Sasin dziś krytykuje system. Wczoraj sam współrządził i nic nie zrobił

4 godzin temu
Zdjęcie: Sasin


W polskiej polityce nie brakuje ostrych słów, ale czasem to, co miało być krytyką rządzących, obnaża przede wszystkim słabość i hipokryzję autora. Tak właśnie brzmią ostatnie wypowiedzi Jacka Sasina.

Poseł PiS stwierdził: „nie możemy niestety czuć się bezpieczni w tej chwili w Polsce. Sytuacja z poprzedniej nocy pokazała, iż jednak polski system nie jest taki do końca, jakbyśmy sobie to wyobrażali. A nie ma się temu co dziwić, bo przez ostatnie prawie 2 lata rządu w tej koalicji nie zrobiono nic, aby nas zabezpieczyć skutecznie przed atakami dronów. Wojna się zmieniła”.

Trudno o bardziej paradoksalny komentarz. To prawda – wojna się zmieniła, a wraz z nią zmieniły się zagrożenia, takie jak ataki dronów, cyberprzestępczość czy dezinformacja. Ale czy rzeczywiście problemem jest wyłącznie ostatnie kilkanaście miesięcy? Czy można uczciwie mówić o zaniedbaniach obecnego rządu, pomijając fakt, iż przez osiem lat to właśnie PiS odpowiadało za bezpieczeństwo państwa?

Sasin nie jest politykiem z drugiego planu. Jako wicepremier i jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego miał wpływ na strategiczne decyzje państwa. To w czasie rządów PiS Polska powinna była przygotować się na zmieniające się oblicze współczesnych wojen. To wtedy można było wdrożyć nowoczesne systemy antydronowe, zainwestować w technologie obronne czy stworzyć przejrzyste procedury reagowania.

Tymczasem przez lata priorytetem były raczej medialne projekty, spektakularne zapowiedzi i konferencje prasowe. Owszem, podpisywano wielkie kontrakty na zakup czołgów czy samolotów, ale zabrakło równoległego myślenia o prostszych, tańszych, a dziś kluczowych rozwiązaniach – takich jak systemy zwalczania dronów. To właśnie one decydują o bezpieczeństwie w przestrzeni powietrznej, zwłaszcza w sytuacji, gdy tuż za granicą trwa pełnoskalowa wojna.

Gdy dziś Sasin mówi, iż „system nie jest taki, jakbyśmy sobie to wyobrażali”, mimowolnie przyznaje, iż PiS-owska wizja obronności była iluzją. Wystarczy wspomnieć choćby o „wojskach obrony terytorialnej”, które miały być dumą MON. Po latach okazuje się, iż nie one są realną odpowiedzią na zagrożenia XXI wieku, tylko technologie, które wówczas spychano na dalszy plan.

Trudno też pominąć, iż w okresie, gdy Sasin był wicepremierem, państwo polskie zmagało się z licznymi aferami i chaos organizacyjnym. W takich warunkach trudno było budować długofalową i poważną strategię obronną. Sasin – człowiek odpowiedzialny za nadzór nad spółkami Skarbu Państwa – zamiast modernizacji systemów bezpieczeństwa zasłynął raczej z organizacji wyborów, które nigdy się nie odbyły, a kosztowały miliony.

Kiedy dziś poseł PiS mówi o potrzebie skuteczniejszej obrony, ma rację – ale nie mówi całej prawdy. Bo jeżeli Polska rzeczywiście nie jest przygotowana w pełni na zagrożenia, to odpowiedzialność za ten stan spada w dużej mierze na tych, którzy rządzili najdłużej w ostatnich dekadach. Na tych, którzy mieli czas, pieniądze i pełnię władzy.

Sasin, jako wicepremier, współtworzył politykę bezpieczeństwa. To właśnie jego obowiązkiem – i całego rządu PiS – było przewidzieć, iż „wojna się zmieniła”. Dziś łatwo oskarżać obecnych ministrów, ale trudniej spojrzeć w lustro i przyznać, iż samemu nie zrobiło się wystarczająco wiele.

Obywatele oczekują, iż w sprawach bezpieczeństwa politycy będą mówić jednym głosem. W końcu chodzi o obronę kraju, a nie o kolejne sejmowe potyczki. Niestety, wystąpienie Sasina było bardziej próbą obarczenia odpowiedzialnością konkurentów niż poważnym głosem w dyskusji.

A przecież właśnie teraz Polska potrzebuje rzetelnej oceny zagrożeń i planu, który obejmie zarówno zakupy nowoczesnego uzbrojenia, jak i technologie chroniące przed dronami. Potrzebuje polityków, którzy przyznają się do błędów, zamiast udawać, iż wszystko zaczęło się dopiero po wyborach.

Sasin swoją wypowiedzią wystawił świadectwo całej formacji. Osiem lat rządów PiS miało być czasem budowania „silnej Polski”. Zamiast tego zostawiono nam system, który dziś – jak sam przyznaje – „nie jest taki, jakbyśmy sobie to wyobrażali”.

Trudno o bardziej gorzką konstatację. Bo jeżeli choćby jeden z głównych architektów tamtej polityki nie wierzy w jej efekty, to jak mają wierzyć obywatele? I jak mają czuć się bezpieczni, skoro ci, którzy mieli ich chronić, zajmowali się głównie politycznym teatrem?

Idź do oryginalnego materiału