Szanowny Panie Karolu! Z wielką troską spoglądam na Pana kampanię bom życzliwy od dawna dla mego pogubionego powinowatego Jarka. Wiele już widziałem wpadek i klęsk kampanijnych, ale takiej historii jak z tym mieszkaniem to jeszcze nie słyszałem. Dlatego wiedziony tą życzliwością postanowiłem przygotować dla Pana spójną wersję wyjaśnień, które powinien Pan dzisiaj przedstawić opinii publicznej – tak zaczyna swój list do Karola Nawrockiego Roman Giertych.
„Powie Pan tak. Pan Jerzy spacerując sobie po plaży wejrzał kiedyś na Pana, gdy Pan się przechadzał w towarzystwie Wielkiego BU. Spojrzał Jerzy na Pana i rzekł: Karolu pójdź uczynię cię mym opiekunem, stróżem majątku mego i dziedzicem. Pan wzruszony prośbą staruszka przystał na jego szczere łzy i postanowił zająć się biedakiem, który nie dość iż samotny, to jeszcze ciągle na swej drodze spotykał nieżyczliwego prokuratora i sędziego i cierpiał od nich okrutnie nim jeszcze czasy męczeństwa Darkowo-Marcinowego nadeszły. Przez wiele lat trwał między wami stan idylli.
Pan słał biedakowi lekarstwa i jedzenie, a on Panu obiecał oddać mieszkanie, jak tylko wykupi je od miasta. Aby jednak wykupić potrzebował pieniędzy, więc je mu Pan dał, ale ponieważ Pan nie miał, to podarował mu Pan pieniądze z tego co był on Panu winien za opiekę. Tak wynika z oświadczenia Pani Magister Dziennikarstwa, której musimy przecież wierzyć. Czyli jego pieniądze pochodziły z tego co zaoszczędził z emerytury na tym co Pan mu kupował, aby Panu zapłacić za te usługi, ale Pan mu te zaoszczędzone na Pana kwoty podarował i tak miał na mieszkanie.
Zaraz też pobiegł do notariusza i mieszkanie na Pana zapisał. Tak sobie w Panu bowiem upodobał. Pan zaś stale się nim zajmował, aż któregoś pięknego dnia zniknął pan Jerzy i odnalazł się po pół roku dopiero dziś. Pan przez cały ten czas poszukiwał swego dobroczyńcy, ale brak czasu wywołany kandydowaniem uniemożliwił Panu kontakt z Policją, albo z opieką społeczną. I nieszczęśliwym trafem pominął Pan w swoim oświadczeniu podczas debaty posiadanie tego mieszkania, co całą aferę wywołało.
Nadto ta zaciekła dociekliwość dziennikarska wydaje się inspirowana przez służby i stanowi zamach stanu za który Tusk i Bodnar pójdą na dożywocie, a Giertych jeszcze gorzej bo zdenerwował prezesa.
Życzliwy i martwiący się – wuj Romek.” – kończy Roman Giertych.