Rękas: Marsz do niepodległości

myslpolska.info 2 godzin temu

Nie można uznać III RP za państwo suwerenne, pomimo zewnętrznych atrybutów niepodległości. Nasza suwerenność jest ograniczona zupełnie oficjalnie, w związku z członkostwem w Unii Europejskiej, która faktycznie sama ma już cechy państwa, o czym jednak na wszelki wypadek nie mówi się Polakom, żeby nam nie było przykro.

Nie jest to kwestia żadnego spisku, tylko prostej analizy politologicznej.

Formalne i realne ograniczenia suwerenności

Prawo stanowione Unii ma wyższość nad prawem polskim, żadne deklaracje poprzednich polskich Sejmów czy Trybunałów niczego w tym zakresie nie są w stanie zmienić, bowiem zasada ta jest wpisana w traktaty unijne, które kolejne polskie rządy zgodnie akceptowały. Fakt, iż Unia wciąż realizuje część swojej suwerenności (np. politykę obronną i energetyczną) rękoma państw członkowskich, nie zmienia stanu prawnego, a także coraz wyraźniejszej tendencji zmierzającej do dalszego ograniczenia kompetencji władz krajowych na rzecz Komisji Europejskiej i innych niedemokratycznych struktur unijnych. Ograniczeniem suwerenności jest rzecz jasna także przynależność do NATO, sprowadzająca się do scedowania części kompetencji z zakresu obronności, ale także np. budżetu wojskowego na rzecz struktury ponadnarodowej, daleko wykraczającej poza sojusz wojskowy równoprawnych, niezależnych podmiotów. No i wreszcie zachodzą powiązania nieformalne, acz adekwatnie dziś już jawne, potwierdzające przede wszystkim brak polskiej suwerenności gospodarczej, scedowanej na rzecz dominującej w tej części Europy gospodarki niemieckiej. A skoro nie kontrolujemy własnej gospodarki – nie można uważać nas za państwo niepodległe. To jest takie proste.

Marsz radosny, choć bez zębów

Z wielu względów jednak Polexit nie był jednak – choć powinien być – głównym hasłem ostatniego Marszu Niepodległości, podobnie jak to uczestnicy między sobą, ale nie organizatorzy mówili o konieczności zniesienia także innych ograniczeń dla naszej suwerenności. Cóż, widocznie nie sprzyjała temu atmosfera radosnego, rodzinnego święta, w który przekształcił się z Marsz, z korzyścią dla swego popularnego wizerunku i frekwencji, ale ze stratą dla politycznej wyrazistości. To miły spacer po Warszawie, ale nie żądanie odzyskania niepodległości, które staje się dla Polski wzywaniem chwili. MN jako akt polityczny już dawno stracił swoje zęby, został oswojony przez system, o czym świadczy udział także prezydenta RP, a zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego ze swym dworem. Trudno przy tym dać wiarę wyjaśnieniom organizatorów, iż przecież trudno komuś odmówić prawa do świętowania niepodległości, gdy przecież wiemy jednocześnie, iż za Marszem stoi przecież konkretna grupa polityków, z własnymi sympatiami (i antypatiami), interesami i potrzebami, nadto zaś w przeszłości jakoś nie było problemów z arbitralnym decydowaniem komu wolno dołączyć, a kto nie będzie mile widziany. Było zatem świadomą deklaracją to, iż tym razem przyjęto do akceptującej wiadomości obecność z jednej strony Kaczyńskiego, a z drugiej Czarnego Bloku, którego uczestnicy wprost deklarują się jako „polscy banderowcy”, przy jednoczesnym wezwaniu sił porządkowych przeciw… nadmuchiwanej gaśnicy, mającej pomóc skrzykiwać się zwolennikom Grzegorza Brauna.

Niepodległość poza UE

Oczywiście jednak wśród tysięcy uczestników Marszu z pewnością wielu poparłoby postulat Polexitu, słusznie rozumiejąc, iż bez opuszczenia UE nie będziemy w stanie samodzielnie ukształtować naszych relacji gospodarczych z Rosją, Chinami, Białorusią – no i Ukrainą. Dopóki jesteśmy w UE, nie możemy też myśleć o odbudowie naszego sektora energetycznego, górnictwa węglowego, kontrolować cen energii ani decydować o ochronie własnych granic przed niekontrolowanym napływem imigrantów. Polexit jest koniecznością nawet, jeżeli wciąż większości Polaków wydaje się nie do wyobrażenia. Dla Polaków przynależność do UE to przede wszystkim prawo do wyjazdu zagranicę do pracy. przez cały czas zbyt trudno jest wyobrazić nam sobie, iż z kraju niepodległego i dobrze zarządzonego nie trzeba już będzie emigrować.

Kolejną istotną kwestią jest relacja między przynależnością do UE, a zaangażowaniem III RP w przygotowania do III wojny światowej. Prawdą jest też jednak, iż Amerykanie w przeszłości grali kartą wyprowadzenia z UE silniej od siebie uzależnionych państw środkowoeuropejskich. Był to jednak przede wszystkim element rozgrywki z Niemcami i wymuszeń handlowych na UE. Gdy jednak polityka UE i UK zaczęła odróżniać się do amerykańskiej w kwestii bezpośredniego wsparcia dla Kijowa – władze III RP jednoznacznie stanęły po stronie Londynu, Berlina, Paryża i Brukseli. Jest dziś jasne, iż główny motor podtrzymywania wojny na Ukrainie przeniósł się do Londynu, a paliwa dolewają do niego z Paryża i Berlina. W interesie Polaków jest zatem trzymanie się jak najdalej zwłaszcza od jingoistycznych stolic europejskich.

Wewnętrzne uwarunkowania braku suwerenności

Jest to najważniejsze także dla rozwiązywania polskich problemów wewnętrznych, od których bipol KOPiSu próbuje dalej odwracać uwagę między innymi kontynuowaniem zabawy we wzajemne oskarżenia i groźby aresztowań. Jakoś tak się jednak ciekawie układa, iż niby hucznie zamykają, ale jakoś nikt nie siedzi. przez cały czas mamy więc wyraźny przerost formy nad treścią, zgodnie z zasadą „my nie ruszamy waszych, a wy naszych”. Rzeczywiste przykręcanie śruby dokonywane jest nie pomiędzy głównymi partiami, ale wobec tych, których niemal nikt nie broni: działaczy kresowych i antywojennych blogerów. To dzieje się w tle, zwiększając zakres cenzury i blokady politycznej wobec prób organizacji naprawdę spoza systemu. To tu toczy się główna walka, nie o to czy jeden skorumpowany minister skrytykuje drugiego skorumpowanego ministra.

W tej sytuacji niektórzy wciąż pokładają nadzieje w prezydencie RP. Na razie jednak widocznym jest jedynie, iż PKN przez cały czas ma jedno zasadnicze zadanie: przeciwdziałać odpływowi wyborców PiS do Konfederacji i stara się je sumiennie wykonywać dzięki kolejnych wet i hasłowych projektów ustaw skazanych na niepowodzenie lub nieodbiegających jakoś znacząco od niezmiennej od trzech lat linii wobec Kijowa (jak w przypadku ustawy o pomocy dla ukraińskich imigrantów w Polsce). Prezydent Nawrocki ma dobrych PR-owców określonego poziomu, a to więc na Marsz Niepodległości, a to polskiego narodowego kebaba przekąsi, a to polskiej drużynie piłkarskiej zakibicuje. Ale przez cały czas jego działaniami steruje Jarosław Kaczyński, a ten wykonuje polecenia Anglosasów.

Ukraińscy okupanci

Widać to szczególnie w kwestii ukraińskiej. PiS wyprofilowało kampanię Karola Nawrockiego pod spadające poparcie dla polityki prokijowskiej i rosnący sprzeciw wobec jej kosztów. Polacy naprawdę w swej masie uwierzyli w lutym 2022 roku, iż to tylko krótkotrwałe zamieszanie, po którym ukraińscy przybysze, których naprawdę błędnie brano za uciekinierów z terenów objętych działaniami wojennymi gwałtownie wrócą do siebie. Po 44 miesiącach nikt już nie ma złudzeń, w ekspresowym tempie wyhodowano w dotąd jednonarodowej Polsce 3-5-milionową, zupełnie obcą mniejszość narodową, w dodatku utrzymywaną z polskich podatków. Do zrozumienia i odrzucenia tego stanu rzeczy niepotrzebna jest żadna inspiracja polityczna. Coraz więcej Polaków uważa, iż to nie tylko Rosja najechała Ukrainę, ale Ukraińcy najechali Polskę i co gorsza wygrywają, okupując najważniejsze jej sektory, od ochrony zdrowia – po pozycje w polskim rządzie, którego kolejni członkowie z dumą przyznają się do ukraińskiego pochodzenia lub przynajmniej ukraińskich żon. Jakie to święto niepodległości, gdy Polska jest okupowana przez Ukraińców? – pytamy nie tylko 11 listopada.

Zmiana dla niepodległości

Do terminowych wyborów parlamentarnych jeszcze dwa lata. Rząd zużywa się w rekordowym tempie, ale póki co to Koalicja Obywatelska, główna partia koalicji rządzącej kanibalizuje junior-partnerów. Sztuka ta nie udaje się jednak Prawu i Sprawiedliwości, która traci poparcie na rzecz swych prawicowych konkurentów, Konfederacji i Konfederacji Korony Polskiej, których Jarosław Kaczyński nie widzi jednak jako możliwych partnerów przyszłego prawicowego rządu, spodziewanego w razie porażki Donalda Tuska. Pozostawia to otwartym pytanie kto w takiej sytuacji miałby rządzić Polską, oczywiście poza amerykańską ambasadą, Deutsche Bank i Komisją Europejską, które rządzą nami naprawdę.

Trwają już ruchy mające znowu wykreować kolejne „bezpartyjne partie”, „nowe ruchy polityczne”, „niezależnych kandydatów”, czyli to, co zawsze serwuje się skołowanym wyborcom zniecierpliwionym głównymi partiami – do wykorzystania za dwa lata. Czy Polacy znowu dadzą się nabrać – zobaczymy. Z pewnością jednak prawdziwym ciosem dla układu rządzącego Polską byłoby zmuszenie go, by wystąpił bez maski jako dwie strony tego samego patologicznego układu, czyli gdyby ani KO, ani PiS nie znalazły partnerów i musiały wspólnie rządzić w mniej lub bardziej oficjalnej koalicji. Fakt, iż nie doszło do tego w 2005 roku, gdy obie te partie prowadziły rozmowy w sprawie rządu tzw. POPiS-u – był głównym nieszczęściem polityki III RP przez następne dwie dekady (z efektem wzmocnionym tragedią katastrofy smoleńskiej, dodatkowo polaryzującej społeczeństwo). Teraz jednak coraz więcej Polaków ma dość tej fałszywej alternatywy i cała rzecz tylko w tym, by uniemożliwić dalsze kontynuowanie tego cyrku.

To też element odzyskiwania przez Polskę niepodległości, niemniej istotny niż zrzucenie zależności zewnętrznej.

Konrad Rękas

Aniemowilem.pl

Idź do oryginalnego materiału