Prawo i Sprawiedliwość przez lata budowało swoją pozycję na obietnicy „uczciwej zmiany” i obrony interesu państwa. Dziś jednak coraz wyraźniej widać, iż partia Jarosława Kaczyńskiego znalazła się na równi pochyłej, z której trudno będzie zawrócić. Najnowsza sprawa sprzedaży działki pod inwestycję Centralnego Portu Komunikacyjnego pokazała, iż PiS nie potrafi już odpierać zarzutów o niejasne decyzje u kresu swoich rządów — a społeczny kredyt zaufania topnieje szybciej, niż partia chciałaby przyznać.
Kontrowersje wybuchły, gdy ujawniono, iż w 2023 roku, tuż przed oddaniem władzy, Ministerstwo Rolnictwa zgodziło się na sprzedaż 160 hektarów ziemi w Zabłotni — terenu przeznaczonego pod kolej dużej prędkości prowadzącej do CPK. Działka przeszła z państwowego zasobu do prywatnych rąk, wiceprezesa firmy Dawtona, wcześniej jej wieloletniego dzierżawcy. Decyzja, jak ujawniły media, zbiegła się z wizytami polityków PiS w zakładach spółki. Czy to przypadek? PiS może to powtarzać, ale opinia publiczna — jak widać — nie daje się przekonać.
Sondaż SW Research pokazuje, iż Polacy wyciągają wnioski. Ankieterzy zapytali: „Czy informacja na temat sprzedaży działki, przez którą przebiegać ma linia kolejowa łącząca Warszawę z CPK, pod koniec rządów PiS wpływa na pani/pana ocenę Prawa i Sprawiedliwości?” Wyniki są jednoznaczne. 42,4 proc. badanych ocenia PiS gorzej, a zaledwie 8,8 proc. — lepiej. Kolejne 28,2 proc. deklaruje, iż sprawa nie zmieniła ich opinii, natomiast 20,6 proc. o niej nie słyszało.
Jeszcze ciekawsze są dane szczegółowe. „Sprzedaż gruntów negatywnie wpłynęła na ocenę Prawa i Sprawiedliwości częściej w przypadku mężczyzn (46 proc.) niż kobiet (39 proc.). Odsetek respondentów gorzej oceniających partię Jarosława Kaczyńskiego po tej sytuacji rośnie wraz z wiekiem (26 proc. – osoby do 24 lat, 48 proc. – osoby powyżej 50 lat)” — zauważa Justyna Sobczak z SW Research. Szczególnie mocno negatywnie reagują mieszkańcy większych miast i osoby o wyższych dochodach. To grupy, które PiS już wcześniej tracił — teraz niemal demonstracyjnie odwracają się plecami.
PiS próbował zareagować błyskawicznie — partia zawiesiła w prawach członka osób związane z decyzją, w tym byłego ministra rolnictwa Roberta Telusa. Ale ten ruch bardziej przypomina desperacką próbę zduszenia kryzysu w zarodku niż realną wolę rozliczenia. Nie jest tajemnicą, iż sankcje wewnętrzne w PiS były w przeszłości często chwilowe, symboliczne i podporządkowane logice politycznej gry. Dziś takie działania wyglądają jak gest bez mocy sprawczej, wykonywany pod presją sondaży.
A przecież do politycznego osłabienia PiS nie doprowadziła jedna afera. To raczej ostatnia kropla. Przez lata ugrupowanie utrzymywało poparcie, balansując na granicy retoryki „obrońców zwykłego Polaka” i brutalnej konfrontacji z przeciwnikami. Działało, dopóki mogło pokazać sukcesy społeczne. Teraz, kiedy zostało odsunięte od władzy, każdy cień wątpliwości — każde pytanie o przejrzystość decyzji — generuje gwałtowną erozję wiarygodności.
Nie chodzi tylko o jedną działkę, jednego ministra i jedną decyzję. Chodzi o poczucie, iż PiS sam przestał wierzyć we własne deklaracje. Że państwo, zamiast być sprawnym narzędziem dobra publicznego, stało się instrumentem politycznego przetrwania. To właśnie dlatego sondażowe tąpnięcie ma tak wielkie znaczenie. Nie jest epizodem — jest sygnałem zmiany paradygmatu.
Dziś PiS nie musi się zastanawiać, czy spada. Ta odpowiedź już padła. Pytanie brzmi: jak głęboko? Bo równia pochyła, po której stacza się partia Jarosława Kaczyńskiego, nie wydaje się mieć hamulców. A wyborcy, którzy raz stracą zaufanie, rzadko oglądają się wstecz.

2 dni temu












