Rozmowa z prof. Tomaszem G. Pszczółkowskim o jego najnowszej książce „KAMPFARENA INTERNET”

1 tydzień temu

Karol Czejarek (Karol): – Panie Profesorze, Tomaszu (bo jesteśmy po imieniu), o czym jest ta książka i dlaczego powstała?

Tomasz G. Pszczółkowski (Tomasz): – Na wstępie chciałbym Ci podziękować Karolu za zaproszenie do rozmowy o mojej książce na portalu „Przeglądu Dziennikarskiego”.

Karol: – To my dziękujemy Ci, tym bardziej, iż książka ukazała się w języku niemieckim, więc przedstawienie jej genezy, metodologii, tez, jak też konkluzji traktuję jako okazję do przybliżenia czytelnikom problematyki związanej ze specyfiką użytkowania Internetu przede wszystkim w krajach niemieckojęzycznych, ale i w Polsce. A także, jako istotny element pogłębienia wiedzy o współczesnych Niemczech.

Zatem zacznijmy od tytułu Twojej nowej książki. Jak go przetłumaczyć na polski?

Tomasz: – Tytuł książki w tłumaczeniu na język polski brzmiałby „Internet jako arena walki”, zaś jej podtytuł uszczegóławiałby tematykę:

„Strony internetowe prawicy i lewicy z perspektywy niemieckiej i polskiej”.

Karol: – Dziękuję za tę propozycję przekładu tytułu i podtytułu Twojej książki.

Jako germanista w pełni Twoją propozycję akceptuję, życząc książce, aby prędzej czy później została przetłumaczona i wydana u nas. Pozwala bowiem lepiej zrozumieć współczesne Niemcy. Czy chciałbyś jeszcze coś „od siebie” dodać o książce? Np. jak długo pracowałeś nad nią i czy są już jakieś pozytywne, czy może negatywne oceny Twojej pracy?

Tomasz: – Praca nad książką zajęła mi około czterech lat, dzięki czemu mogłem porównać zmiany w treściach, a niekiedy także w formach badanych stron internetowych na przestrzeni tych kilku lat. Książka ukazuje kilkadziesiąt wybranych stron www niemieckojęzycznych – przede wszystkim niemieckich, ale także austriackich i kilku szwajcarskich: portali informacyjnych, instytucji i organizacji, blogerów o orientacji prawicowej z jednej strony oraz…

kilkadziesiąt stron ich lewicowych przeciwników posiadających swoje organizacje i stowarzyszenia, ukierunkowane na walkę z szeroko rozumianą prawicą.

Karol: – A jeżeli chodzi o polskie strony www?

Tomasz: – Wśród polskich stron www przedstawionych w książce dominują strony prowadzone przez administratorów o orientacji prawicowej, a w porównaniu z niemieckojęzycznymi – strony polskich przeciwników prawicy są w zdecydowanej mniejszości.

Jak na razie książka trafiła do kilkudziesięciu bibliotek naukowych i specjalistycznych w Niemczech, Szwajcarii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Izraelu, USA, Kanadzie, Australii, Botswanie i oczywiście w Polsce.

Książka doczekała się jednej, ale za to dość ważnej rekomendacji, bo na stronie Biblioteki Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (Deutsches Polen-Institut) w Darmstadt,

instytucji zasłużonej dla popularyzacji kultury polskiej w Niemczech, a także badającej różne zjawiska społeczne i polityczne zachodzące w naszym kraju.

Książka opatrzona tam została mianem „wciągającej” (spannende Analyse), dając „szeroki wgląd w cyfrowy krajobraz ideologii” (ein umfassender Einblick in die digitale Ideologie-Landschaft).

Karol: – Gratuluję Ci tej recenzji, ale – powiedz – dlaczego w ogóle zająłeś się tą tematyką?

Tomasz: – Dlaczego podjąłem ten temat?

Karol: – Tak, dlaczego?

Tomasz: – Jako naukowiec zajmujący się problematyką społeczno-polityczną państw niemieckojęzycznych korzystam z Internetu nie tylko jako ze źródła informacji i wiedzy o nich.

Obserwuję także formy tego przekazu medialnego w tych krajach w porównaniu z polskim Internetem i dostrzegam istotne różnice.

Karol: – Konkretnie jakie?

Tomasz: – Generalnie rzecz ujmując, niemieckojęzyczny Internet jest bardziej wyważony, na co istotny wpływ mają takie czynniki, jak ustawowy obowiązek posiadania impressum, jawność osób prowadzących daną stronę, a także rygorystyczne zasady egzekwowania naruszeń prawa, np. posługiwanie się tzw. mową nienawiści.

Karol: – Co w tym złego?

Tomasz: – To, iż władze państwowe w Niemczech od 2017r. sukcesywnie zawężają w ten sposób wolność słowa, w szczególności w Internecie!

Karol: – Dlaczego tak uważasz?

Tomasz: – Przede wszystkim dlatego, iż w roku 2017 wprowadzona została w tym państwie ustawa o egzekwowaniu prawa w Internecie (Netzwerkdurchsetzungsgesetz), która zobowiązywała administratorów stron do usuwania treści zgłoszonych jako spełniające znamiona podżegania (Volksverhetzung), terrorystyczne, ale także obraźliwe.

Karol: – Nie wiedziałem o tym.

Tomasz: – A widzisz! Ponadto w 2021 roku wprowadzono ustawę o zwalczaniu prawicowego ekstremizmu i przestępczości z nienawiści, na mocy której od 2022r. oprócz zgłaszania treści określonych jak wyżej, administratorzy mieli je zabezpieczać (czyli dokumentować) i zgłaszać w szczególnie ciężkich przypadkach do Federalnego Urzędu Kryminalnego.

Karol: – Ja akurat taką regulację prawną, uważam za pozytywną.

Tomasz: – Nie zgadzam się z Tobą, gdyż brak jest w Niemczech podobnych regulacji w odniesieniu do lewicowego ekstremizmu.

Karol: – Niemcy są lewicowi?

Tomasz: – Są w społeczeństwie niemieckim ludzie różnych opcji politycznych:

liberałowie i konserwatyści spod znaku chrześcijańskich demokratów,

socjaldemokraci i komuniści,

sympatycy ruchów ekologicznych,

radykałowie lewicowi i prawicowi.

Karol: – Sporo tego.

Tomasz: – Ale głównym obiektem ataków w mediach głównego nurtu oraz w wystąpieniach polityków są zwolennicy nurtu narodowego, reprezentowanego przez partię

Alternatywa dla Niemiec (Alternative für Deutschland, skrót: AfD). Bardziej radykalne ugrupowania, z racji swojej niskiej rozpoznawalności, jak Trzecia Droga (Der Dritte Weg), Narodowodemokratyczna Partia Niemiec (Nationaldemokratische Partei Deutschlands, NPD, od 2023 roku nosząca nazwę Die Heimat, Ojczyzna), ruch Obywateli Rzeszy (Reichsbürger), tylko sporadycznie stają się przedmiotem zainteresowania prasy czy polityków niemieckich. Tymczasem niemal codziennie na portalu X (dawny Twitter) zamieszczane są obraźliwe słowa pod adresem polityków AfD, które nie są ścigane przez niemieckie władze.

Karol: – I co, nie podoba Ci się to?

Tomasz: – Nie tylko to, ale także, iż w ostatnim czasie wicekanclerz Robert Habeck z partii Zielonych zgłosił do organów ścigania sprawy już około 800 obywateli, których wypowiedzi w mediach społecznościowych uznał za obraźliwe, popełnione z nienawiści lub za groźby.

Podobnie jak Habeck reagują w ostatnich czasach także inni politycy niemieccy, np. niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock.

Karol: – Co złego w tym, iż z publicznego przekazu wyrzuca się treści nacjonalistyczno-terrorystyczne, które jątrzą i „mieszają ludziom w głowach” (jak to miało miejsce w czasach III Rzeszy), i co należy rozumieć pod określeniem – „lewicowy ekstremizm”?

Tomasz: – Pytasz, czy to coś złego, iż wyrzuca się z publicznego przekazu treści jątrzące?

Karol: – Tak, pytam!

Tomasz: – To jest właśnie uzasadnienie współczesnych obrońców tej lewicowo rozumianej „wolności słowa”, iż trzeba bronić społeczeństwo przed treściami mogącymi zagrozić bezpieczeństwu. Zwolennicy tak rozumianej wolności uważają, iż tylko oni mają rację, tylko oni są demokratami, a kto ma zdanie odmienne, jest traktowany podejrzliwie, albo wręcz uznawany za ekstremistę.

Podam jeszcze najnowszy przykład lewicowo rozumianej wolności słowa z wystąpienia polskiej eurodeputowanej Joanny Scheuring-Wielgus:

„Wolność słowa nie może być używana do dzielenia ludzi, do niszczenia zaufania, do siania strachu, do wywoływania gniewu, czy poczucia niesprawiedliwości.”

Następnie europosłanka zwraca się do prawej strony Europarlamentu z zarzutem, iż dezinformuje ludzi: „Dezinformacja powoduje to, iż ludzie są podatni na informacje, które nie powinny do nich dotrzeć.” (https://x.com/WolnoscTV/status/1869067726599434722, 18.12.2024).

Takie stwierdzenie – moim zdaniem – świadczy o ciągotach do wprowadzenia cenzury.

Karol: – A ja tak nie uważam, ale zostańmy jeszcze przez chwilę – jak to wcześniej określiłeś – przy „lewicowym ekstremizmie”. Jak go definiujesz?

Tomasz: – Przytoczę najpierw definicję podaną przez eksperta do spraw ekstremizmu Hansa-Helmutha Knüttera, współpracującego niegdyś z Federalnym Ministerstwem Spraw Wewnętrznych.

Ekstremizm lewicowy według tego eksperta obejmuje w Europie, a szczególnie w Niemczech spektrum gotowych do stosowania przemocy ‘autonomistów’ bądź radykalnych ‘antyfaszystów’, obecnych także w społecznie uznanych partiach i organizacjach, jak np. w związkach zawodowych i w mediach.

Zaś zgodnie z opisem na stronie Federalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ojczyzny lewicowi ekstremiści zmierzają do obalenia istniejącego porządku opartego na wolności i demokracji oraz do zastąpienia go – w zależności od ich pozycji ideologicznych – innym społeczeństwem, socjalistycznym lub komunistycznym, albo społeczeństwem anarchistycznym, bez w tej chwili rządzących.

Karol: – A czyż tak drogi Tomaszu, nie jest?

Tomasz: – Na stronach lewicowych ekstremistów nigdzie nie udało mi się znaleźć wizji przyszłego ustroju, który chcieliby zrealizować. Posługują się oni jedynie ogólnymi hasłami, znanymi z manifestów politycznych lewicy. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną ze stron internetowych, de.indymedia.org, uważających się za „multimedialną sieć powiązań mediów niezależnych i alternatywnych oraz ich twórców i twórczyń, a także zaangażowanych osób indywidualnych i grup”, która „chce oferować otwarte, niekomercyjne sprawozdania oraz pogłębione informacje do aktualnych tematów społecznych i politycznych”. Poruszane na tej stronie tematy to „antifa”, „antyrasizm”, „feminizm”, „gender”, „militaryzm” i dotyczą one nie tylko Niemiec, ale i zagranicy, np. Austrii. Strona propaguje akcje w różnych kategoriach, np. „antyfaszystowskich” demonstracji, nocnych „wizyt” składanych w siedzibach „ruchów fundamentalistycznych”, podpaleń obiektów, „outingu” (ujawniania) „faszystów” i „przeciwników aborcji”. Prowadzący stronę agitują na rzecz organizowanych przez siebie imprez, np. „festiwalu tańca i walki” w i wokół Autonomicznego Centrum w Wuppertalu, ogłaszają w swoim „kalendarzu teminów” informacje o debatach, np. „rozmowy z więzień” w czasach „państwowych represji”. Większość informacji zamieszczanych na stronie dotyczy działań przeciwko istniejącemu ustrojowi społeczno-politycznemu oraz przeciwko prawicy. Hasłami grupy lewicowych ekstremistów Indymedia są: „Antifa znaczy atak”, „wyplenienie nazizmu”, „Naszym celem jest budowa nowego świata pokoju i wolności”. Strona de.indymedia.org znalazła się jako jedyna strona lewicowego ekstremizmu w „Sprawozdaniu Urzędu Ochrony Konstytucji” za rok 2020, czyli była (i prawdopodobnie jest nadal) pod obserwacją tajnych służb niemieckich.

Karol: – No dobrze! To powiedz jeszcze jakimi – Twoim zdaniem – metodami posługują się ci ekstremiści, walcząc o władzę?

Tomasz: – Lewicowi ideolodzy na swoich stronach internetowych nieustannie atakują demokratyczne nurty konserwatywne, nie dostrzegając istniejących między nimi różnic ideowych, szkalując je i zniesławiając, jakoby wszystkie bez wyjątku były „ekstremalnie prawicowymi”.

Dodać trzeba, iż lewicowi ekstremiści nie ograniczają się do ataków słownych, ale podejmują konkretne akcje przeciwko ludziom uznanym przez nich za skrajnych prawicowców.

Znane są wcale nierzadkie przypadki napaści lewicowych ekstremistów na członków organizacji prawicowych, miejsca ich spotkań, księgarnie i sklepy sprzedające literaturę lub gadżety polityczne, podpalenia samochodów i in.

W książce przedstawiam przykładowe portale dokumentujące przestępstwa popełniane z pobudek politycznych, mające w niemieckiej terminologii prawniczej specjalną nazwę: „przestępczość motywowana politycznie” (Politisch Motivierte Kriminalität).

Karol: – A jak rzecz ma się w polskim Internecie?

Tomasz: – W Polsce delikty wpisane do niemieckich kodeksów nie są tak szczegółowo ujęte w prawie. Obowiązuje co prawda art. 256 Kodeksu Karnego, który dotyczy propagowania nazizmu, komunizmu, faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego, a także art. 257 KK, dotyczący przestępstw z nienawiści, ale administratorzy stron internetowych zdają się zapisanymi w nich sankcjami nie przejmować.

W polskim Internecie ponadto obowiązkowe impressum dotyczy tylko prowadzących, którzy uzyskują dochody z posiadanej witryny, zdecydowana większość stron zaliczanych do prawicowych prowadzona jest anonimowo, przez co dominują na nich treści niepoprawne polityczne, a „mowa nienawiści” jest na nich dość częsta.

Karol: – To bardzo trafne spostrzeżenie i uważasz, iż tak jest dobrze?

Tomasz: – Na pewno prawo powinno być konsekwentnie egzekwowane. I o ile jakieś działanie jest ustawowo zakazane, to powinno się je ścigać. Ale naszą, polską osobliwością jest instrumentalne traktowanie prawa przez władzę oraz jego omijanie, jak to czynią osoby prowadzące anonimowo wiele stron internetowych.

Karol: – A co zrobić, aby była „równowaga” w nagłaśnianiu poglądów, zarówno prawicy, jak i lewicy, aby ich Czytelnik mógł sobie wypracować własne zdanie, a nie tylko ulegać „wpływom” narzucanych mu poglądów? Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Tomasz: – W Niemczech od czasów Zjednoczenia i pojawienia się pierwszych portali internetowych w roku 1990 (koincydencja czasowa jest tu czysto przypadkowa) obok mediów głównego nurtu, czyli mainstreamu, związanego z władzą polityczną i realizującego jej przekaz, przez co stały się one częścią establishmentu, istnieją media alternatywne, kontestujące te pierwsze.

Karol: – Co to konkretnie znaczy?

Tomasz: – Odpowiem na to tak:

Większość dziennikarzy mediów mainstreamowych jest orientacji lewicowej, o czym świadczy według jednego z wiarygodnych badań przeprowadzonych od lutego 2015 do marca 2016 aż 83 % pozytywnych przekazów zawartych w ponad 35.000 relacji gazetowych na temat niemieckiej „kultury gościnności” (Willkommenskultur) w związku z otwarciem granic dla setek tysięcy imigrantów.

Według innego badania, dwie trzecie bądź od 70 do 80 % osób działających w niemieckich mediach ma poglądy lewicowe.

Przeciwnicy imigracji są w tych mediach i przez polityków popierających otwarcie granic stawiani „do prawego kąta” (in die rechte Ecke gestellt), czyli uznawani są za prawicowców.

Karol: – Zatem, czy mogę powiedzieć, iż media alternatywne są głosem opozycji wobec polityki rządu, przy czym ich opozycyjność skierowana jest zarówno przeciwko koalicji rządzącej, jak i opozycji, czyli przeciwko aktualnemu układowi sił reprezentowanych w Bundestagu i w parlamentach krajowych?

Tomasz: – Tak. I tylko partie antysystemowe, w tym Alternatywa dla Niemiec (AfD), albo np. mniej znana Trzecia Droga (Der Dritte Weg) cieszą się poparciem prawicowych mediów.

Zainteresowanie mediami alternatywnymi rośnie m.in. dlatego, iż różnią się one w treściach, ale i w formie swego przekazu, poruszając tematy nieobecne w mainstreamie, albo przedstawiając je w sposób odmienny od tego ostatniego.

Pojawienie się pierwszych portali internetowych w latach 90. ub. wieku stanowiło początek konkurencji dla mediów głównego nurtu, dla mediów drukowanych i elektronicznych (państwowej czy tzw. publicznej telewizji), wolność słowa stała się wartością, z której coraz więcej ludzi zaczęło korzystać.

Karol: – W swojej książce wyjaśniasz przyczyny dochodzenia opcji lewicowej do pozycji dominującej w mediach, a są nimi przede wszystkim przemiany zachodzące po II wojnie światowej: zimna wojna i konflikt Wschód-Zachód, który po stronie Niemiec Zachodnich umacniał ideologię antykomunizmu, zaś po stronie Niemiec Wschodnich jego przeciwieństwo – antyimperializm i antyfaszyzm. Prawidłowo rozumiem?

Tomasz: – Paradoksem historii stało się to, iż w RFN przed Zjednoczeniem przygotowany został grunt dla pozycji lewicowych, przede wszystkim przez ruchy studenckie końca lat 60. oraz wyrosłe z niego postawy antynacjonalistyczne. Nacjonalizm w znaczeniu dbałości o rodzimą kulturę i tradycje, dumy z osiągnięć narodu niemieckiego w dziejach, nieufności wobec imigrantów czy wręcz niechęci do nich, jest w tej chwili obecny jedynie na stronach prawicowych. Natomiast na portalach lewicowych dominują postawy antynacjonalistyczne, niekiedy jawnie antyniemieckie, multikulturowe, wynikające z poczucia winy Niemców za nazizm i jego skutki.

Były prezydent federalny Joachim Gauck powiedział kiedyś w tym kontekście zdanie, które powtarzają niekiedy także ludzie przeciwni nacjonalistycznej prawicy: „Wstydzę się być Niemcem” (Ich schäme mich ein Deutscher zu sein).

Ścieranie się opcji prawicowych i lewicowych jest jednym z głównych wątków w mojej książce.

Karol: – No dobrze! Ale powiedz Tomaszu – jako politolog i germanista i rozumiejący POLSKĄ RACJĘ STANU (szeroko rozumianą), jakie znaczenie społeczno-polityczne i KULTUROWE, ma wyjaśnianie tych problemów polskiemu czytelnikowi i czy w ogóle ma?

Tomasz: – W Polsce problemy przedstawione w książce w zasadzie nie występują.

Walka między opcją lewicową i prawicową wprawdzie się toczy, ale zamiast nazizmu czy neofaszyzmu wrogiem na stronach prawicy jest postkomunizm.

Nie ma podobnych do niemieckich ekscesów grup skrajnie lewicowych, stosujących wobec przeciwników politycznych przemoc.

Antynazizm niemieckiej lewicy ma w Polsce swój odpowiednik w antykomunizmie prawicy, który jest w niemieckim dyskursie politycznym faktycznie dzisiaj nieobecny.

Uświadomienie odmienności zwalczanych postaw i podmiotów w Niemczech i w Polsce będzie jednym z moich dalszych zamierzeń badawczych.

Karol: – Życzę Ci w nich powodzenia!

Ale nie odpowiedziałeś mi, jak w kontekście problemów, o których rozmawiamy, traktujesz POLSKĄ RACJĘ STANU?

Tomasz: – Do polskiej racji stanu się nie odnoszę, ukazuję natomiast specyfikę portali internetowych obu orientacji ideowych w obu krajach.

Najważniejszą różnicą między nimi jest to, iż liczba i aktywność portali antyprawicowych w Niemczech jest bardzo duża, zaś w Polsce jest ich niewiele, a wiele z nich choćby nie jest aktualizowanych.

Karol: – Zatem dla kogo jest przede wszystkim Twoja książka?

Tomasz: – Książkę napisałem przede wszystkim dla niemieckich i niemieckojęzycznych odbiorców, którzy w zdecydowanej większości korzystają na co dzień z mainstreamowego przekazu medialnego, a do mediów alternatywnych, obecnych głównie w Internecie, nie sięgają, bo ich przedtem nie znali lub uważają je za mało wiarygodne lub wręcz niewiarygodne.

Nawet tu, na portalu PD, pojawił się kiedyś głos w dyskusji o niemieckich mediach mainstreamu, iż są absolutnie wiarygodne (por. https://przegladdziennikarski.pl/polemika-z-p-bernardem-mackiem-i-prof-ryszardem-lipczukiem/). Autor tego wpisu powołał się na … badanie przeprowadzone przez jedno z tych mediów (telewizję WDR). Co do wiarygodności takiego badania, potwierdzającego z góry założony wynik, można chyba mieć wątpliwości.

Odbiorcy mediów głównego nurtu wydają się być urobieni, by nie powiedzieć zmanipulowani przez media publiczne, które głoszą np., iż media alternatywne szerzą tzw. teorie spiskowe, wizje nowego porządku świata, poglądy elitarne i antydemokratyczne.

Odbiorcy tych mediów w większości są przekonani o wiarygodności przekazywanych im informacji i komentarzy, natomiast odbiorcy mediów alternatywnych są wobec tych pierwszych sceptyczni bądź nieufni, nazywają je wręcz kłamliwą prasą (Lügenpresse). Ponadto ci ostatni napotykają coraz to nowe przeszkody, utrudniające im odbiór określonych stron, które są np. blokowane przez władzę państwową.

Inaczej mówiąc media alternatywne są pod ostrzałem nie tylko służb państwowych (policji, urzędów ochrony państwa), ale i wyspecjalizowanych grup i instytucji finansowanych lub dofinansowywanych przez niemieckie państwo (np. fundację Amadeu Antonio Stiftung). W Polsce zresztą także niektóre portale internetowe, którym zarzucano prorosyjskość czy antyukraińskość, musiały zaprzestać swej działalności. Przykładem może być portal Jednodniówka Narodowa (jedniodniowka.pl), którego strona została zablokowana w końcu 2023 roku.

Karol: – Formułujesz Profesorze, szanowny Tomaszu bardzo stanowcze wnioski, czy aby nie za – jakby to powiedzieć – zbyt „daleko idące”?

Jeżeli mam być szczery, mam obawy, czy są one zgodne z dzisiejszym, większościowym rozumieniem demokracji. Na pewno jest ono bardziej stabilne dla odbiorcy, gdyż wspierane jest „prawnie” przez państwo (którego rola dla niemal każdego Niemca jest nie do przecenienia), w związku z czym zapytam,

jaki wpływ ma „walka”, która toczy się w Niemczech, na obecne stosunki polsko-niemieckie? Albo jeszcze inaczej, czy obie strony, które w Niemczech ze sobą wojują, uwzględniają aktualne i perspektywiczne stosunki z naszym krajem?

Tomasz: – Świetne pytanie!

Moja książka wyjaśnia na gruncie historycznym, politologicznym i socjologicznym funkcjonowanie prawicowych i lewicowych portali internetowych.

W Niemczech toczy się między nimi nieustana i nierówna walka. Nierówna dlatego, iż opcja lewicowa dominuje, będąc wspieraną, jak słusznie powiadasz, „prawnie” przez państwo.

Jak dotychczas, w Polsce takiej walki w Internecie nie widać, liczba portali lewicowych jest niewielka i nie prowadzą one ataków na portale swoich ideowych przeciwników, którzy są bardzo aktywni w sieci.

Przedmiotem moich analiz i opisów były wyłącznie portale organizacji, gazet, magazynów i regularnie prowadzonych stron informacyjnych, a także blogi, czyli mniej lub bardziej uporządkowane media.

Całość uzupełniają skomentowane wykazy wybranych stron internetowych o orientacji prawicowej i lewicowej w Niemczech i w Polsce.

Karol: – A co się tyczy stosunków polsko-niemieckich?

Tomasz: – A co się tyczy stosunków polsko-niemieckich, to na przebadanych stronach internetowych występują zarówno pozytywne, jak i negatywne odniesienia.

Na niektórych stronach niemieckich przypomina się o „wypędzeniach” Niemców, zwanych u nas „przesiedleniami”, o popełnionych na nich „polskich zbrodniach” w okresie powojennym (np. w obozach w Łambinowicach czy Świętochłowicach).

Są także pozytywne wpisy dotyczące naszego kraju. Przykładowo w internetowym wydaniu gazety Preußische Allgemeine, w rubryce „Na wschód od Odry i Nysy” (Östlich von Oder und Neiße) autorzy relacjonują np. różne inicjatywy kulturalne Polaków, chwalą polskich inwestorów i pracowitość budowlańców przywracających blask poniemieckim willom, domom i parkowi w Międzyzdrojach.

Podobnie pozytywne relacje zamieszczają z innych miast dawniej należących do Niemiec, np. z Olsztyna.

Ale krytykują także negatywne z niemieckiego punktu widzenia zmniejszenie liczby lekcji języka niemieckiego w szkołach dla uczniów mniejszości niemieckiej przez polskiego ministra edukacji Przemysława Czarnka.

Ale jednocześnie gazeta ta, będąc niegdyś organem niemieckich „wypędzonych”, uznawanym za rewizjonistyczny i antypolski, w tej chwili zamieszcza także teksty bardzo przychylne naszemu krajowi.

Współpraca polsko-niemiecka jest, o dziwo, obecna na portalach niemieckich i polskich nacjonalistów.

Na portalu nacjonalista.pl ukazały się m.in. wywiady i wypowiedzi niemieckich działaczy narodowych pod wymownymi tytułami:

„Polacy to nasi bracia – rozmowa z wiceprzewodniczącym niemieckiej NPD”;

„Musimy walczyć razem przeciw wspólnym wrogom – Frank Franz, przewodniczący NPD w wywiadzie dla Nacjonalista.pl”;

„Znany niemiecki nacjonalista: ‘Chcemy współpracy z Polakami’”;

„Alexander von Webenau: Niemieccy i polscy nacjonaliści muszą walczyć razem!”;

„Axel Michaelis: Oś Berlin-Warszawa-Moskwa”.

Karol: – Jeszcze jakiś przykład?

Tomasz: – Tak! We wstępie do wywiadu z szefem referatu zagranicznego Narodowodemokratycznej Partii Niemiec Clausem Cremerem, prowadzący stronę piszą:

„Historia polsko-niemiecka to ponad 1000 lat wojen i konfliktów. Oczywiście były w niej również jasne punkty, ale ginęły gdzieś w morzu cierpień i przelanej krwi. Dziś jesteśmy sąsiadami, a nasze narody stoją w obliczu podobnych zagrożeń i doświadczają tych samych ‘dobrodziejstw’ demoliberalizmu (masowa imigracja, deprawacja młodzieży, niszczenie tożsamości i Tradycji, upadek moralny, utrata suwerenności).

Kontakty polskich nacjonalistów z niemieckimi zawsze wywoływały burzliwe dyskusje. Jesteśmy jednak zdania, iż choćby przy takim bagażu historycznym można rozmawiać, zwłaszcza gdy druga strona wyraża taką wolę.

My nie narzucamy się nikomu, ale nie odrzucamy także wyciągniętej ręki.

Mamy po swojej stronie prawdę i zawsze będziemy jej bronić.” (https://www.nop.org.pl/2023/04/14/wywiad-z-czolowym-niemieckim-nacjonalista-z-npd/).

Ten i inne teksty świadczą o dążeniu do jedności w działaniu polskich i niemieckich nacjonalistów, co relatywizuje zakorzenione po stronie polskich konserwatystów i nacjonalistów nastroje czy wręcz resentymenty antyniemieckie.

Wspomnieć też można o innych przykładach zainteresowania niemiecką myślą prawicową w Polsce, w tym blogerów:

Michaela Mannheimera (znanego krytyka islamizmu), Evy Herman (antyfeministki), Borisa Reitschustera (dziennikarza specjalizującego się w tematyce rosyjskiej).

Ich książki są dostępne w języku polskim i oni także znaleźli się na kartach mojej książki.

Kończąc wątek współpracy polsko-niemieckiej, można stwierdzić, iż

prowadzący internetowe strony prawicowo-nacjonalistyczne w obu krajach dalecy są od głównego nurtu w polityce, czyli dominującej w tej chwili wspólnoty państw europejskich. Przeciwstawiają mu odrębną wizję wzajemnych relacji, opartą na sceptycyzmie bądź wręcz wrogości wobec Unii Europejskiej, opowiadają się za koncepcją Europy, w której każde państwo samodzielnie, kierując się swoimi interesami narodowymi, układa swoje stosunki z innymi państwami.

Karol: – Proponuję Tomaszu zakończyć na tym rozmowę, gdyż już sporo uzbierało się nam stron, ale powiedz jeszcze,

jakie jest Twoje zdanie wobec głoszonych w Niemczech (choć w Polsce również, zwłaszcza przez ostatnie 8 lat),

jakie jest Twoje osobiste zdanie na temat przyszłości UE w tej postaci, w której w tej chwili jest?

Tomasz: – Jest to bardzo trudne pytanie, ale spróbuję na nie odpowiedzieć.

Rośnie sceptycyzm środowisk prawicowych wobec funkcjonowania organów UE, przede wszystkim Komisji Europejskiej pod kierownictwem Niemki, Ursuli von der Leyen.

W Parlamencie Europejskim stronnictwa zaliczane przez prawicę do lewicowych mają po ostatnich wyborach do tego gremium przewagę, chociaż uległy w wyniku wyborów w poszczególnych krajach wzmocnieniu.

Niezgoda wśród eurodeputowanych na różne propozycje powoduje konflikty, które poprzez media, zwłaszcza społecznościowe, przenoszone są do ludzi, którzy często okazują swoje niezadowolenie z podejmowanych decyzji.

UE jako związek polityczno-gospodarczy państw europejskich przez otwarcie swoich granic dla ludzi z odległych od europejskiego kręgów kulturowych zatraca swoją europejskość. Spotyka się to z rosnącym niepokojem rodzimych mieszkańców, przeradzającym się we wrogość wobec przybyszów z zewnątrz.

Zarysowane swego czasu chociażby przez Samuela Huntingtona konflikty między cywilizacjami, czy też obawy Oriany Fallaci o zatracaniu tożsamości Europejczyków wskutek przyjęcia i realizacji koncepcji multikulturalizmu stały się rzeczywistością.

Jeżeli dodać do tego wrogość Rosji oraz niepewność stanowiska przyszłej administracji USA wobec Europy, to przyszłość Unii staje się coraz bardziej niepewna.

Powrót do koncepcji Europy Ojczyzn Charlesa de Gaulle’a stanowić może alternatywę wobec koncepcji federalizacji Europy, lansowanej przez niektóre kraje, w tym przez Niemcy. W sumie jednak jestem sceptyczny, czy Europejczycy będą w stanie porozumieć się, by osiągnąć choćby minimalny konsens w kwestiach podstawowych, jak migracja, wspólna waluta, europejska armia i in.

Karol: – Pozwól Profesorze, Tomaszu, iż na tym zakończymy naszą rozmowę; dziękuję Ci za nią, za szczerość, którą w niej ujawniłeś.

Jest o czym myśleć!

Ciekaw jestem, czy Czytelnicy wyrażą na jej temat swoje poglądy –

zgadzasz się, żeby to zrobili –

jeśli ich coś „męczy” w kwestii tematów, o których napisałeś w swej książce?

Tomasz: – Ja także dziękuję za rozmowę. Oczywiście jestem otwarty na dalsze pytania dotyczące moich badań nad funkcjonowaniem Internetu nie tylko jako medium służącym przekazowi wiedzy, komunikacji między ludźmi i poszukiwaniu informacji, ale również

instrumentu kształtowania poglądów ludzi na najróżniejsze tematy.

Oby tylko można było z Internetu korzystać bez ograniczeń cenzuralnych i oby pozostał najbardziej wolnym ze wszystkich mediów, a jego użytkownicy przestrzegali standardów cywilizowanego przekazu w sferze treści i ich formy.

Idź do oryginalnego materiału