Rezydencja Jarosława

tabloidonline.wordpress.com 2 godzin temu

To sprawa sprzed kilku czy kilkunastu dni, więc prawdopodobnie ją pamiętacie. Otóż PiS przymierzał się do kupna całkiem zgrabnego pałacyku, czy też dworku (jak zwał tak zwał) stającego sobie przy ulicy Płowieckiej, w zasadzie już na wylocie z Warszawy, znanego jako Zajazd Napoleoński ( ↑). Dwa tysiące metrów powierzchni, przestronne apartamenty, marmury, obrazy, złocenia, pełny wykurw jednym słowem.

Obowiązujący przekaz był taki, iż ma to być siedziba muzeum Lecha Kaczyńskiego (pewnie niektórzy jeszcze pamiętają kto to był), co od początku pachniało ściemą. Największym zmartwieniem było nie to skąd wsiąść 12 milionów na zakup posesji tylko, żeby broń panie bosze info zbyt wcześnie nie wyciekło do mediów. Niestety wyciekło, bo jak się domyślacie środowisko pisżulii na Nowogrodzkiej i w okolicach, jest mniej więcej tak szczelne jak sito.

Zakup póki co nie wyszedł, z powodów jakiś tam niejasności co do własności działki, a jedyne co cieszy to fakt, iż PiS wtopił ponad milion złotych w ramach tak zwanego zadatku, którego teraz nie może odzyskać, bo zadatek ten zgodnie z zapisem w umowie wstępnej jest bezzwrotny. Biedny, opierdolony z kasy PiS, to nota bene zawsze powód do radości.

☞ Ale o co tak naprawdę chodzi lub chodziło z tym dworkiem? Otóż kiedy mleko się nieco rozlało, na Nowogrodzkiej w ramach retorsji poleciały za to głowy, tamtejszym sygnalistom zaś rozwiązały się języki.

I wychodzi na to, iż głównym celem zakupu miała być nie tyle przyszła siedziba dla jakiegoś muzeum jakiegoś nieudacznika (planowano na ten cel wydzielić fragment bocznego skrzydła), tylko przede wszystkim „zapewnienie godnych warunków życia dla Jarosława”. Tak moi drodzy, nie mylicie się, miała to być przede wszystkim, rezydencja Jarosława Kaczyńskiego, jako wodza narodu, nowego Piłsudskiego XXI wieku, wielce zasłużonego dla Polski i tak dalej i tym podobne pierdy. To była ta zasadnicza przyczyna ruchów wokół posesji przy Płowieckiej.

Ponoć, jak donoszą sygnaliści, dyskusja o wyprowadzce Jarosława z niezbyt przyjaznej mu (sąsiedzi i tak dalej) ulicy Mickiewicza, z tej psiej budy, prześmiewczo zwanej warszawskim Kremlem, trwała już od długiego czasu. Kaczyński był temu niechętny, i nie tyle chodziło o skromność, co o przywiązanie do miejsca; wiadomo tatuś to załatwił (za wysługiwanie się czerwonym) mamuś mieszkała, myśmy się z Leszkiem tam wychowywali… Rozumiemy te rodzinne obciążenia i sentymenty.

Ale Jaro w końcu uległ, i sprawy ruszyły z kopyta z finałem (przynajmniej tymczasowym) jak widać i słychać. Czy to koniec historii z Zajazdem Napoleońskim? Wedle mnie niekoniecznie, choć jeżeli chodzi o przyszłą rezydencję dla Jarosława, to wykluczając jako coś naturalnego i nieuniknionego Powązki, optowałbym raczej za samodzielną celą (może być mała skromna łazienka) gdzieś we Wronkach, może w Rawiczu, albo w Iławie (to dla tych, którzy mają pierwszą odsiadkę), ale koniecznie bez obrazów i złoceń, a zamiast marmuru, na podłodze zwykłe lastryko wystarczy.

Idź do oryginalnego materiału