Decyzja prezydenta o wecie tzw. ustawy łańcuchowej wywołała polityczną burzę, zanim jeszcze zdążyła wybrzmieć do końca. Karol Nawrocki odrzucił projekt mający poprawić los psów trzymanych na uwięzi, a jedno krótkie zdanie Donalda Tuska natychmiast rozpaliło debatę na nowym poziomie. Spór o dobrostan zwierząt zamienił się w otwarty konflikt na szczytach władzy.

Fot. Shutterstock
Nawrocki uderzył w psy na łańcuchach. Tusk odpowiada jednym zdaniem
Spór o tzw. ustawę łańcuchową przerodził się we wtorek w jeden z najbardziej emocjonujących politycznych starć ostatnich tygodni. Prezydent Karol Nawrocki ogłosił weto, argumentując, iż projekt miał „więcej szkodzić niż pomagać”. Słowa o „kojcach wielkości miejskich kawalerek” błyskawicznie przebiły się do opinii publicznej. A premier Donald Tusk nie czekał długo z komentarzem. Jego reakcja — krótka, ostra i bardzo wymowna — natychmiast obiegła sieć.
Decyzja o wecie prezydenckim została ogłoszona w nagraniu, w którym Nawrocki zapewniał, iż dobrostan zwierząt jest ważny, ale proponowane rozwiązania rzekomo uderzałyby w wiejskie gospodarstwa. Prezydent przekonywał, iż intencje autorów ustawy były słuszne, ale „źle skonstruowane przepisy mogły doprowadzić do odwrotnego efektu”. Zapowiedział jednocześnie złożenie własnej inicjatywy ustawodawczej, która „pozwoli spuścić psy z łańcuchów” — choć żadnych konkretów jeszcze nie przedstawił.
Największe emocje wzbudziła jednak jego ocena wymiarów planowanych kojców. W projekcie przewidziano obowiązek zapewnienia psom od 10 do 20 metrów kwadratowych przestrzeni, w zależności od wielkości zwierzęcia. Prezydent uznał te wymagania za „nierealne” i „uderzające w wiejskie rodziny”, twierdząc, iż konstrukcje o takich parametrach przypominałyby kawalerki.
Kilka godzin później media społecznościowe zareagowały natychmiast — a wśród nich premier Donald Tusk. Jego komentarz był krótki, ale trafił w sedno internetowych emocji: „I co ci psy zawiniły?”. Ten wpis, udostępniony następnie przez rzecznika rządu Adama Szłapkę z dopiskiem „Trzeba naprawdę nie mieć serca”, wywołał lawinę reakcji. Zwolennicy rządu ocenili go jako „celny”, przeciwnicy — jako „polityczną zaczepkę”. Dyskusja na temat dobrostanu zwierząt natychmiast przeniosła się do głównego nurtu debaty publicznej.
Zawetowana ustawa zakładała faktyczny koniec stałego trzymania psów na łańcuchach, wprowadzając jednocześnie jasne standardy budowy kojców i bud. Proponowała także wyjątki, które pozwoliłyby na prowadzenie psa na smyczy czy krótkotrwałe uwiązanie w sytuacjach uzasadnionych bezpieczeństwem. Według zwolenników projektu była to długo oczekiwana i cywilizacyjna zmiana. Według prezydenta — nadmierna ingerencja i wyraz „stygmatyzowania wsi”.
Obecne przepisy dopuszczają trzymanie psa na uwięzi maksymalnie 12 godzin na dobę, zakazują powodowania cierpienia i nakazują minimum trzy metry długości uwięzi. Spór o pełny zakaz trwa od lat, a teraz właśnie przeniósł się na najwyższy poziom politycznej sceny.
Po ostrej wymianie komentarzy w internecie pozostaje pytanie: co dalej z losami psów na uwięzi? Prezydent obiecuje własną ustawę, ale dopiero najbliższe tygodnie pokażą, czy będzie to realne rozwiązanie, czy kolejny etap politycznej walki o emocje wyborców.

1 godzina temu











