Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości zaproponował utworzenie rządu technicznego, interpretując wynik wyborów prezydenckich – zwycięstwo Karola Nawrockiego – jako „czerwoną kartkę” dla rządu Donalda Tuska.
– Demokracja walcząca przegrała – ogłosił, sugerując, iż premierem takiego rządu nie musi być polityk związany z PiS, ale osoba wybrana w drodze negocjacji z tymi, którzy poparliby ten pomysł. Zaapelował do „wszystkich sił politycznych” o wsparcie. Brzmi to jak próba budowania szerokiego konsensusu, ale w rzeczywistości jest to polityczna mrzonka, która nie ma szans na realizację i wygląda na kolejny ruch Kaczyńskiego mający na celu destabilizację obecnego rządu.
Pomysł rządu technicznego w wykonaniu Kaczyńskiego budzi poważne wątpliwości. Po pierwsze, brak konkretów – Kaczyński nie przedstawił ani nazwiska potencjalnego premiera, ani programu, który taki rząd miałby realizować. Mówiąc o „rozmowach ze wszystkimi”, ignoruje fakt, iż polska scena polityczna jest głęboko podzielona, a jego partia od lat budowała te podziały, stosując retorykę wykluczenia wobec przeciwników. Trudno uwierzyć, iż ugrupowania takie jak Platforma Obywatelska czy Lewica, które od dawna pozostają w ostrym konflikcie z PiS, nagle poprą inicjatywę Kaczyńskiego. To bardziej przypomina desperacką próbę odzyskania wpływu na władzę niż realny plan.
Co więcej, propozycja ta wydaje się być oderwana od rzeczywistości politycznej. Kaczyński zdaje się zapominać, iż rząd techniczny wymagałby upadku obecnego gabinetu, co w obecnej konfiguracji Sejmu jest mało prawdopodobne. Koalicja rządząca, mimo wewnętrznych napięć, wciąż utrzymuje większość. Prezes PiS nie wskazuje, jak miałby ten upadek przyspieszyć, co czyni jego pomysł czysto teoretycznym. W praktyce jest to jedynie retoryczny chwyt, który ma na celu podtrzymanie narracji o „upadku demokracji” pod rządami Tuska, a nie konstruktywne rozwiązanie.
Największym ciosem dla pomysłu Kaczyńskiego jest jednak brak poparcia ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Podczas konferencji prasowej we wtorek, 3 czerwca 2025 roku, po spotkaniu z prezydentem Litwy Gitanasem Nausedą, Duda odniósł się do propozycji rządu technicznego. – Żeby powstał jakikolwiek nowy rząd, to najpierw ten, który jest, musi upaść. Pan prezydent elekt Karol Nawrocki jest dzień po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów. Miło mi jest, iż dzisiaj wieczorem już możemy się spotkać, natychmiast praktycznie, kiedy tylko wrócę do Warszawy – stwierdził ustępujący prezydent. Jego słowa jasno wskazują, iż nie zamierza angażować się w poparcie tej inicjatywy. Duda, zamiast podsycać emocje, woli zachować spokój i dystans, co jest wyraźnym sygnałem, iż choćby w obozie prawicy pomysł Kaczyńskiego nie znajduje szerokiego poparcia.
Brak entuzjazmu ze strony Dudy pokazuje, jak izolowaną pozycję zajmuje Kaczyński w tej sprawie. jeżeli choćby prezydent wywodzący się z tego samego środowiska politycznego nie popiera jego wizji, to jakie szanse ma ona na przyciągnięcie szerszego grona sojuszników? Propozycja rządu technicznego wydaje się być bardziej teatralnym gestem niż realnym planem. Kaczyński, zamiast budować mosty, po raz kolejny próbuje narzucić swoją narrację, ignorując realia polityczne i społeczne. W efekcie jego pomysł skazany jest na porażkę, a polska scena polityczna pozostaje w stanie patowej polaryzacji, której Kaczyński sam jest jednym z głównych architektów.