Ręka mu nie zadrży. Domański przypomina, po co jest polityka

1 dzień temu
Zdjęcie: Domański


Dziś w Sejmie zapadnie jedna z ważniejszych decyzji tej kadencji. Komisja regulaminowa ma ocenić wniosek o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze, a następnie Sejm zdecyduje, czy były minister sprawiedliwości ma zostać zatrzymany i tymczasowo aresztowany.

To sprawa obłożona wielopiętrową symboliką – nie tylko prawną, ale także polityczną i moralną. I właśnie w tym kontekście głos Andrzeja Domańskiego wybrzmiał zaskakująco szczerze, jakby w kontrapunkcie do gęstej, często cynicznej atmosfery polskiego parlamentaryzmu.

Sprawa jest poważna. Prokuratura chce postawić Ziobrze aż 26 zarzutów, w tym ten najcięższy – kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która miała „przywłaszczyć” ponad 150 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości. To liczby, obok których nie da się przejść obojętnie, tym bardziej iż mowa o środkach publicznych. Ziobro odpiera zarzuty, wskazując na „czynnik polityczny” i „chęć zemsty”. Zwraca także uwagę na swój ciężki stan zdrowia – choruje na nowotwór i jest pod opieką specjalistów w Belgii. Ta informacja dodatkowo podnosi napięcie debaty, ale i komplikuje jej emocjonalny krajobraz.

Wielu polityków odpowiada dziś dziennikarzom wymijająco: „poczekajmy na opinię komisji”, „konstytucyjne procedury muszą działać”, „nie będę komentować przed głosowaniem”. Tymczasem Andrzej Domański, minister finansów, wybrał zupełnie inną ścieżkę. I zrobił to tak, jakby chciał powiedzieć głośno coś, co w kuluarach polityki często jest tylko półsłówkiem.

W porannym wywiadzie w Polsat News padło pytanie, jak zagłosuje. Domański nie odgrywał typowego spektaklu ostrożności. Najpierw lekko się zaśmiał – reakcja tyleż ludzka, co zaskakująco odświeżająca – a potem powiedział coś, co trudno zignorować:
„Są takie chwile, dla których się żyje i z całą pewnością ręka mi nie zadrży.”

To zdanie jest ważne z kilku powodów. Po pierwsze, przypomina, iż polityka – wbrew częstemu wrażeniu – wciąż może być sferą wyborów moralnych. Po drugie, Domański odwołuje się do pojęcia odpowiedzialności za dobro wspólne. W dalszej części wypowiedzi wyjaśnił: „Dla takich chwil, dla takich głosowań, dla głosowania za sprawiedliwością, za rozliczeniem osób, które dopuszczały się rzeczy, myślę, strasznych, karygodnych – chociażby jeżeli chodzi o Fundusz Sprawiedliwości – z całą pewnością mi ręka nie zadrży.”

To nie jest deklaracja odwetu, ale jasne stanowisko w kwestii państwowego elementarza: jeżeli istnieje uzasadnione podejrzenie przestępstwa, procedury powinny działać bez wyjątków. Takiego tonowania często brakowało w polskiej polityce ostatnich lat, gdzie prawo bywało narzędziem walki, a nie fundamentem.

Domański nie udaje, iż głosowanie jest czymś zwyczajnym. Wręcz przeciwnie – mówi, iż to moment, który definiuje sens obecności w przestrzeni publicznej. „Czasem można się zastanawiać, czy warto być w polityce, czy nie, ale dla takich chwil warto być.” W tym sensie jego słowa są czymś więcej niż komentarzem do bieżących wydarzeń: są próbą przypomnienia, iż polityka powinna mieć wymiar etyczny.

Oczywiście, decyzja w sprawie Ziobry nie będzie łatwa ani komfortowa – ani dla Sejmu, ani dla opinii publicznej. Zdrowie byłego ministra zasługuje na szacunek i współczucie. Ale choroba nie może stać się tarczą, która blokuje działanie instytucji państwa. Sejm nie orzeka o winie – decyduje tylko, czy możliwe będzie prowadzenie postępowania. A to różnica zasadnicza.

W dzisiejszym głosowaniu politycy będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy immunitet to ochrona przed nadużyciami władzy, czy przed odpowiedzialnością. Domański odpowiedział już teraz. Jego słowa są jasne, stanowcze, ale też – paradoksalnie – dodające polityce odrobiny powagi i sensu, którego tak często w niej brakuje.

I może właśnie dlatego warto było ich posłuchać.

Idź do oryginalnego materiału