W dniu 31 sierpnia 1980 roku doszło do podpisania tak zwanych „porozumień sierpniowych”, pomiędzy władzami PRL a przedstawicielami komitetu strajkowego w Gdańsku na czele z Lechem Wałęsą.
Dzień wcześniej władze państwowe podpisały podobne porozumienie z komitetem strajkowym w Szczecinie, a w dniu 3 września 1980 roku – z komitetem strajkowym w Jastrzębiu-Zdroju. Jednym z postulatów strajkujących robotników (a może bardziej grona ich licznych ekspertów), było utworzenie „niezależnego” związku zawodowego, co de facto nastąpiło we wrześniu 1980 roku. Oficjalna rejestracja NSZZ „Solidarność” miała miejsce w dniu 10 listopada 1980 roku.
Data 31 sierpnia jest w tej chwili obchodzona jako „Dzień Solidarności i Wolności” i uznana za święto państwowe. Według obowiązującej narracji święto to zostało ustanowione „w celu upamiętnienia historycznego zrywu Polaków do wolności i niepodległości z 1980 roku” i jest „wyrazem hołdu dla wszystkich, którzy przyczynili się do zwycięstwa Solidarności i odzyskania przez Polskę niepodległości po latach komunizmu”. Te szumne i pełne patosu słowa pochodzą ze stron internetowych Kancelarii Prezydenta oraz Sejmu RP. Tak naprawdę jednak, celebrowanie rocznicy podpisania porozumień sierpniowych i powstania „Solidarności” jest wyrazem triumfalizmu i buty obozu politycznego, który po 1989 roku przejął władzę w naszym kraju.
Nie twierdzę, iż protesty robotnicze w sierpniu 1980 roku nie miały uzasadnienia. Były one rzecz jasna wyrazem niezadowolenia szerokich rzesz społecznych i następstwem kryzysu gospodarczego do jakiego doszło w schyłkowym okresie rządów Edwarda Gierka. Żadne wrogie działania obcych ośrodków dyspozycyjnych bez głębszych przyczyn wewnętrznych, nie byłyby w stanie doprowadzić do protestów społecznych na taką skalę. Rzecz w tym, iż w znacznej części słuszne postulaty o charakterze ekonomicznym i społecznym zostały bardzo gwałtownie przekształcone w żądania polityczne, które doprowadziły do destabilizacji sytuacji w naszym kraju. Bardzo gwałtownie miejsce działaczy związkowych zajęli „zawodowi opozycjoniści” oraz różnej maści politykierzy związani z zachodnimi ośrodkami dyspozycyjnymi, których celem były działania na rzecz osłabienia Polski Ludowej. Dość powiedzieć, iż niedługo po powstaniu NSZZ „Solidarność” istotne miejsce w jej strukturach oraz kręgach doradczych zajęli tacy działacze jak: Jacek Kuroń, Adam Michnik, Karol Modzelewski, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Antoni Macierewicz, czy Lech Kaczyński. Osoby te od dawna kontestowały rzeczywistość polityczną PRL-u, a protesty robotnicze stanowiły dla nich szansę na poszerzenie bazy społecznej.
Działalność NSZZ „Solidarność” w latach 1980-1981 jest w tej chwili przedstawiana jako heroiczny zryw szerokich mas społecznych, mający na celu walkę z komunizmem i dążenie do odzyskania przez Polskę niepodległości. W rzeczywistości były to działania inspirowane z zewnątrz, mające na celu podważenie ówczesnego porządku społeczno-politycznego w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym. Jak niebezpieczne i nieodpowiedzialne były to działania obrazują przykłady Węgier w 1956 roku, czy też Czechosłowacji w 1968 roku – z tą różnicą, iż w ówczesnym układzie geopolitycznym Polska miała o wiele większe znaczenie strategiczne od wskazanych wyżej krajów. Gdyby nie wprowadzenie stanu wojennego – działania te mogłyby doprowadzić do sytuacji z jaką mamy w tej chwili do czynienia na Ukrainie.
Należy podkreślić, iż przeobrażenia ustrojowe po 1989 roku w żaden sposób nie poszerzyły zakresu suwerenności Polski. Skala uzależnienia i podporządkowania naszego kraju zewnętrznym ośrodkom decyzyjnym jest w tej chwili znacznie większa niż w czasach PRL-u, a elity polityczne rządzące Polską w dużej mierze realizują wytyczne z Waszyngtonu i Brukseli (UE). Przeprowadzone po 1989 roku „reformy” doprowadziły do tak niekorzystnych zjawisk społeczno-gospodarczych jak chociażby: masowe bezrobocie, wyprzedaż majątku narodowego, czy też likwidacja strategicznych gałęzi przemysłu. Scena polityczna została trwale zdominowana przez partie postsolidarnościowe – z jednej strony przez neoliberałów z Platformy Obywatelskiej, a z drugiej neokonserwatystów z Prawa i Sprawiedliwości.
Formacje te w znacznej mierze realizują interesy swoich zagranicznych mocodawców, zapominając o polskiej racji stanu. Jest to szczególnie widoczne po wybuchu wojny na Ukrainie, kiedy to nieodpowiedzialna polityka sił rządzących naszym krajem grozi wciągnięciem Polski w konflikt zbrojny. Stanowi to bezpośrednie nawiązanie do działań ekstremy „Solidarności” z 1981 toku, prowokujących interwencję radziecką. I właśnie ten naiwny i bezrefleksyjny okcydentalizm, oderwane od realizmu politycznego myślenie życzeniowe oraz lekceważenie uwarunkowań geopolitycznych jest rzeczywistym pokłosiem „Solidarności”.
Michał Radzikowski
fot. public domain
Myśl Polska, nr 37-38 (10-17.09.2023)