Marcin Romanowski nie może już liczyć na na poselską dietę, a opłacać swoje gniazdko musi. Uciekinier z PiS będzie się uczył języka, bo nosa poza Węgry gwałtownie nie wyściubi. Odcięty od pieniędzy Tragikomedia pod tytułem „Marcin Romanowski ucieka” zdaje się nie mieć końca. W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia z prawdziwym rollercoasterem, jeżeli nie scenariuszem na film kryminalny. Zaczęło się od tego, iż poseł PiS nie zjawił się na przesłuchaniu ws. nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości , później zasłaniał się pobytem w szpitalu i operacją ratującą życie, która okazała się niegroźnym zabiegiem, następnie gdzieś się ulotnił. Ostatecznie okazało się, iż polityczny uciekinier z PiS jest na Węgrzech, gdzie uzyskał azyl przyjaciela Władimira Putina, Viktora Orbana. W międzyczasie Romanowski poczuł się na tyle pewny siebie, iż zaczął stawiać polskim władzom warunki powrotu i zapraszać Budapesztu dziennikarzy. – Nie jakiś luksus, i nie jak ktoś twierdził, iż jest od kuzyna Orbana, to były fejkowe informacje. Nie pozostało w mieszkaniu wszystko gotowe, ale chciałem przed świętami żyć już na swoich śmieciach – opowiadał dziennikarzom „Super Expressu”. W tym tygodniu o Romanowskim znowu zrobiło się głośno za sprawą jego uposażenia poselskiego. A adekwatnie jego utraty, przecież polityk na Węgrzech nie pracuje w żaden sposób