W PiS i w otoczeniu PiS są ludzie sterowani przez Moskwę. Niedawno polityk z brytyjskiej partii Nigela Farage’a przyznał się do przyjmowania rosyjskich łapówek. Pieniądze od ludzi Kremla miał dostawać m.in. za publiczne nazywanie ukraińskiego Euromajdanu „zamachem stanu”. Ten sam mechanizm stosuje się wobec polskich polityków. Zdrada sięga głęboko w szeregi PiS. Bo w Polsce również nie brakuje polityków i doradców, którzy z uporem powtarzają prorosyjską narrację. To świadoma lub opłacona praca na rzecz interesów Putina.
Trzeba to powiedzieć jasno: PiS przez lata flirtował z rosyjską narracją. Wystarczy przypomnieć, iż już po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę Jarosław Kaczyński mówił o wysłaniu wojsk polskich na Ukrainę. Oficjalnie – „by bronić pokoju”, a faktycznie? By realizować scenariusz Kremla, który od lat marzył o podziale Ukrainy i osłabieniu jej państwowości. A właśnie tym byłoby wejście polskich wojsk. Kaczyński miałby swój rzekomy sukces, który byłby odzyskaniem Lwowa. Trzy w jednym: z jednej strony podział Ukrainy, z drugiej gra pod sukces PiS w Polsce, z trzeciej osłabienie Unii Europejskiej.
To był plan tak jawny, iż nie dało się go ukryć. Świat patrzył z niedowierzaniem, a w Kijowie zapanowała cisza. Wołodymyr Zełenski doskonale wiedział, co oznaczałoby wejście polskich wojsk na terytorium Ukrainy – de facto rozbiór kraju. Dlatego, gdy Kaczyński pojechał do Kijowa z Morawieckim, ukraiński prezydent potraktował ich z chłodem, wręcz z dystansem. Nie była to nieuprzejmość – to była świadomość, iż PiS gra w niebezpieczną grę, w której stawką było ukraińskie terytorium.
Dziś, gdy wychodzą na jaw kolejne przypadki rosyjskich wpływów w europejskich partiach skrajnej prawicy, Polacy mają prawo zapytać: kto w Polsce grał w tej samej lidze? Kto z polityków PiS powtarzał te same tezy co rosyjskie media? Kto mówił o „prowokacjach NATO”, o „zmęczeniu wojną”, o „szkodach dla polskiej gospodarki”?
Bo Putin nie potrzebuje czołgów, gdy ma swoich ludzi w cudzych rządach. A PiS – przez lata – był idealnym gruntem dla rosyjskich wpływów: partia nieufna wobec Zachodu, zapatrzona w nacjonalistyczne hasła, antyunijna, gotowa szukać „sojuszy alternatywnych”.
I choć dziś oficjalnie w PiS nikt nie przyzna się do sympatii wobec Kremla, fakty mówią same za siebie.
Gdy Ukraina walczyła o przetrwanie, PiS snuł pomysły o „misjach pokojowych” z polskimi wojskami. Pomysły, które idealnie wpisywały się w plan Putina – plan podzielenia Ukrainy i wbicia klina między Warszawę a Kijów. Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. A każdy, kto powtarza narrację Kremla, choćby jeżeli robi to w biało-czerwonych barwach, gra w drużynie Putina.