Wręczenie Jackowi i Michałowi Karnowskim Krzyży Oficerskich Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotego Krzyża Zasługi Magdalenie Ogórek przez prezydenta Andrzeja Dudę to nie tyle akt uznania państwowego, co gest politycznej lojalności.
Wybór odznaczonych, ich medialna działalność oraz moment wręczenia odznaczeń stanowią kolejny dowód na postępującą instrumentalizację urzędu prezydenta i jego formalnych prerogatyw. Wbrew konstytucyjnie określonemu charakterowi głowy państwa jako symbolu jedności narodu, Andrzej Duda po raz kolejny zadziałał jako funkcjonariusz ideowego skrzydła PiS.
W oficjalnym komunikacie czytamy o „wybitnych osiągnięciach” i „zasługach dla wolnej Polski”. Tymczasem faktyczna działalność braci Karnowskich polegała na budowie lojalnego wobec PiS systemu medialnego, funkcjonującego na pograniczu publicystyki, agitacji i propagandy. Ich portal wPolityce.pl, programy telewizyjne oraz liczne komentarze polityczne nie ukrywają sympatii partyjnych – wręcz przeciwnie, opierają się na systematycznym delegitymizowaniu politycznych przeciwników, często przy użyciu retoryki opartej na insynuacjach, emocjach i uproszczeniach.
W tym kontekście odznaczenia państwowe stają się nie wyrazem uznania dla niezależnego dziennikarstwa, ale formą politycznej gratyfikacji za lojalność. Karnowscy nie reprezentują pluralizmu mediów ani standardów debaty publicznej – są przykładem symbiotycznego związku władzy wykonawczej z przekazem medialnym, służącym konsolidacji elektoratu i utrwalaniu podziałów.
Postać Magdaleny Ogórek, od kandydatki SLD na prezydenta po komentatorkę prorządowych mediów, to osobny, ale równie symptomatyczny przypadek. Jej nagroda „za wkład w zachowanie polskiego dziedzictwa narodowego” wydaje się raczej symbolicznym ukłonem wobec medialnej aktywności, mającej na celu legitymizację konkretnej wizji historii – zgodnej z przekazem dominującym w czasach rządów PiS. Jej występy w TVP Info oraz publicystyka, często pozbawione dziennikarskiego dystansu, były niejednokrotnie wykorzystywane do marginalizowania głosów krytycznych wobec rządzących.
Decyzja o przyznaniu odznaczeń państwowych tym trzem osobom powinna być oceniana nie przez pryzmat ich osobistych emocji – bez względu na autentyczność wzruszeń – ale przez konsekwencje instytucjonalne. Andrzej Duda, który kończy drugą kadencję w atmosferze słabnącej politycznej sprawczości, próbuje zabezpieczyć swoje miejsce w historii poprzez akty symboliczne. Problem w tym, iż symbole te stają się coraz mniej czytelne dla obywateli – zamiast wyrażać wspólnotę, potwierdzają przynależność.
Prezydent RP ma prawo przyznawać odznaczenia. Jednak w świetle konstytucyjnej funkcji urzędu, każde takie działanie niesie ciężar politycznej odpowiedzialności. Nagrodzenie osób jednoznacznie utożsamianych z jedną stroną debaty publicznej, funkcjonujących w charakterze medialnych egzekutorów partyjnej linii, to jaskrawy przykład nadużycia tego uprawnienia. Zamiast budować autorytet prezydentury jako ponadpartyjnej instytucji, Andrzej Duda de facto degraduje ją do poziomu organizacyjnego zaplecza jednej opcji.
Nie chodzi tu o personalne oceny Karnowskich czy Ogórek, ale o upadek norm instytucjonalnych. W państwie demokratycznym odznaczenia państwowe mają służyć integracji społeczeństwa wokół wspólnych wartości – odwagi, bezinteresowności, służby publicznej. Ich dewaluacja przez przyznawanie ich osobom wypełniającym funkcję medialnych adwokatów władzy to wyraz słabości, nie siły prezydentury.
Andrzej Duda mógł pozostawić po sobie zapis kadencji naznaczonej trudnymi decyzjami, kryzysami i wyzwaniami. Zamiast tego, wybrał polityczny komfort i uznanie w środowiskach lojalnych. Krzyże, które dziś przypina, stają się nie symbolem zasług, ale świadectwem zredukowania urzędu do roli bezrefleksyjnego uczestnika medialno-partyjnej gry.