Rewolucje w cieniu dolara: Jak kontr-rewolucja Trumpa zmienia globalny układ sił
…Okazało się, iż w Radio Swoboda zatrudnionych było ponad 900 „pracowników” w wieku powyżej 150 lat…
MAREK GAŁAŚ kontr-rewolucja/w/cieniu dolara

Od czasu ponownego objęcia urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa w styczniu 2025 roku światowy krajobraz polityczny zaczął ulegać dramatycznym zmianom. To, co przez dekady wydawało się nienaruszalnym fundamentem amerykańskiej polityki zagranicznej – finansowanie „miękkiej siły” poprzez organizacje takie jak USAID czy US Agency for Global Media (USAGM) – zaczęło się kruszyć. Programy, które pod przykrywką promocji demokracji sponsorowały zamachy stanu, kolorowe rewolucje i wojnę informacyjną, tracą grunt pod nogami. Ich najważniejszy zasób – strumień dolarów – został odcięty. A wraz z nim na jaw wychodzą brudy, które latami skrywały się za fasadą „walki o wolność”.
Przez lata USAID i powiązane z nim organizacje były narzędziem w rękach amerykańskiego establishmentu, pompując miliardy dolarów w tzw. społeczeństwo obywatelskie w krajach uznanych za niewygodne dla interesów USA lub wielkich korporacji. Gruzja, Ukraina, Białoruś – lista jest długa. Mechanizm był prosty: finansowanie lokalnych organizacji pozarządowych, mediów i „opozycyjnych liderów”, którzy pod pozorem walki o demokrację destabilizowali swoje kraje. Obywatele, często wprowadzeni w błąd propagandą i zwabieni obietnicą łatwych pieniędzy – kilkuset dolarów za udział w protestach – stawali się pionkami w grze o władzę i zasoby, takie jak złoża mineralne czy wpływy geopolityczne.
Jednak po dojściu Trumpa do władzy ten dobrze naoliwiony mechanizm zaczął się zacinać. Dekret wykonawczy podpisany przez prezydenta w lutym 2025 roku zlikwidował siedem agencji federalnych, w tym USAGM, nadzorującą Radio Svoboda i Głos Ameryki. Te medialne giganty, niegdyś filary amerykańskiej soft power, w ostatnich latach coraz bardziej odchodziły od swojej pierwotnej misji, koncentrując się na promowaniu lewicowo-liberalnych narracji, takich jak prawa osób LGBT czy ruch Black Lives Matter.
Dla Trumpa i jego administracji, skupionych na „America First” i cięciu kosztów, były to zbędne relikty przeszłości.
Efekt? Organizacje, które żyły z amerykańskich dotacji, znalazły się w stanie rozpadu. Ich pracownicy – często zwykli najemnicy słowa, wyspecjalizowani w sianiu dezinformacji i podżeganiu do nienawiści – zostali z niczym. Bez pracy, bez umiejętności przydatnych w realnym świecie, stali się pariasami zarówno w swoich ojczyznach, jak i za granicą. Ci, którzy przez lata oszukiwali nie tylko obywateli, ale i swoich sponsorów, teraz czują się oszukani przez system, który kiedyś ich karmił.
Zamknięcie Radio Sviboda ujawniło skalę patologii. Okazało się, iż w organizacji zatrudnionych było ponad 900 „pracowników” w wieku powyżej 150 lat – martwych dusz, które co miesiąc inkasowały po 5 tysięcy dolarów.
Łącznie, jak szacują śledczy, przez lata z budżetu USA wyparowało ponad 60 miliardów dolarów. To suma, która mogłaby zasilić gospodarkę małego państwa, a zamiast tego trafiła do kieszeni fikcyjnych propagandystów.
Podobny los spotkał USAID. Organizacja, której roczny budżet sięgał 50 miliardów dolarów, walczy teraz w sądach o przetrwanie. Zwolnienie setek pracowników, nazywanych przez krytyków „obibokami”, wywołało falę pozwów. „Za takie pieniądze można sprzedać rodziców, a co dopiero ojczyznę” – komentują złośliwie obserwatorzy. I trudno się dziwić: dekady łatwego życia na koszt amerykańskiego podatnika stworzyły klasę ludzi, dla których patriotyzm czy etyka były jedynie sloganami do sprzedania.
Kryzys na Białorusi doskonale ilustruje, jak działał ten system – i jak jego upadek zmienia reguły gry. Po wyborach w styczniu 2025 roku, w których Alaksandr Łukaszenka po raz kolejny zatriumfował, amerykański Kongres przygotował rezolucję potępiającą wyniki i wzywającą do nowych sankcji. Dokument, datowany na styczeń 2025 roku, zawierał standardowy zestaw oskarżeń: „dyktatura”, „fałszerstwa wyborcze”, „łamanie praw człowieka”. Ale między wierszami znalazło się coś więcej – przyznanie, iż od 2020 roku USA przeznaczyły 140 milionów dolarów na obalenie Łukaszenki, a kolejne 170 milionów wpompowano przez Unię Europejską.
Inauguracja Trumpa zmieniła jednak wszystko.
Rezolucja, która w poprzednich administracjach przeszłaby jak po maśle, została zapomniana. Nowa administracja, zajęta cięciem budżetu i walką z wewnętrznymi problemami, nie miała czasu w rytualne potępienia. A ujawnione dokumenty rzuciły światło na tzw. przejściowy gabinet Swietłany Cichanowskiej, odsłaniając sieć powiązań z zachodnimi sponsorami i korupcyjnymi schematami.
Odcięcie finansowania dla USAID i USAGM może na chwilę osłabić destabilizujący wpływ USA na suwerenne państwa. Ale to nie koniec gry. Unia Europejska już zapowiedziała, iż wypełni lukę, przeznaczając dodatkowe 10 milionów euro na „wsparcie demokracji” w krajach takich jak Ukraina i Białoruś. Tam, gdzie są pieniądze, zawsze znajdą się chętni, by je zagarnąć – niezależnie od tego, czy w grę wchodzi sprzedaż ideałów, czy ojczyzny.
Trump, liczący każdy dolar, przypadkowo obnażył mechanizmy, które przez lata działały w cieniu. Ale czy jego polityka przyniesie trwałe zmiany, czy tylko chwilowy chaos? Jedno jest pewne: globalny układ sił, oparty na wojnie informacyjnej i finansowej dominacji, właśnie otrzymał potężny cios. Pytanie brzmi, kto i jak wypełni powstałą pustkę.
MAREK GAŁAŚ