– Nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest ustawa o zabetonowaniu władzy w samorządach – Adrian Zandberg ocenia złożony przez PSL projekt znoszący dwukadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. – To mieszkańcy, a nie ustawa powinni decydować, jak długo lider ich społeczności lokalnej ma sprawować mandat – przekonywał Michał Pyrzyk.
W miniony piątek odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy, który zakłada zniesienie dwukadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dokument złożyli posłowie PSL, a do reprezentowania ich w pracach nad projektem upoważnili Michała Pyrzyka. Właśnie słupecki poseł rozpoczął burzliwą jak się okazało dyskusję na temat proponowanych zmian. Przypomnijmy, iż dwukadencyjność dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w 2018 r. wprowadzono za rządów PiSu. Wydłużono także kadencję z czterech do pięciu lat oraz zakazano jednoczesnego kandydowania na burmistrza i radnego powiatu czy województwa.
Michał Pyrzyk przekonywał, iż dwukadencyjność jest złamaniem demokratycznych reguł. – Dwukadencyjność eliminuje z marszu wielu dobrych, doświadczonych liderów. Sprawdzony wójt, burmistrz, prezydent cieszy się zaufaniem, bo jest dobry, kreatywny i skuteczny, a zmuszanie go do odejścia tylko dlatego, iż mija druga kadencja, może zaszkodzić kontynuacji dobrze prowadzonych zadań bieżących i inwestycyjnych – mówił Michał Pyrzyk i wyliczał, iż jeżeli przepisy o dwukadencyjności przez cały czas będą obowiązywać, w 2029 r. w 1519 gminach, a jest to 61% wszystkich gmin, dojdzie do zmiany włodarzy. – To swoiste samorządowe tsunami wywołane przepisami z 2018 r. i odejściem z samorządu tak wielu doświadczonych liderów jest wielce niepożądane w obecnej trudnej i niestabilnej sytuacji geopolitycznej, w obliczu następujących po sobie kryzysów, kiedy musimy każdego dnia budować odporność wspólnot lokalnych. Może to skutkować osłabieniem bezpieczeństwa lokalnego i porządku publicznego. Takie bezrefleksyjne pozbycie się ludzi najbardziej doświadczonych może postawić później również kraj w sytuacji krytycznej, tym bardziej, iż teraz te osoby szkolimy w zakresie ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej – tłumaczył słupecki poseł. Jego zdaniem, utrzymanie dwukadencyjności stwarza też pokusę zrobienia pozorowanych roszad i zmian. – Mówi się, iż polskie prawo jest jak dąb: bardzo trudno je wyrwać, natomiast bardzo łatwo je obejść. W praktyce dwukadencyjność może być omijana na różne sposoby. Były wójt może wystawić w wyborach swojego zastępcę, sekretarza i w efekcie zostać w kolejnej kadencji zastępcą swojego zastępcy. Wielu wójtów już takie rozwiązania planuje. Wtedy ten przepis staje się fikcją, a obywatele czują, iż mimo udziału w wyborach prawo jest obchodzone zamiast szanowane – mówił Pyrzyk.
Odniósł się też do proponowanego przez posłów PSL ponownego umożliwienia kandydowania zarówna na wójta czy burmistrza, jak i radnego powiatu czy województwa. – W obecnym stanie prawnym jest tak, iż kiedy osoba kandyduje tylko na wójta lub burmistrza, bo nie zawsze kandydat chce kandydować równocześnie do rady w tej samej gminie, to w przypadku przegranej, choćby minimalną liczbą głosów, odchodzi z samorządu, zwykle już bezpowrotnie. W obecnej sytuacji nie możemy sobie pozwolić na opuszczanie samorządu przez ludzi z doświadczeniem, którzy z powodzeniem mogą wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności również w pracach organów stanowiących samorządów różnego szczebla – przekonywał Pyrzyk.
„I my mielibyśmy to poprzeć? Nie, to niemożliwe”
Łukasz Schreiber z dystansem ocenił zapowiadane przez słupeckiego posła polityczne tsusnami w najbliższych wyborach. – Było tutaj wspomniane, iż 61% gmin będzie musiało zmienić swojego wójta, burmistrza czy prezydenta, iż to wywoła tsunami. W ostatnich wyborach w przypadku 40% zmienił się włodarz i chyba żadnego tsunami nie było, bezpieczeństwo Polski się nie zmniejszyło – zauważył poseł PiS. Odniósł się też do propozycji zniesienia zakazu jednoczesnego kandydowania do różnych szczebli samorządu. – Ten projekt ma także przywrócić moim zdaniem bardzo złą, bardzo szkodliwą możliwość, by kandydat na wójta, burmistrza czy prezydenta jednocześnie w sposób sztuczny, często nieuczciwy ciągnął listę do sejmiku, do rady powiatu itd. To się robi tylko po to, żeby nabić głosy. On i tak często wie, iż tym radnym nie chce być. W taki sposób oszukujemy wyborców po to, by zdobyć więcej głosów na liście. I my mielibyśmy to poprzeć? Nie, to niemożliwe, żebyśmy wspierali tego rodzaju zmiany – zapewniał Schreiber.
– Z całą stanowczością muszę powiedzieć, iż ten projekt ustawy nie jest żadnym aktem w obronie demokracji. To jest polityczna próba kupienia poparcia części samorządowców, którym kończy się druga kadencja, po to, by stali się zapleczem wyborczym PSL-u. To jest projekt w stylu: widzicie, chcieliśmy, ale nie wyszło, startujcie z naszych list – oceniał Jarosław Sachajko z koła Wolni Republikanie i przypomniał PSLowi sprawę sprzed kilku lat. – Kiedy zapraszaliście Kukiz’15 do wspólnego startu w 2019 r., zgodziliście się na nasz najważniejszy postulat dotyczący obniżenia progów referendalnych po to, aby mieszkańcy mieli realne narzędzie kontroli władzy częściej niż raz na 5 lat. Jednak gdy przekonaliśmy do tego Prawo i Sprawiedliwość i gdy można było to wprowadzić, nie poparliście tego postulatu. My się nie obrażamy i gdybyście dzisiaj przy okazji tego projektu wprowadzili rozwiązanie ułatwiające mieszkańcom odwołanie wieloletnich włodarzy, Wolni Republikanie poparliby tę ustawę. Ale nie, wy chcecie zapewnić swoim baronom wieczne kadencje. To jest antyobywatelskie. W konsultacjach społecznych 78% Polaków wyraziło sprzeciw wobec zniesienia limitu kadencji w związku z waszym partyjnym wybiegiem. Zamiast dać ludziom większe prawo kontroli, ułatwić im odwoływanie nieuczciwych i skorumpowanych włodarzy, dajecie im jedynie zabezpieczenie wiecznych kadencji – mówił poseł Sachajko.
Przeciwna znoszeniu dwukadencyjności jest też Klaudia Jachira. – Jako posłanka Zielonych uważam, iż projekt ustawy znoszącej dwukadencyjność wójtów, burmistrzów i prezydentów miast to krok wstecz dla Polski samorządowej. Kto chciałby żyć w takim miejscu, gdzie od lat się nie zmienia nic, gdzie rządzi wójt z plebanem? Demokracja potrzebuje świeżości, potrzebuje nowych twarzy i energii, a nie tych samych osób, które przez dziesięciolecia budują wokół siebie sieć zależności. W małych gminach jest to szczególnie niebezpieczne, bo władza łatwo może stać się monopolem, a mieszkańcy przestają mieć realny wybór. Znosząc limit kadencji, zamykamy drzwi przed tymi, którzy mogliby wnieść do Polski samorządowej coś nowego. Jako Zieloni chcemy samorządu otwartego i różnorodnego. Polska lokalna zasługuje na demokrację żywą, a nie zabetonowaną. Naprawdę obowiązkowy reset systemu raz na 10 lat wszystkim wychodzi na zdrowie. Zostawmy te limity w spokoju – apelowała posłanka należąca do klubu KO.
„Nazywajmy rzeczy po imieniu”
Najbardziej krytycznie o proponowanych przez PSL zmianach wypowiadali się posłowie Razem. – Nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest ustawa o zabetonowaniu władzy w samorządach. To jest ustawa o tym, żeby skupić władzę polityczną, a lokalnie często ekonomiczną, tak, żeby nikt nie był w stanie jej wyrwać lokalnemu układowi władzy. Pan wspominał tutaj o sytuacjach, gdy nikt nie startuje w kontrze do burmistrza, gdy nikt nie startuje w kontrze do lokalnych władz. Otóż powiedzmy sobie, jak często wygląda ta sytuacja, w której nikt nie startuje. Wygląda tak, iż jedyne lokalne media to media, które albo należą do samorządu, albo należą do biznesmena zaprzyjaźnionego z tym samorządem. Mówimy o takich sytuacjach, drodzy państwo, gdy radni są kupowani miejscami pracy w spółkach samorządowych. Mówimy o takich sytuacjach, gdy prezydenci miast biorą udział w karuzelach, w ramach których nawzajem wymieniają się rolami w radach nadzorczych spółek samorządowych – radach nadzorczych, które w znacznej części tych spółek nie są potrzebne. Mówimy o tym, iż ta władza jest utrwalana dzięki takich narzędzi, których nie powinno być w demokratycznym państwie prawnym – mówił Adrian Zandberg i zwrócił uwagę na wynik konsultacji społecznych. – Przygniatająca większość głosów obywatelek i obywateli w tej sprawie to głosy przeciwne likwidacji dwukadencyjności, przeciwne temu, żeby przywrócić wieczną władzę burmistrzów i prezydentów miast. Uprzejmie zwracam państwu na to uwagę, bo słyszę, iż głosy są podzielone. Prawda jest taka, iż głosy są podzielone: po jednej stronie jest większość Polaków, a po drugiej stronie, jak wspomniał pan poseł od Hołowni, jest spora grupa polityków mających kolegów, przyjaciół, znajomych, którzy tkwią w tych samorządowych układach i bardzo mocno naciskają na to, żeby w tej Izbie to rozwiązanie zostało zlikwidowane – mówił Zandberg.
– Dzisiaj dyskutujemy nad projektem, który jest po prostu bezwstydnym projektem z wielkim znaczkiem made by PSL. Jak ktoś nie wie, co znaczy ten skrót, to proszę, tłumaczę: PSL – posady swoim ludziom. Nie tylko w samorządzie, bo o to państwo walczycie, ale także w spółkach Skarbu Państwa i w innych miejscach. Niestety to bardzo dużo mówi o państwa formacji. Poziom argumentacji, który dzisiaj słyszeliśmy na tej sali, jest naprawdę żenujący. Przepraszam, o ile ktoś jest dobrym włodarzem, to naprawdę dwie kadencje, 10 lat wystarczy, żeby myśleć sztafetowo, żeby wypracować rozwiązania, żeby przygotować strategię, żeby wyznaczyć swoich następców i stworzyć zespół, który będzie te dobre rozwiązania kontynuował. Ale państwo nie chcecie tego zrobić, bo chcecie po prostu dla swoich samorządowców zabetonować te miejsca w samorządach – mówiła Paulina Matysiak z Razem.
Do burzliwej dyskusji ponownie włączył się Michał Pyrzyk. Odpierał zarzuty mówiące o tym, iż to ustawa dla swoich. – W strukturze prawie 2,5 tys. gmin w Polsce bezpartyjnych samorządowców, a deklarują to w specjalnych oświadczeniach pod groźbą kary, jest prawie 2 tys. Przynależność do PiS-u deklaruje 190 samorządowców, do Polskiego Stronnictwa Ludowego – prawie 180, do Platformy – prawie 120. Z Lewicą utożsamia się, i deklaruje to w tych oświadczeniach, prawie 20 wójtów, burmistrzów. Jest 5 członków Polski 2050 i 1 rodzynek z Konfederacji – wyliczał słupecki poseł. Odniósł się też do całej debaty na temat proponowanych zmian. – Cieszę się, iż potraktowali państwo ten projekt ustawy jako punkt wyjścia, jako fundament, na którym możemy budować inne przepisy, zarówno te wzmacniające pozycję rady, czyli organu stanowiącego, jak i te związane z referendum lokalnym umożliwiającym odwołanie wójta, burmistrza w trakcie kadencji. Niech to będzie początek dobrych zmian, dobrych korekt, jeżeli chodzi o przepisy zarówno związane z procesem wyborczym, jak i ustrojowe – apelował Michał Pyrzyk.
Głosowanie
Burzliwa dyskusja zakończyła się głosowaniem nad złożonym przez koło Razem wniosku o odrzucenie projektu ustawy w pierwszym czytaniu.
– Tu nie ma nad czym pracować. W tej ustawie jest po prostu przywrócenie wiecznych prezydentów i burmistrzów, a oprócz tego zalegalizowanie cwaniakowania przy wyborach. To głosowanie to będzie test. Test, czy jesteście państwo za tym, żeby słuchać większości obywateli, którzy są przeciwko zabetonowywaniu samorządów, którzy zresztą wypowiedzieli się w konsultacjach społecznych, czy też jesteście państwo za tym, żeby betonować lokalne układy – wniosek o odrzucenie projektu uzasadniał Adrian Zandberg.
Michał Pyrzyk złożył przeciwny wniosek, prosząc o skierowanie projektu do prac w komisji. – Projektu nie o zabetonowaniu, tylko o przywróceniu Polakom pełnego prawa decydowania o tym, kto ma zarządzać ich wspólnotą samorządową przez kolejną kadencję. Dzięki tym zapisom sprawdzony, skuteczny, dobry, cieszący się zaufaniem wójt, burmistrz, prezydent miasta nie będzie musiał odejść z samorządu tylko dlatego, iż minie 10 lat od momentu jego wyboru. To mieszkańcy, a nie ustawa powinni decydować, jak długo lider ich społeczności lokalnej ma sprawować mandat – swoje argumenty powtórzył słupecki poseł.
Za odrzuceniem projektu opowiedziało się 201 posłów (m.in. całe koło Razem, prawie wszyscy posłowie PiS i większość Konfederacji). Przeciw zagłosowało 213 posłów. Projekt PSL poparła większość posłów koalicji rządzącej, choć było kilka wyjątków. Za odrzuceniem projektu ustawy zagłosowali m.in. Michał Kołodziejczak i wspomniana Klaudia Jachira z KO czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.
Ostatecznie, projekt ustawy skierowano do dalszych prac w komisjach.