Przyłębska, Kryże i Piotrowicz symbolami PiS. Żenujące postaci w TK

1 tydzień temu

Gdyby ktoś w latach 90. powiedział, iż Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce będzie rządzić osoba, której kariera prawnicza zaczęła się od nominacji przez Radę Państwa PRL, wszyscy prawdopodobnie zaśmialiby się z niedowierzaniem. A jednak oto mamy paradoks współczesnej Polski: na czele najwyższego organu stojącego na straży konstytucji Jarosław Kaczyński postawił sędzię o wątpliwej reputacji – mianowaną przez komunistyczne władze w latach PRL. Bo przecież jakież to kwalifikacje prawnicze są ważniejsze niż lojalność wobec obecnego “gospodarza”?

Z takiego właśnie kalibru sędziną Kaczyński uczynił Julię Przyłębską, której prawnicze CV, mówiąc delikatnie, nie budziłoby większego respektu w kręgach ceniących sobie niezawisłość sądów. Mierna sędzia z komunistycznym “namaszczeniem”, której kariera nie wyróżniała się niczym szczególnym poza – a jakże – umiejętnością bycia uległą wobec mocniejszych graczy na scenie politycznej. Tego typu “elita prawnicza” doskonale wpisuje się w aktualną wizję wymiaru sprawiedliwości według partii rządzącej.



Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Ale to nie koniec personalnych smaczków tej politycznej farsy. W tle całej tej groteski mamy jeszcze kolejnego bohatera: Andrzeja Kryżego, syna niesławnego sędziego Romana Kryże, znanego z tego, iż skazał na śmierć jednego z największych bohaterów narodowych – Witolda Pileckiego. Co ciekawe, sam Kryże junior także nie stronił od wydawania wyroków w latach komunistycznych, w tym na opozycjonistów, takich jak Bronisław Komorowski.

Dziś ten sam człowiek, dawny sędzia stanu wojennego, jest bliskim współpracownikiem Zbigniewa Ziobry i Andrzeja Dudy – symboli “odnowy” polskiego wymiaru sprawiedliwości. Oczywiście, ta kooperacja opiera się na twardym fundamencie historii, w której decyzje sprzed dekad zostają elegancko zamiecione pod dywan w imię wspólnego celu: władzy. Bo jakże inaczej tłumaczyć fakt, iż człowiek o takiej przeszłości dzierży dziś najważniejsze stanowiska w systemie prawnym, który rzekomo ma odrodzić ducha sprawiedliwości?

A co powiedzieć o Piotrowiczu, prokuratorze stanu wojennego, który bronił pedofila a potem z wielką zajadłością atakował demokratyczną opozycję? Też człowiek PiS. Człowiek Kaczyńskiego. Oni przez cały czas są w tym systemie, biorą pensje. Kłamią. Żerują na nas.

Wszystko to składa się na obraz groteskowej degrengolady polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sędziowie mianowani przez PRL, synowie komunistycznych katów i skompromitowani polityczni sługusi rządzą dziś Trybunałem Konstytucyjnym. Gdzie się podziały ideały praworządności i sprawiedliwości? Ano gdzieś tam, między ambicjami Jarosława Kaczyńskiego a skrzętnie obmyślaną manipulacją systemem sądownictwa, w którym najważniejsze nie są kompetencje, a posłuszeństwo.

Idź do oryginalnego materiału