Opublikowane nagranie rozmowy między Donaldem Tuskiem a Romanem Giertychem nie pozostawia wątpliwości – rozmowa została podsłuchana przy użyciu nielegalnych środków, prawdopodobnie Pegasusa, narzędzia szpiegowskiego przeznaczonego do walki z terrorystami. Zamiast terrorysty – lider opozycji. Zamiast ochrony demokracji – najpoważniejsze przęstepstwo.
To moment przełomowy. Jarosław Kaczyński, przez lata zaprzeczający jakoby jego ludzie inwigilowali opozycję, właśnie został złapany za rękę. Nie przez niezależnych dziennikarzy, nie przez śledczych. Przez swoich własnych medialnych pachołków, którzy – próbując uderzyć w obecny rząd – przypadkowo ujawnili coś o wiele groźniejszego: państwową zbrodnię na demokracji.
Kaczyński staje się oskarżonym numer jeden. Bo nie dość, iż jego formacja wciąż nie potrafi wyjaśnić licznych nieprawidłowości przy liczeniu głosów w ostatnich wyborach prezydenckich, to teraz potwierdzono coś znacznie gorszego – iż za jego czasów opozycja była inwigilowana z wykorzystaniem wojskowego systemu szpiegowskiego. A to oznacza tylko jedno: złamanie prawa na najwyższym szczeblu państwa.
Z lidera partii Jarosław Kaczyński stał się politycznym bandytą, który nie cofnął się przed niczym, by zachować władzę. Podsłuchiwał przeciwników politycznych, łamał konstytucję, niszczył niezależność sądów, a teraz – jak wszystko na to wskazuje – fałszował wybory. To nie są już tylko polityczne zarzuty. To gotowy akt oskarżenia i wyrok.
Ujawnienie rozmowy Tuska i Giertycha, która nie mogła zostać nagrana legalnie, otwiera drogę do serii postępowań karnych. W grę wchodzi nielegalna inwigilacja, przekroczenie uprawnień, nadużycie władzy i próba obalenia porządku demokratycznego. A to oznacza, iż w cieniu tej afery mogą runąć nie tylko resztki wiarygodności PiS, ale również cały układ ludzi odpowiedzialnych za represyjny aparat państwa z lat 2015–2023.