Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, po raz kolejny próbuje narzucić swoją wizję polskiej polityki, proponując utworzenie tzw. rządu technicznego.
Wypowiedzi Kaczyńskiego w których przekonuje, iż jego pomysł to sposób na „koniec wojny” w polityce i „odbudowę państwa”, brzmią jak farsa – kolejny dowód na oderwanie lidera PiS od rzeczywistości i jego obsesję na punkcie władzy. Propozycja ta, choć ubrana w szaty troski o Polskę, jest w istocie próbą podważenia demokratycznego wyniku wyborów i destabilizacji rządu Donalda Tuska, który Kaczyński oskarża o „radykalnie nierówne” wybory i „skandaliczne” metody.
Kaczyński, komentując orędzie Tuska w sprawie wotum zaufania, twierdzi, iż obecny rząd „doprowadził Polskę do fatalnego stanu”. Wskazuje, iż rząd techniczny miałby zająć się „odbudową państwa”, naprawą finansów publicznych, służby zdrowia, bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, w tym odrzuceniem traktatów unijnych, które rzekomo „zlikwidowałyby państwo polskie”. Brzmi to jak ambitny plan, ale w ustach Kaczyńskiego jest to jedynie pusta retoryka. PiS, rządząc przez osiem lat do 2023 roku, sam odpowiada za wiele z problemów, które teraz krytykuje – od kryzysu w służbie zdrowia, przez upolitycznienie sądów, po napięte relacje z Unią Europejską. Obwinianie Tuska za „zniszczenie prawa i konstytucji” to hipokryzja, zważywszy na to, jak PiS pod wodzą Kaczyńskiego podporządkowywał instytucje państwa partyjnym interesom, ignorując zasady praworządności.
Propozycja rządu technicznego jest w gruncie rzeczy polityczną manipulacją. Kaczyński mówi o „bezpartyjnych” ludziach, którzy mieliby rządzić, ale jednocześnie przyznaje, iż Karol Nawrocki, prezydent elekt poparty przez PiS, ma z jego partią „związki”. Jak więc wierzyć w bezpartyjność takiego rządu, skoro Kaczyński wyraźnie chce zachować nad nim kontrolę? Jego słowa o konieczności uzyskania 231 posłów do odwołania rządu Tuska pokazują, iż zdaje sobie sprawę z braku realnego poparcia dla swojego pomysłu. Sugeruje rozmowy z innymi partiami, w tym z Platformą Obywatelską, co brzmi jak ponury żart – PO, będąca głównym celem ataków PiS, nigdy nie poprze inicjatywy Kaczyńskiego. choćby Sławomir Mentzen z Konfederacji, potencjalny sojusznik, nie został jasno wskazany jako zwolennik tego planu, a Kaczyński sam przyznaje, iż nie prowadzi rozmów z PSL. Cały projekt opiera się więc na mrzonkach, a nie na realnych podstawach.
Kaczyński próbuje przedstawić się jako „stary inteligent”, który czeka, aż inni „zrozumieją, co się stało”, ale jego paternalistyczna postawa i brak konkretów – np. nazwiska potencjalnego premiera – tylko podkreślają absurdalność jego propozycji. Twierdzenie, iż wybory były „radykalnie nierówne”, jest kolejnym przejawem jego nieumiejętności pogodzenia się z przegraną PiS w 2023 roku. Oskarżanie rządu o „przewagę medialną i finansową” brzmi ironicznie w ustach lidera partii, która przez lata kontrolowała media publiczne i wykorzystywała państwowe środki do prowadzenia kampanii. Kaczyński, zamiast zaproponować konstruktywne rozwiązania, woli siać chaos, podważając legitymizację demokratycznych procesów.
Jego pomysł rządu technicznego to nic innego jak desperacka próba odzyskania wpływów po przegranych wyborach. Kaczyński, zamiast działać jako lider opozycji, który proponuje realne alternatywy, skupia się na podważaniu rządu Tuska i snuciu nierealnych wizji. choćby jego zapewnienia, iż Nawrocki nie będzie wetował każdej ustawy rządu, brzmią pusto – zwłaszcza w kontekście słów o kohabitacji, gdzie prezydent ma wspierać rząd tylko tam, gdzie to „korzystne dla Polski”. W praktyce oznacza to, iż Kaczyński oczekuje od Nawrockiego realizacji partyjnych interesów PiS, a nie działania na rzecz dobra wspólnego. Propozycja rządu technicznego to kolejny dowód, iż Kaczyński nie potrafi odnaleźć się w roli opozycjonisty – woli destabilizować państwo, niż szukać kompromisu. Polska zasługuje na więcej niż polityczne gry lidera PiS, który stawia własne ambicje ponad interes narodowy.