Puste miejsce przy stole. Kobiety wciąż poza polityką zagraniczną

2 godzin temu

Polska służba zagraniczna pozostaje domeną mężczyzn – a to kosztuje polskie społeczeństwo utracony talent i perspektywy. Choć światowe dyplomacje stopniowo otwierają się na kobiety, w Polsce ich udział na najwyższych stanowiskach przez cały czas jest symboliczny. Pierwszą kobietę na stanowisku ministry spraw zagranicznych powołano dopiero w 2006 roku, a wśród ambasadorów RP panie stanowią kilka ponad 20%.

Szklany sufit w polskiej dyplomacji

Problem nierównej reprezentacji jest dobrze udokumentowany. Według danych MSZ z 2024 roku, spośród 99 kierowników polskich ambasad zaledwie 22 to kobiety (ok. 22%). Konsulatami generalnymi kieruje natomiast 15 kobiet i 22 mężczyzn. Mimo iż w niższych rangach Ministerstwa Spraw Zagranicznych pracuje wiele utalentowanych Polek, im wyżej w hierarchii, tym bardziej męski staje się pejzaż. Tę dysproporcję widać od lat – historycznie dyplomacja przez dekady pozostawała “męskim klubem”, w którym kobietom przypisywano jedynie role wspierające. Jeszcze sto lat temu dopuszczano panie do służby zagranicznej sporadycznie i niemal wyłącznie na niższych stanowiskach, a procedury blokowały awans na szczyt. Dzisiejsza sytuacja to wprawdzie postęp wobec tamtych czasów, ale szklany sufit przez cały czas jest odczuwalny. jeżeli nic się nie zmieni, pełny potencjał połowy społeczeństwa przez cały czas będzie marnowany, a polska polityka zagraniczna pozostanie jednowymiarowa.

Brak kobiet na szczytach dyplomacji to nie tylko kwestia symbolicznej reprezentacji – to realne konsekwencje dla jakości polskiej polityki zagranicznej. Badania i doświadczenia pokazują, iż różnorodność płci przekłada się na lepsze decyzje i efekty. Kobiety wnoszą unikalne perspektywy, kompetencje i style negocjacji. Przykłady z areny międzynarodowej są wymowne: gdy zaczęto włączać kobiety w procesy pokojowe, osiągnięto zauważalną poprawę – w 2015 roku już 40% szefów misji pokojowych ONZ stanowiły kobiety, co pomogło w zawieraniu trwałych porozumień. Innymi słowy, większy udział kobiet to skuteczniejsza dyplomacja. Polska nie powinna pozostać w tyle: o ile nasze delegacje i ambasady będą zdominowane przez mężczyzn, ryzykujemy utratę cennej wrażliwości społecznej, empatii i zdolności budowania konsensusu – cech, które we współczesnym świecie są najważniejsze w rozwiązywaniu konfliktów i kryzysów.

Dobre chęci to za mało: systemowe bariery wciąż istnieją

Oczywiście, problem nierówności płci w dyplomacji jest dostrzegany i podejmowane są działania oddolne. W lutym 2024 roku kierownictwo MSZ zainicjowało wewnętrzne spotkania poświęcone roli kobiet w polityce zagranicznej – dyskutowano mechanizmy wzmacniania ich pozycji w służbie zagranicznej i większego zaangażowania w kształtowanie polityki. Jesienią 2024 r. z kolei zainaugurowano Polską Sieć Kobiet w Dyplomacji, w ramach europejskiej inicjatywy WEDIN. Na pierwsze spotkanie przyszło ponad 50 polskich dyplomatek z centrali i placówek, które wspólnie szukały rozwiązań wspierających rozwój karier kobiet oraz łączenie życia zawodowego z rodzinnym. Te inicjatywy zasługują na uznanie – pokazują, iż same dyplomatki i otwarci decydenci chcą zmian. Jednak rodzi się pytanie: czy oddolne sieci wsparcia i dobre praktyki wystarczą, by przebić szklany sufit? Niestety, bez usunięcia barier systemowych postęp może być zbyt wolny.

Nadal istnieją przepisy i praktyki utrudniające kobietom kariery międzynarodowe. Jeszcze niedawno nowelizacja ustawy o służbie zagranicznej z 2021 r. krytykowana była za działanie na niekorzyść kobiet, np. przez możliwość odwołania ze służby po trzech miesiącach nieobecności (co uderzało w dyplomatki w ciąży i na urlopach macierzyńskich). Tego typu regulacje wysyłały sygnał, iż macierzyństwo i służba dla kraju są trudne do pogodzenia – co mogło zniechęcać wiele utalentowanych kobiet. Choć obecny rząd deklaruje przegląd tych przepisów, problem nierówności ma charakter głębszy niż jedna ustawa. Chodzi także o kulturę organizacyjną: lata stereotypów (np. przekonania, iż “dyplomacja to twarda gra dla mężczyzn”) nie znikną z dnia na dzień. Kobiety w MSZ przez cały czas zmagają się ze starymi uprzedzeniami, brakiem mentorów na szczycie czy trudnościami w godzeniu służby zagranicznej z życiem rodzinnym. W efekcie wiele z nich być może rezygnuje z awansu lub wyjazdu na placówkę, zanim jeszcze dostanie szansę. Dobre chęci i inicjatywy wewnętrzne są ważne, ale bez zmiany zasad gry mogą rozbić się o mur systemu.

Parytet płci – czas na odważne rozwiązanie

Skoro problem ma charakter strukturalny, rozwiązania też muszą być systemowe. Coraz częściej mówi się, iż wprowadzenie mechanizmów parytetowych – czy to w postaci twardych kwot, czy choćby zobowiązujących celów procentowych – może być konieczne, by wyrównać szanse kobiet. Taka legislacyjna interwencja nie jest niczym niespotykanym. W innych sferach życia publicznego parytety zaczynają być normą: od 2026 roku duże spółki giełdowe w Polsce będą musiały zapewnić co najmniej 33% udziału kobiet we władzach na mocy unijnej dyrektywy “Women on Boards”. Skoro sektor prywatny potrafi dostosować się do wymogu większej różnorodności, tym bardziej państwo powinno dać przykład we własnych instytucjach. W polskiej polityce również obowiązuje od lat zasada, iż na listach wyborczych żadna płeć nie może mieć mniej niż 35% kandydatów – dzięki czemu udział kobiet w Sejmie stopniowo wzrasta. Dlaczego więc nie zastosować podobnej logiki wobec dyplomacji?

Krytycy parytetów często twierdzą, iż “liczy się kompetencja, nie płeć”. To prawda – nikt nie postuluje promowania niekompetentnych osób tylko dlatego, iż są kobietami. Chodzi o to, by kompetentnym kobietom dać równe szanse przebicia się tam, gdzie dotąd dominacja jednej płci tworzyła bariery. Parytet to nie skrót, a odblokowanie drzwi. Kobiety w dyplomacji nie oczekują taryfy ulgowej. Chcą tylko, by drzwi do kariery były tak samo uchylone, jak dla ich kolegów. Parytet po prostu usuwa zamek, który do tej pory ryglował przejście tylko dla jednej płci. Dzięki niemu kompetentne kandydatki, które wcześniej pozostawały niedostrzeżone, mają wreszcie szansę wejść do środka. Co więcej, doświadczenia z innych państw pokazują, iż parytety mogą być rozwiązaniem tymczasowym – po kilku latach, gdy zmieni się kultura organizacyjna i uzbiera się masa krytyczna kobiet-liderek, takie regulacje często przestają być potrzebne. Ważne, by zrobić ten pierwszy krok. W dyplomacji mógłby on oznaczać np. zapis w ustawie o służbie zagranicznej gwarantujący, iż przy obsadzie stanowisk kierowniczych (ambasadorów, konsulów, dyrektorów departamentów) obie płcie muszą mieć określony minimalny udział w nominacjach. Inną opcją jest wprowadzenie przejrzystych zasad awansu obligujących komisje konkursowe do uwzględnienia różnorodności kandydatów. Takie środki wymagałyby odwagi politycznej – ale bez nich progres może ciągnąć się dekadami.

Dyplomacja potrzebuje liderek – dla dobra nas wszystkich

Włączenie większej liczby kobiet to nie akt łaski wobec pań, ale inwestycja w lepszą służbę zagraniczną. Wybitne dyplomatki udowodniły, iż potrafią nie tylko dorównać kolegom, ale i wnieść nową jakość. Historia Madeleine Albright – pierwszej kobiety jako sekretarz stanu USA – pokazała światu, iż kobiety mogą z powodzeniem kształtować globalną politykę, dodając do niej świeże spojrzenie. Baronowa Catherine Ashton była pierwszą osobą pełniącą stanowisko wysokiego przedstawiciela Unii Europejskiej ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. W Polsce również mamy przykłady znakomitych ambasadorek i negocjatorek, jak Danuta Hübner, Hanna Suchocka czy Urszula Doroszewska, jednak wciąż traktuje się je jak wyjątki od reguły. Czas to zmienić. jeżeli nie damy szansy większej grupie kobiet, nigdy nie przekonamy się, ilu genialnych ambasadorów w spódnicy traci Polska.

Jeżeli poważnie traktujemy deklaracje o równouprawnieniu i chcemy nowoczesnej, skutecznej dyplomacji, nie możemy pozwolić, by połowa kadry była niedoreprezentowana na kierowniczych stanowiskach. Wprowadzenie parytetów płci w służbie zagranicznej – czy to na mocy ustawy, czy stanowczych decyzji personalnych – byłoby mocnym sygnałem, iż Polska wykorzysta cały swój potencjał. To także sygnał dla młodych kobiet marzących o karierze w MSZ: macie przyszłość w dyplomacji, wasz głos jest potrzebny i będzie słyszany. Nie stać nas, jako kraju, na marnowanie talentu i energii tak wielu obywatelek. Pora zburzyć ostatnie bastiony “męskiego klubu”. Dzięki temu polska dyplomacja będzie nie tylko bardziej sprawiedliwa, ale i skuteczniejsza – z korzyścią dla nas wszystkich.

Foto.: Pierwsze spotkanie Polskiej Sieci Kobiet w Dyplomacji, cropped by the RPN team, gov.pl.

Idź do oryginalnego materiału