Sabotaż w Pałacu. Tusk demaskuje grę Nawrockiego

2 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


Konflikt między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim narasta z dnia na dzień, ale tym razem nie chodzi o kolejną wojenną retorykę między dwiema instytucjami. Stawką stają się ludzie — młodzi funkcjonariusze ABW i SKW, którzy od miesięcy czekają na swój pierwszy stopień oficerski. I bezpieczeństwo państwa, które — jak ostrzega premier — nie może być polem politycznych eksperymentów.

Wszystko zaczęło się od nagrania opublikowanego 7 listopada na platformie X. Premier Tusk zarzucił prezydentowi, iż zablokował 136 nominacji. Oskarżenie było jednoznaczne: prezydent nie tylko ingeruje w proces awansów, ale robi to w sposób, który destabilizuje służby specjalne. W warunkach podwyższonego zagrożenia i szerszego kontekstu geopolitycznego trudno to uznać za niewinną zwłokę.

Nawrocki natychmiast odpowiedział własnym wpisem. Twierdził, iż premier „podjął decyzję, iż szefowie służb specjalnych mają zakaz spotykania się z prezydentem RP”. Ta narracja miała odwrócić ciężar odpowiedzialności: to nie prezydent blokuje, ale rząd uniemożliwia konsultacje. Jednak Tusk nie pozostawił wątpliwości, publikując kolejne, znacznie ostrzejsze oświadczenie: „Prezydent uparcie odmawia podpisania wniosków dla młodych funkcjonariuszy (…) To sabotaż wymierzony w bezpieczeństwo państwa!”.

Słowo „sabotaż” jest mocne, ale w tym sporze premier użył go nie dla efektu, ale dla podkreślenia skali problemu. W państwie demokratycznym prezydent ma prawo zadawać pytania, konsultować i kontrolować. Nie ma jednak prawa przetrzymywać nominacji w nieskończoność, używając ich jako politycznego haka.

W kolejnych dniach sytuacja tylko się zaogniła. Tomasz Siemoniak, minister koordynator służb specjalnych, ujawnił, iż Kancelaria Prezydenta odesłała wniosek o nadanie pierwszych stopni oficerskich „bez rozpatrzenia”. Siemoniak ocenił to jednoznacznie: „ostateczna negatywna odpowiedź”.

W praktyce oznacza to, iż proces awansowania został zatrzymany, a młodzi funkcjonariusze — zostawieni w zawieszeniu. Na pytanie o powody Rafał Leśkiewicz, rzecznik prezydenta, powtórzył argument o konieczności spotkania: „Szefowie służb specjalnych powinni się stawić w Kancelarii Prezydenta (…), bo o tych nominacjach pan prezydent chciał porozmawiać”.

To jednak jedynie część narracji. Leśkiewicz stwierdził również, iż prezydent ma wątpliwości co do „zmiany sposobu szkolenia na pierwszy stopień oficerski”, która rzekomo wymaga wyjaśnień. Trudno nie zauważyć, iż takie argumenty pojawiły się dopiero po publicznym wybuchu konfliktu.

Wszystko to wygląda nie jak spór o procedury, ale próba budowania politycznej przewagi. Prezydent domaga się spotkania, ale jednocześnie powiązuje je z gotowością zatwierdzenia nominacji. To forma presji, która w praktyce stawia służby specjalne w roli zakładników — a na to, jak słusznie podkreśla Tusk, państwo nie może sobie pozwolić.

Brakuje tu elementarnego poszanowania ciągłości instytucjonalnej. Nominacje na pierwszy stopień oficerski to nie gest polityczny — to formalny etap kariery zawodowej. Procedury są jasne, a rola prezydenta jest wykonawcza, nie arbitralna. Tymczasem Nawrocki, poprzez kolejne odmowy i odsyłanie wniosków, wprowadza chaos, którego echo już odbija się w morale funkcjonariuszy.

W sporze o kompetencje zawsze można znaleźć obszar półcienia. Ale w sporze o bezpieczeństwo państwa nie ma już miejsca na wahanie. Tusk trafnie wskazuje, iż odmowa podpisania nominacji to nie zwykła biurokratyczna decyzja, ale działanie o realnych skutkach. jeżeli młodzi funkcjonariusze nie mogą wejść do służby z pełnym mandatem, służby nie mogą działać na pełnych obrotach.

W tym kontekście trudno nie przyznać premierowi racji: państwo musi działać, a nie czekać na prezydencką łaskę.

Spór o nominacje pokazuje, iż prezydent Nawrocki zamiast wzmacniać instytucje, tworzy niepotrzebne napięcia. A w sytuacji, gdy za wschodnią granicą trwa wojna, a reszta Europy wzmacnia swoje służby, Polska nie może pozwolić sobie na luksus personalnych gier.

Tusk nie atakuje dla politycznego efektu. Atakuje, bo państwo ma swoje obowiązki. I ktoś musi je przypomnieć, jeżeli prezydent o nich zapomina.

Idź do oryginalnego materiału