Ministerstwo Edukacji ogłosiło kalendarz ferii zimowych na 2026 rok i nieoczekiwanie zmieniło zasady gry. Zamiast tradycyjnych czterech tur będą tylko trzy. Decyzja Barbary Nowackiej wywołała burzę – rodzice alarmują, iż stoki będą zatłoczone, ceny noclegów wystrzelą w górę, a chaos na drogach osiągnie rozmiary kryzysu. Resort odpowiada komunikatem, który ma uspokoić nastroje. Czy się uda?

Fot. Shutterstock / Warszawa w w Pigułce
Koniec z czterema turami – trzy to nowa normalność
Od lat funkcjonował sprawdzony schemat. Ferie zimowe trwały sześć tygodni, podzielone na cztery tury obejmujące różne grupy województw. System rotował, więc każde województwo dostawało różne terminy w kolejnych latach – raz na początku, raz w środku, raz na końcu.
Teraz Ministerstwo Edukacji Narodowej pod wodzą Barbary Nowackiej zdecydowało się na modyfikację. Od 2026 roku ferie będą dzielone tylko na trzy części. Cały okres wciąż trwa sześć tygodni – od 19 stycznia do 1 marca – ale uczniowie z większej liczby województw będą wypoczywać jednocześnie.
Podział wygląda następująco. Pierwsza tura to 19 stycznia – 1 lutego i obejmuje pięć województw: mazowieckie, pomorskie, podlaskie, świętokrzyskie oraz warmińsko-mazurskie. Druga tura przypada na 2 – 15 lutego i dotyczy sześciu regionów: dolnośląskiego, kujawsko-pomorskiego, łódzkiego, zachodniopomorskiego, małopolskiego i opolskiego. Ostatnia trzecia tura to 16 lutego – 1 marca, kiedy wolne dostaną uczniowie z podkarpackiego, lubelskiego, wielkopolskiego, lubuskiego i śląskiego.
Na pierwszy rzut oka zmiana wydaje się kosmetyczna. W praktyce oznacza, iż każda tura skupia więcej województw niż wcześniej, a co za tym idzie – więcej rodzin jednocześnie szuka noclegów, karnetów i atrakcji.
Rodzice grzmią: tłok, chaos, wyższe ceny
Reakcja rodziców była natychmiastowa i w większości negatywna. Portale dla opiekunów i grupy dyskusyjne eksplodowały komentarzami pełnymi frustracji. Główny zarzut? Więcej ludzi w tym samym czasie oznacza większy tłok i wyższe ceny.
Logika jest prosta. Gdy ferie były rozłożone na cztery tury, ruch turystyczny rozlewał się bardziej równomiernie. Każda tura obejmowała mniejszą liczbę województw, czyli mniejszą liczbę rodzin walczących o te same hotele i karnety narciarskie. Teraz trzy większe grupy będą jednocześnie szturmować górskie kurorty, co zmusi właścicieli ośrodków do podniesienia cen.
Nie trzeba być ekonomistą, żeby przewidzieć konsekwencje. Większy popyt przy stałej podaży miejsc noclegowych to klasyczny przepis na wzrost cen. Pokój, który w czterech turach kosztował tysiąc złotych za noc, teraz może kosztować półtorej – bo po co właściciel ma tańczyć, skoro i tak wszystko będzie zajęte?
Kolejny problem to tłok na stokach narciarskich. Mniej tur oznacza więcej ludzi jednocześnie próbujących zjeżdżać po tych samych trasach. Kolejki do wyciągów rosną, czas czekania się wydłuża, komfort wypoczynku spada. Rodzice planujący zimowy wyjazd już teraz kalkulują, czy w ogóle ma sens jechać w góry, jeżeli ma to wyglądać jak oblężenie Zakopanego w szczycie sezonu.
Nie brakuje też obaw komunikacyjnych. Rodziny masowo ruszające w drogę w te same weekendy to gwarancja korków na głównych trasach. Zakopianki, Zakopianka, drogi prowadzące do Karpacza, Szczyrku czy Białki Tatrzańskiej – wszystkie te arterie mogą zamienić się w parking na kilkanaście godzin.
MEN odpowiada: chodzi o likwidację „ferii na zakładkę”
Ministerstwo Edukacji wysłało oficjalny komunikat, w którym tłumaczy swoją decyzję. Główny argument? Likwidacja tak zwanego problemu „ferii na zakładkę”.
W poprzednim systemie czterech tur zdarzało się, iż jedno województwo kończyło ferie w piątek, a następne rozpoczynało je w poniedziałek. Technicznie były to różne tury, ale w praktyce nakładały się przez weekendy. Efekt? Rodziny z województwa kończącego ferie wracały do domów w sobotę lub niedzielę, jednocześnie mijając się na drogach z rodzinami z województwa dopiero wyjeżdżającego na wypoczynek.
Te weekendowe spiętrzenia generowały gigantyczne korki. Wszyscy chcieli dojechać albo wyjechać w te same dni, co prowadziło do paraliżu komunikacyjnego. Autostrada A4, droga krajowa numer 7, Zakopianka – wszystkie stawały w martwym punkcie na wiele godzin.
MEN twierdzi, iż nowy układ trzech wyraźnie oddzielonych tur eliminuje ten problem. Każda tura kończy się w weekend, ale następna zaczyna się dopiero kilka dni później. Dzięki temu wymiana turystów rozłoży się w czasie, a ruch na drogach nie będzie tak skoncentrowany w pojedyncze soboty i niedziele.
Resort podkreśla również, iż ferie zostały podzielone z uwzględnieniem liczby uczniów w poszczególnych województwach. Grupy są tak dobrane, żeby każda obejmowała mniej więcej podobną populację dzieci. Teoretycznie ma to zapewnić równomierne rozłożenie obciążenia infrastruktury turystycznej.
Czy MEN ma rację, czy rodzice?
Prawda, jak to bywa, leży gdzieś pośrodku. Ministerstwo faktycznie rozwiązuje jeden problem – weekendowe karambolowanie się województw kończących i zaczynających ferie. Ktoś, kto kiedykolwiek stał w sobotnim korku na Zakopiance przez pięć godzin, wie, iż to realne utrapienie.
Z drugiej strony, argument rodziców o większym tłoku i wyższych cenach również ma solidne podstawy. Matematyka jest nieubłagana – jeżeli dziesięć milionów dzieci ma wolne w czterech turach, każda tura obejmuje średnio 2,5 miliona. jeżeli te same dziesięć milionów rozłożysz na trzy tury, każda obejmie ponad trzy miliony. Więcej ludzi w tym samym czasie to większy popyt i naturalna presja na wzrost cen.
Pytanie brzmi: co jest gorsze? Weekendowe korki czy droższe noclegi przez cały tydzień? Dla niektórych rodzin najważniejszy jest budżet – wolą przetrwać korek, ale zapłacić mniej za hotel. Dla innych ważniejszy jest komfort – są gotowi zapłacić więcej, byleby nie stać w martwym punkcie pięć godzin z dziećmi na tylnym siedzeniu.
Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, bo różne rodziny mają różne priorytety. Resort podjął decyzję, zakładając, iż korzyści przeważą nad kosztami. Rodzice nie są przekonani. Kto ma rację, przekonamy się dopiero zimą 2026, gdy system zostanie przetestowany w praktyce.
Branża turystyczna podzielona
Ciekawa jest reakcja właścicieli pensjonatów, hoteli i ośrodków narciarskich. Teoretycznie powinni cieszyć się z większego tłumu – więcej klientów oznacza wyższe przychody. W praktyce opinie są mieszane.
Część przedsiębiorców faktycznie widzi szansę na lepsze zyski. Trzy tury zamiast czterech oznaczają większe obłożenie w każdej z nich. Mniej pustych pokoi, mniej martwych weekendów, stabilniejszy strumień gości. Dla właściciela niewielkiego pensjonatu, który czasem ledwo wiązał koniec z końcem w słabszych turach, to realna poprawa.
Inni są jednak sceptyczni. Obawiają się, iż zbyt duża koncentracja turystów zniechęci rodziny, które wolą spokojniejszy wypoczynek. Kolejki do wyciągów, przepełnione restauracje, brak miejsc w basenach – to wszystko może sprawić, iż część klientów zrezygnuje z wyjazdów albo wybierze alternatywne destynacje za granicą.
Jest też obawa o reputację polskich kurortów. jeżeli ferie 2026 okażą się katastrofą logistyczną – zatłoczone stoki, dramat na drogach, astronomiczne ceny – rodziny zapamiętają to na lata. Złe doświadczenie odstrasza na długo, a odbudowanie zaufania zajmuje czas.
System rotacyjny pozostaje bez zmian
Jedno się nie zmienia – województwa będą przez cały czas rotować między turami. Ci, którzy w 2026 roku mają ferie w ostatnim terminie (16 lutego – 1 marca), w kolejnym roku rozpoczną jako pierwsi. To standardowa zasada, która zapewnia, iż każdy region raz na kilka lat dostaje ferie w najbardziej pożądanym terminie – środku zimy, gdy warunki narciarskie są najlepsze.
Rotacja ma swój sens. Gdyby Małopolska zawsze miała ferie w połowie lutego, byłoby to niesprawiedliwe wobec województw, które zawsze dostawałyby koniec stycznia albo początek marca. Zmienny harmonogram pozwala wszystkim w miarę sprawiedliwie korzystać z najlepszych terminów.
Niektórzy rodzice postulują całkowite zniesienie podziału i wprowadzenie jednolitych ferii dla całej Polski. Argument? Upraszcza to planowanie, każdy ma wolne w tym samym czasie, nie ma zamieszania z turami. Problem w tym, iż wtedy cała Polska jednocześnie ruszyłaby w góry, co doprowadziłoby do prawdziwego kataklizmu komunikacyjnego i cenowego. Obecny system – choć niedoskonały – przynajmniej rozkłada ruch w czasie.
Co zrobić, żeby nie przepłacić?
Dla rodziców planujących zimowy wyjazd w 2026 roku najważniejsze będzie wczesne działanie. Im szybciej zarezerwujesz nocleg i karnety, tym większa szansa na przyzwoite ceny. Właściciele pensjonatów często stosują rabaty za wcześniejsze rezerwacje – ktoś, kto zarezerwuje w październiku 2025, zapłaci mniej niż ten, kto zadzwoni dwa tygodnie przed feriami.
Warto też rozważyć alternatywne terminy. jeżeli praca na home office pozwala na elastyczność, można wyjechać kilka dni przed oficjalnym rozpoczęciem ferii albo zostać kilka dni dłużej po ich zakończeniu. W tych momentach tłumów będzie mniej, a ceny mogą być niższe.
Kolejna strategia to wybór mniej oczywistych destynacji. Wszyscy lecą do Zakopanego, Karpacza czy Szczyrku? Sprawdź mniejsze ośrodki – Białkę Tatrzańską, Korbielów, Zieleńcową Górę, Tylicz. Często oferują podobne warunki przy mniejszym tłoku i niższych cenach.
Można też całkiem zrezygnować z gór i wybrać alternatywny zimowy wypoczynek – wyjazd nad Bałtyk, zimowe miasto jak Kraków czy Gdańsk, albo po prostu zostać w domu i organizować atrakcje lokalnie. Nie każda rodzina musi koniecznie jeździć na nartach, żeby dobrze spędzić ferie.
Czy zmiana zostanie na stałe?
Ministerstwo nie ogłosiło jeszcze, czy trzy tury to rozwiązanie na lata, czy jednorazowy eksperyment. Wiele będzie zależeć od tego, jak system sprawdzi się w praktyce. jeżeli zimą 2026 okaże się, iż faktycznie poprawiło to sytuację na drogach, a branża turystyczna nie narzeka na spadek przychodów, reforma zostanie. jeżeli jednak pojawią się poważne problemy – protesty rodziców, chaos w kurortach, drastyczne podwyżki cen – resort będzie musiał przemyśleć decyzję.
Barbara Nowacka podkreśla, iż decyzja została podjęta po konsultacjach z wojewodami i kuratorami oświaty. Teoretycznie oznacza to, iż uwzględniono głosy z różnych regionów i przemyślano rozmaite scenariusze. Praktyka pokaże, czy te konsultacje były wystarczające.
Rodzice mają prawo być sceptyczni. Nie pierwszy raz reforma edukacyjna zapowiada poprawę, a kończy się chaosem. Historia polskiej oświaty pełna jest dobrze brzmiących pomysłów, które w zderzeniu z rzeczywistością okazywały się niewypałami. Czy ferie w trzech turach to kolejny taki przypadek? Czas pokaże.
Na razie pozostaje czekać, obserwować i planować. Ferie zimowe 2026 będą testem nowego systemu. Rodzice trzymają kciuki, żeby ministerstwo miało rację. Branża turystyczna liczy na dobry sezon. A uczniowie? Oni po prostu chcą dwa tygodnie wolnego, nieważne w której turze.

1 godzina temu










