 roku. Jest to częściowo program wspierania inwestycji w pompy ciepła i inne nowe formy ogrzewania (zakładając, iż sama energia będzie tańsza za dekadę dzięki powszechnemu wykorzystaniu OZE). Wprowadzenie ETS2 ma na celu ukazanie, iż ogrzewanie gazowe (w długiej perspektywie) stanie się niekonkurencyjne i będzie musiało zostać wycofane. Proces wymiany pieców gazowych będzie trwał około 20 lat, a szczególnie w nowych domach warto już teraz zwrócić uwagę na możliwość instalacji nowych technologii.

Sama dyrektywa nie została jeszcze uchwalona (ma obowiązywać od 2027 lub 2028 roku, ale realizowane są dyskusje), a ewentualny koszt (którego nikt choćby nie zadał pytania) wyniesie od 5 do 80 zł miesięcznie (ta najwyższa kwota dotyczy posiadaczy bardzo dużych domów). Dyskusja o tym, po co wymienialiśmy piece węglowe na gazowe, jest naprawdę demagogiczna. Warto przypomnieć, iż domowy piec węglowy emituje ogromną ilość zanieczyszczeń, a im starszy, tym bardziej skłania do spalania jeszcze gorszych paliw (co prowadzi do większej emisji zanieczyszczeń) i choćby do palenia śmieci (co skutkuje dodatkowymi dioksynami). Alternatywą są całe spektrum chorób dróg oddechowych, które stanowią realne zagrożenie dla nas i naszych bliskich – coś, o czym warto porozmawiać przy barszczu. Więc podczas radosnych świąt – narzekajmy mniej lub narzekajmy na to, co naprawdę stanowi problem. Czy zdążymy się zmienić (w tym także polski przemysł) i czy nie będziemy odstawać w technologiach od innych? Jestem przekonany, iż Polska się zmieni. A samo narzekanie to tylko nasza cecha narodowa, bo paradoksalnie – lubimy nowe zmiany, technologie i wyzwania (i nie dajmy sobie wmówić, iż jest inaczej).

Idź do oryginalnego materiału