Referendum Kaczyńskiego nie ma nic wspólnego z referendum Komorowskiego

11 miesięcy temu

Gdy pod koniec 2014 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński przedstawił kandydaturę Andrzeja Dudy na Prezydenta RP, śmiali się prawie wszyscy, a najgłośniej śmiał się Bronisław Komorowski. Niewielu dawało Andrzejowi Dudzie jakiekolwiek szanse, do historii też przeszedł sondaż dla stacji TVN, w którym ówcześnie urzędujący prezydent Komorowski dosłownie miażdżył konkurencję wynikiem 65%, co dawało pewne zwycięstwo w I turze.

Foto: Screen TVN24

Prawdziwe wyniki wyborów wyglądały zupełnie inaczej, faworyt Komorowski uzyskał w I turze 33,77% i przegrał z Andrzejem Dudą, na którego głosowało 34,76% wyborców. Panika w sztabie prezydenta, któremu uciekała druga kadencja, wybuchła dużo wcześniej, ale gdy policzono głosy nastąpiła histeria. Oprócz Andrzeja Dudy rewelacją wyborów okazał się też Paweł Kuzkiz i to o jego 20,8% głosów zaczęła się walka na dobre.

Głównymi postulatami Kukiza były JOW-y, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze i referenda w kluczowych dla Polaków sprawach. Sztab Bronisława Komorowskiego wpadł wówczas na genialny pomysł, aby połączyć dwa marzenia Pawła Kukiza w jedno referendum na temat JOW. Taki zabieg miał skłonić wyborców Kukiza do oddania głosów na Komorowskiego, ale od początku wyborcy Kukiza nie kupowali tej grubymi nićmi szytej intrygi politycznej.

Bronisława Komorowskiego to nie zraziło i 21 maja 2015 roku, na cztery dni przed drugą turą wyborów, Senat w błyskawicznym tempie przyjął prezydencki projekt. 25 maja 2015 roku okazało się, iż referendum nie pomogło Komorowskiemu, a wybory wygrał Andrzej Duda uzyskując 51,03%. Nie był to jednak koniec upokorzeń Bronisława Komorowskiego, który do 8 lipca 2015 roku jeszcze pełnił funkcję Prezydenta RP i musiał wziąć na swoje barki kompromitujące referendum własnego autorstwa. 17 czerwca 2015 roku prezydent Komorowski podpisał postanowienie Senatu o przeprowadzeniu referendum, po czym 6 września 2015 roku nastąpiła ostateczna tragedia, bo do urn poszło zaledwie 7,8% Polaków i była to najniższa frekwencja w ogólnokrajowych głosowaniach europejskich po 1945 roku.

Cały PiS i przede wszystkim Jarosław Kaczyński, który z Komorowskim przegrał wybory prezydenckie w 2010 roku, z cała pewnością mają w pamięci gigantyczną kompromitację konkurencji. Pomimo tego dziś lider PiS ogłosił, iż będzie chciał przeprowadzić referendum w sprawie narzuconej przez UE relokacji uchodźców z Afryki i Azji. Co sprawiło, iż przynajmniej teoretycznie Jarosław Kaczyński chce wejść do tej samej rzeki, w której utonął Bronisław Komorowski?

Wydaje się, iż przede wszystkim to jest zupełnie inna rzeka, po pierwsze do wyborów pozostało 4 miesiące, co oznacza, iż referendum może być połączone z wyborami parlamentarnymi. Po drugie o ważności referendum decyduje frekwencja powyżej 50% i jest niemal pewne, iż tyle Polaków do urn pójdzie. Po trzecie temat jest bardzo aktualny i działający na korzyść PiS, natomiast dla bardzo proeuropejskiej konkurencji z PO to pułapka, bo musieliby złamać postanowienia UE albo nagle zmienić przekonania.

Referendum Kaczyńskiego i Komorowskiego tylko pozornie są do siebie podobne, ale poza samym użyciem referendum w kampanii wyborczej, więcej podobieństw nie ma. Referendum może wręcz podnieść frekwencję wyborczą i za tym podniesieniem zdecydowanie będą stali przeciwnicy relokacji, którym bliżej do konserwatywnych poglądów, a tym samym jest to potencjalny elektorat konserwatywnej partii PiS.

Nie należy się tu spodziewać prostych rachunków jeden do jednego, jednak też trzeba pamiętać, iż obóz rządzący do utrzymania władzy potrzebuje dołożenia kilku procent do średniego wyniku sondażowego w okolicach 35% i ten zabieg przynajmniej w części ma szansę braki uzupełnić.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału