Rozpad Lewicy nie ma dziś żadnego znaczenia, do wyborów i tak pójdą razem

galopujacymajor.wordpress.com 2 miesięcy temu

Odmieniane dziś przez wszystkie przypadki pojęcie lewicowego „entryzmu” miało przed wojną swój bardziej przyziemny odpowiednik. Otóż taktykę sojuszu lewicy z centrowym, a czasami choćby prawicowym rządem, nazywano „ministerializmem”. Spór o to, czy odrzuciwszy zbrojną rewolucję, należy iść w ministry i zmieniać świat na lewicowo przez obecność w rządzie, czy jednak trwać w opozycji, trzymać sztandar i nie iść na kompromisy, które skończą się kompromitacją całego lewicowego ruchu i pogrzebaniem poparcia, był podstawowym sporem w PPS przez cały okres demokracji w II RP. Przez moment istniał choćby tzw. zakaz łódzki, który, co do zasady, zabraniał wchodzić w koalicje rządowe inne niż robotniczo- włościańskie.

I podobnym sporem jest dzisiaj. Dlatego w pewnym sensie nie powinno dziwić to, iż na socjaldemokratycznej lewicy działa dziś skrzydło prawe i swoich Barlickich, Moraczewskich ma SLD, działa centrum, gdzie swoich Perlów i Niedziałkowskich mają rozłamowcy Razem z Biejat i Olko oraz działa lewe skrzydło, gdzie Zandberg z Zawiszą i Koniecznym robią za Zygmunta Zarembę i „Młot” Adama Pragiera.

Sam, przed wyborami byłem zwolennikiem ministerializmu, acz pod dwoma warunkami. Lewica, niczym Ziobro u Kaczyńskiego, stawia ostre weto (w sprawach antysocjalnych) oraz pod groźbą wyjścia z koalicji wprowadza pewne minimum własnych ustaw. Od momentu podpisania fatalnej umowy koalicyjnej było widać, iż jednak nic z tego. Że obecność Lewicy w rządzie jest niemal czysto kurtuazyjna, a przeprowadzenie jakichkolwiek większych zmian się nie uda. Przykłady ustawy antyaborcyjnej, whistleblowingu czy obecnej dyskusji nad, wielce już okrojonym, projektem związku partnerskiego są tego najlepszym dowodem. Lewica w tym rządzie znaczy tyle, co w rządzie Kaczyńskiego znaczył Gowin. I może co najwyżej sobie regulować rozporządzenia o liczbie gaśnic w zakładach pracy.

Dlatego dla mnie trwanie w tym rządzie, który powoli idzie w stronę prawicowego populizmu Tuska, nie ma większego sensu. Lewica nic na nim nie ugra, zniechęceni lewicowi wyborcy, a zwłaszcza wyborczynie zostaną w domu, co skończyć się może polityczną wypadnięciem z parlamentu przez Lewicę. Ministerilizm ma sens, gdy coś naprawdę możesz, a nie jesteś tylko paprotką. Dlatego lepiej dziś trwać w ostrzejszej opozycji i stać się czerwonym języczkiem u wagi w kolejnym Sejmie (pewnie bardziej brunatnym) niż być mdłą, różową papką w tym rządzie recydywy imposybilizmu.

Rzecz jasna, rozumiem też tych, co uważają, że, dajmy na to, codzienna praca nad wieloma drobnymi kwestiami przez ministerkę Dziemanowicz-Bąk czy ministerkę Koptulę warta jest poświęcenia. Ja tak nie uważam. Mało tego, uważam, iż czeka te panie wiele upokorzeń, a iż SLD to partia wodzowska, to, jeżeli tylko zaczną wierzgać, z czasem zostaną zamienione na inne, bardziej „posłuszne” działaczki SLD. Tym bardziej więc mam decyzję rozejścia się z Razem części jej polityczek za błąd. Można powiedzieć, iż centrowa frakcja Lewicy w postaci Biejat, Olko, Wichy, Górskiej spotyka się z prawicową frakcją Lewicy Kotuli, Dziemanowicz i Czarzastego. Historia znów się powtarza, Zygmunt Zaremba opuszczony przez Pużaka i Kwapińskiego.

W sieci pojawiała się masa głosów oburzenia, które, oczywiście, też łatwo zrozumieć. Tyle że, drodzy internauci, cały ten podział nie ma większego znaczenia. Po pierwsze dlatego, iż sprawczość Magdy Biejat czy Doroty Olko nie wzrośnie, gdy odejdą z Razem i choćby wejdą do rządu. Co najwyżej wzrosną szansę na ich indywidualne kariery, ale lewicowych zmian i tak nie przepchną. Po prostu Tusk je przy pierwszej większej próbie zmiany, brzydko mówiąc, opierdoli albo każe zrobić to Czarzastemu. Po drugie, na ten moment, przy tak fatalnej sprawczości Lewicy, bez partii Razem, Lewica nie ma szans wejść do nowego Sejmu. Przy 12% poparcia kilka lat temu, gdy Razem stanowiło 20-30% lewicowego elektoratu, owszem, może i by się udało. Przy dzisiejszym 6-9% poparcia dla całej Lewicy, bez wyborców Razem będzie to skrajne trudne, Elektorat Razem to już pewnie blisko 50% obecnych wyborców całej Lewicy. Reszta przez kładkę Trzaskowskiego uciekła do Tuska. Tymczasem rząd będzie się zużywał i tylko poparcie tracił. A z nim traciła rządowa Lewica. Już Gdula z Żukowską o to dna pewno zadbają. Dodatkowo rządowa Lewica będzie teraz przez, niedługo prawdziwie, opozycyjne Razem pewnie mocniej krytykowana. I to także przez wyborców Razem w sieci, bo rządowa Lewica w sieci to ma może aktyw zdolny wygenerować po 5 lajków na krzyż. Lewicowi politycy niedługo będą więc w sieci jechani przez wszystkich od pisowców i Konfederatów po Razemków.

Za trzy lata może się więc okazać (i moim zdaniem okaże się), iż podzielona Lewica na opozycyjne Razem z zastępami jadących po Czarzastym twitterowiczów i rządowa Lewica, która znowu może się pochwalić tym, iż napisała projekt spuszczony w ubikacji przez posła Sawickiego, nie da rady w dwie partie wejść do Sejmu. Pozostanie tylko szalupa Tuska albo ponowne zjednoczenie. W końcu przerabialiśmy to właśnie z Agnieszką Dziemanowicz Bąk, która najpierw hukiem z Razem do Wiosny odeszła, by za chwilę wspólnie z Razemkami startować z jednej lewicowej listy.

Tradycyjnie, podobał ci się tekst, możesz postawić herbatusię

Idź do oryginalnego materiału