Rewolucja made in USA

6 godzin temu
Krystian Kamiński

Donald Trump, rozmawiając z dziennikarzami na pokładzie swojego prezydenckiego samolotu, odniósł się do działalności Elona Muska i jego zespołu ds. wydajności rządu. Prezydent USA zasugerował, iż audyt DOGE nie ogranicza się jedynie do kontroli wydatków publicznych przez administrację rządową i agencje.

„Przyglądamy się choćby obligacjom” — powiedział Trump – „Może być problem — czytaliście o tym, z obligacjami i to może być interesujący problem”. Dodał: „Może być tak, iż wiele z tych rzeczy się nie liczy. Innymi słowy, iż część rzeczy, które znajdujemy, jest bardzo oszukańcza, dlatego może mamy mniej długu, niż myśleliśmy”. Jak to ma w zwyczaju, Trump trywialnymi słowy wyraził dążenie o rewolucyjnym charakterze, które, jeżeli będzie realizowane, wstrząśnie samymi podstawami systemu międzynarodowego i sposobu funkcjonowania USA w nich, wstrząśnie globalnymi i amerykańskimi finansami.

Uwagi Trumpa postrzegam jako szukanie pretekstów i uzasadnień dla zaprzestania obsługi zadłużenia publicznego USA. Raczej wycinkowego. Jak podejrzewam nowy prezydent Stanów Zjednoczonych chciałby w jakiś sposób ograniczyć zobowiązania wobec czołowego, supermocarstwowego rywala… który zarazem jest jednym z głównych zagranicznym wierzycielem amerykańskiego skarbu. Chińczycy są drugimi wierzycielami zagranicznymi USA, po Japonii.

Moje podejrzenia związane są z tym, iż Trump wysuwał takie pomysły jeszcze w 2016 r. Wówczas uznawane to było w Polsce za kompletne wariactwo. W tymże roku, w takich kategoriach opisał te postulaty, uważany latami za eksperta-amerykanistę, Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, przy tym dyplomata i urzędnik Ministerstwa Obrony Narodowej u zarania III RP. Głośno ostrzegał on przed Trumpem mającym zrujnować wiarygodność USA, jako przywódcy wolnego świata i centrum globalnej gospodarki. Kostrzewa-Zorbas pisał takie rzeczy na łamach „wSieci”, wówczas sceptycznych wobec Trumpa z pozycji starorepublikańsko-reaganowskich, a dziś fetujących nowego prezydenta USA niczym nowego sprawiedliwego imperatora, który powinien zrobić porządek w Polsce.

Stany Zjednoczone mają w tej chwili 36,2 bilionów dolarów długu publicznego, według amerykańskiego Departamentu Skarbu, co stanowi ponad 120 proc. Produktu Krajowego Brutto. Amerykanie od dawna konsumują i zadłużają się ponad stan, a w uproszczeniu rzecz ujmując, mogą tak robić, bo korzystają z regaliów przybranych w XX wieku, jakimi były właśnie przywileje emisji globalnego środka rozliczeniowego i pokrywanych nim i tylko nim papierów dłużnych (odkąd Richard Nixon ogłosił w 1971 r. faktyczną rezygnację z parytetu złota). Pokryciem dolara była, jak napisałem w październiku: „Naga siła obudowana została dyplomacją, kontrolą kluczowych międzynarodowych instytucji finansowych, ale też soft power, włączając popkulturę. Wszystko to wytwarzało nie tylko relację przewagi ale też wiarygodności amerykańskich i szerzej zachodnich rynków i instytucji finansowych, ich instrumentów. Tak przez dekady ludzie, firmy, państwa całego świata, choćby polityczni wrogowie USA, nauczyły się wierzyć, iż są to najlepsze rynki, instytucje i instrumenty dla ich wolnego kapitału”.

Dziś naga siła wyraźnie jest już niedostateczna dla utrzymania globalnej hegemonii USA. Dowodem na to jest według mnie fakt, iż Rosja w ogóle rozpoczęła regularną wojnę w Europie i jak na razie zdaje się zmierzać do „pewnego rodzaju zwycięstwa”. Kontrola nad instytucjami finansowymi takimi jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, czy funkcjonowanie Wall Street, jako czołowej giełdy, również nie gwarantuje już hegemonii. Chiny wytwarzają alternatywne centrum obiegu kapitału kapitalizmu i co ważne centrum kapitalizmu produkcyjnego. Dlatego zresztą sankcje nałożone na Rosję okazały się dla niej umiarkowania dotkliwe.

Za juanem, stoją większe siły wytwórcze i znacznie większa fizyczna masa towarowa znajdująca niezaspokojony popyt na całym świecie. Donald Trump zdaje się postrzegać potęgę gospodarczo-finansową w podobnych kategoriach, zauważając, iż nie może o niej stanowić elektroniczne kasyno kreowania giełdowych derywatów, biliony generowane z show-biznesu, czy szerzej, jakże promowana w latach 90 przez zachodnich teoretyków końca historii „gospodarka usług”. Stąd ta gotowość Trumpa do zainicjowania polityki protekcjonistycznej, która przecież choćby jeżeli miałaby być prowadzona konsekwentnie i prowadzić do jakiejś formy reindustrializacji USA, wywoła w początkowym etapie transformacji szok w gospodarce i społeczeństwie amerykańskim, od dawna uzależnionych od importu.

W końcu administracja Trumpa uznała najwyraźniej, iż i trzeci filar hegemonii USA – kulturowy soft power, nie jest już użyteczny w polityce jaką chcą prowadzić, dla nowej pozycji, jaką chcieliby, aby zajęła ich państwo. Po pierwsze wyraźna jest niechęć do hiperliberalnej kulturowo, progresywistycznej treści tej soft power, którą Trump, przecież nieszczególny konserwatysta, uznał za niszczącą dla stabilności społeczno-politycznej i etosu niezbędnego dla rozwoju gospodarczo-technologicznego. W dodatku – wiem, to nie do wyobrażenia dla sporej części Polaków – dla wielu mieszkańców świata USA, po latach „światowego przywództwa”, straciły choćby pozory twarzy dobrego wuja Sama. Szczególnie na Globalnym Południu.

Stąd bezprecedensowe uderzenie nowej administracji w publiczne mechanizmy amerykańskiej soft power z USAID na czele. Audyt jaki ekipa Muska prowadzi w tej agencji potwierdza, iż wszystkie tezy o ingerencjach informacyjnych, dywersji ideologicznej, zdalnej inżynierii społecznej, dekonstrukcji kulturowej, stymulowaniu „kolorowych rewolucji” wysuwane przez przeciwników Waszyngtonu są, z grubsza, prawdziwe. Stany Zjednoczone właśnie w ten sposób osłabiały swoich rywali i utwierdzały swoje wpływy w państwach podporządkowujących się. Swoistym symbolem jest, iż Musk właśnie wziął na celownik Radio Wolna Europa – przez wielu Polaków wręcz czczone z naiwną wiarą, iż jego misja ograniczała się tylko do podważania wpływów radzieckich i polskich komunistów, iż zamiast nich rozgłośnia nie wsączała wpływów, idei, interesów innego ośrodka.

Dlaczego zatem to narzędzie, niewątpliwie w określonych czasach skuteczne, jest dziś odkładane do lamusa? Można przypuszczać, iż Trump i jego współpracownicy nie są idiotami i jeżeli odkładają taki doskonalony przez dekady i za grube sumy mechanizm, to najwyraźniej uznają, iż w ich nowej agendzie politycznej, w nowym sposobie funkcjonowania USA w świecie będzie on mało użyteczny.

Wszystko to potwierdza to, co podkreślam od dłuższego czasu. Trump uważa, iż hegemonia USA jest już nie do utrzymania. Hegemonia wymaga projekcji siły i innych środków wpływu na całym globie, bo wymaga ona proklamowania uniwersalnych idei, kodyfikacji ich w prawo międzynarodowe, które znaczy tyle, ile egzekwująca jego wykonywanie siła. Przy tym hegemonia wymaga, choć już tylko do pewnego stopnia, by samemu przestrzegać przynajmniej oficjalnie owego „ładu opartego na zasadach”. Tymczasem światowy wolny handel, jako jedna z podstawowych zasad i struktur owego ładu, okazał się w dłuższej perspektywy destrukcyjny dla samego USA.

Dlatego uważam, iż polityka Trumpa będzie przybierać kierunek rewolucyjny. Dlatego uważam, iż uznał on już świat za wielobiegunowy, a USA jako jednego z wielu, choćby jeżeli pierwszorzędnego, uczestnika koncertu mocarstw. Dlatego w końcu uważam, iż logika ta może go prowadzić do ograniczania amerykańskich zobowiązań i sił w Europie, aż do radykalnie offshore balancingu, równoważenia z daleka ładu europejskiego kreowanego przez najpotężniejszych aktorów europejskich, tak jak wiekami zachowywała się wobec kontynentu Wielka Brytania.

Nietrudno zauważyć, iż przy obecnej polityce, wręcz mentalności polskich elit, istnienie swoje i swojego państwa opierających bez reszty na gwarancjach USA, już niedługo możemy się znaleźć z ręką w geopolitycznym nocniku. Głębokim i śmierdzącym nocniku. Im ciągle wydaje się, iż wykupują „polisę bezpieczeństwa”, jak to wyraził jeden z członków rządu, zamawiając na łapu capu produkty amerykańskich potentatów przemysłu zbrojeniowego… byle więcej, byle drożej. I to w czasie, gdy ze strony zaplecza Trumpa właśnie wybrzmiewają refleksje, iż wojna na Ukrainie wskazuje na przemianę pola walki, na którym dotychczasowe arcydrogie i skomplikowane „białe słonie” produkowane przez dotychczasowych czempionów amerykańskiej zbrojeniówki tracą efektywność uzasadniającą ich kosztowność.

Albo się opamiętamy, albo czeka nas ciężki los. Historia Europy pokazuje, iż przez całą epokę, utrzymanie równowagi sił na kontynencie nie zależało od istnienia państwa polskiego.

Wpis Rewolucja made in USA pochodzi z serwisu Konfederacja.

Idź do oryginalnego materiału