Rzekomy skandal, realna manipulacja. Morawiecki premier atakuje, by przykryć własne błędy

1 godzina temu
Zdjęcie: Morawiecki


Polska polityka od dawna żyje nie tylko realnymi problemami państwa, ale również tymi, które sami politycy chętnie konstruują — nierzadko po to, by przykryć własne potknięcia lub zyskać chwilowy rozgłos. Najnowsza burza wokół wypowiedzi ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka idealnie wpisuje się w ten schemat. Jedno zdanie z sejmowej mównicy stało się paliwem dla prawicy, która natychmiast okrzyknęła je „skandalem”, „przestępstwem” i wezwała do dymisji. A Mateusz Morawiecki, jak ma w zwyczaju, dołożył do tego swoją cegiełkę.

Przypomnijmy: podczas debaty o wecie ustawy dotyczącej kryptowalut Żurek powiedział z mównicy: „Pan Bosak powiedział wyraźnie na zamkniętym posiedzeniu, i mogę to powtórzyć: bitcoiny są ryzykownym inwestowaniem. To jest wiedza powszechna”.

W świecie racjonalnej polityki taka wypowiedź nie powinna wywołać trzęsienia ziemi. Przekonanie, iż bitcoin jest ryzykowny, nie jest ani tajemnicą państwową, ani informacją operacyjną. A jednak natychmiast pojawiły się oskarżenia o „ujawnienie tajemnicy”. Sławomir Mentzen alarmował: „Ujawnienie przez Żurka tej wypowiedzi jest przestępstwem!”. Z kolei Krzysztof Bosak zdementował, by wypowiedział takie słowa: „Nie wypowiedziałem takich słów”.

Nie byłoby w tym nic zaskakującego — politycy przeczą sobie nawzajem regularnie — gdyby nie to, jak gwałtownie do chóru krytyki dołączyli przedstawiciele PiS. Według nich Żurek miał złamać prawo, ujawniając przebieg obrad, które tylko w części dotyczyły rzeczywiście niejawnych kwestii związanych z bezpieczeństwem państwa. I choć wypowiedź Żurka dotyczyła dość ogólnej opinii o ryzykach inwestycyjnych, prawica postanowiła wykorzystać ten epizod jako pretekst do kolejnego politycznego ataku.

Wśród największych krytyków znalazł się były premier Mateusz Morawiecki. Na platformie X napisał: „Niezły ten Żurek, co? Jednego dnia kieruje lipny wniosek o Trybunał Stanu w sprawie rzekomego ujawnienia niejawnych informacji przez Mariusza Błaszczaka. Drugiego – sam na żywo ujawnia przebieg tajnego posiedzenia Sejmu. Czy kolejny wniosek do Trybunału Stanu wyśle we własnej sprawie?”.

Słowa Morawieckiego brzmią jak próba szybkiego, publicystycznego punktowania ministra, ale więcej mówią o samym byłym premierze niż o Żurku. Od lat Morawiecki stosuje prosty zabieg retoryczny: w obliczu niewygodnych tematów odwraca uwagę, wskazując winnych po drugiej stronie sporu. Tymczasem tu nie mamy do czynienia z żadnym oczywistym naruszeniem tajemnicy. Minister nie ujawnił nazwisk, danych, szczegółów operacyjnych ani treści, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu państwa. Mówił o powszechnie znanej charakterystyce kryptowalut.

Cała sejmowa debata odbywała się zresztą w określonym kontekście: tajne posiedzenie dotyczyło — według doniesień — możliwych zagrożeń związanych z rynkiem kryptowalut oraz „pojawiającego się rosyjskiego śladu”. Premier Donald Tusk wyjaśniał później:
Mówiłem o tym w szczegółach w części niejawnej, tajnej, prezentując nazwiska, liczby, nazwy firm, daty. Oczywiście tych informacji nie będę mógł w części jawnej powtórzyć”.

Wypowiedź Żurka nie dotyczyła jednak żadnych z tych informacji. Nie naruszała sensu klauzuli, o której mówił premier. A jednak opozycja zaczęła mówić jednym głosem o „przestępstwie”, wzywać do dymisji i grozić Trybunałem Stanu.

Ten rodzaj nadęcia jest charakterystyczny dla polskiej prawicy, która każdą okazję wykorzystuje do polaryzacji. W efekcie zamiast rzetelnej rozmowy o realnych zagrożeniach — jak bezpieczeństwo finansowe, możliwe wpływy obcych państw czy regulacja kryptowalut — opinia publiczna znów śledzi polityczną awanturę. A w tej awanturze Morawiecki odgrywa jedną ze swoich ulubionych ról: strażnika zasad, choć jego własny rząd wielokrotnie miał kłopoty z transparentnością.

W tym kontekście warto zauważyć, iż Żurek nie tylko wypowiedział się rzeczowo, ale też nie unikał odpowiedzialności za swoje słowa. To przeciwieństwo stylu, który Morawiecki reprezentował jako premier — stylu polityki, w której komunikat buduje się nie wokół faktów, ale wokół użytecznych narracji.

Burza wokół jednego zdania pokazuje więc nie tyle słabość Żurka, ile desperację jego krytyków. A jeżeli Morawiecki dopatruje się tu pretekstu do Trybunału Stanu, to mówi to więcej o jakości jego argumentów niż o rzekomej winie ministra.

Idź do oryginalnego materiału