Przewodnik przewodnikowi nierówny. Czyli można opowiadać historię i… bujdy

gniezno24.com 2 godzin temu

Ponad dekadę po tym, jak uwolniony został zawód przewodnika turystycznego, ci gnieźnieńscy nie raz słyszą wymyślone opowieści, które „sprzedaje się” turystom podczas wycieczek.

Sprawa jest złożona i najpewniej mieszkańcom niezbyt znana. Warto tu jednak wskazać, iż do końca 2013 roku to, iż ktoś był przewodnikiem turystycznym, było poświadczone odpowiednim uprawnieniem. Odkąd ten zawód został uwolniony, stracili przede wszystkim ci miejscowi, którzy mieli wiedzę i swoje podejście do oprowadzania. Od tego momentu w wielu przypadkach rolę tę przejęli przewodnicy krajowi, którzy prowadząc wycieczkę do Gniezna, opowiadają to, co wiedzą. A z tą wiedzą bywa różnie.

Temat ten poruszono na ostatnim posiedzeniu Komisji Promocji, Kultury i Turystyki. Pojawili się na nim muzealnicy, ale także przewodnicy turystyczni – nowi oraz starsi stażem, wyszkoleni przez Organizację Turystyczną „Szlak Piastowski”. Punktem wyjścia było to, co zaakcentował przewodniczący komisji Jarosław Mikołajczyk: – Na ile ich funkcja jest postrzegana pozytywnie? Na ile jest doceniana przez Radę Miasta, Urząd Miasta, naszą komisję? – powiedział, wskazując, iż większość turystów odwiedzających Gniezno kończy swój osobisty kontakt z miejscowymi właśnie na spotkaniu z przewodnikiem. – Na ile jest potrzeba identyfikacji naszych przewodników? Nie raz się słyszy, co mówią przewodnicy z zewnątrz, jakie bzdury wygadują na temat naszego miasta – stwierdzał.

– Mamy bardzo dużo takich informacji z zewnątrz. Mamy biuro przy pomniku Bolesława Chrobrego (w Starym Ratuszu – przyp. red.), więc wycieczki oprowadzające są przy pomniku i słyszymy przewodników, którzy opowiadają. Często są to faktycznie historie wyssane z palca. Słyszymy po głosie, iż nie jest to przewodnik lokalny, tylko z zewnątrz. W ciągu tygodnia miałam takie telefony od pilotów z zewnątrz, którzy potrafią zadzwonić do informacji i wręcz przedstawić się, iż „jest przewodnikiem i iż za chwilę będzie z wycieczką w Gnieźnie, gdzie będzie oprowadzać, ale iż parę ładnych lat go nie było w Gnieźnie to on chciałby, żeby mu w skrócie, telefonicznie przedstawiła, co on ma opowiedzieć wycieczce” – przekazała Agnieszka Brussa z Informacji Turystycznej. Jak przyznała, dobrze byłoby wykonać krok ku temu, by turyści mogli lepiej rozpoznawać dobrych przewodników – przede wszystkim tych miejscowych, znających teren i mających wiedzę.

Nawet autor niniejszego artykułu był świadkiem, jak przewodnik z zewnątrz opowiadał grupie dorosłych, iż postać (poniekąd stylizowany na epokę manekin) siedząca w witrynie hotelu przy deptaku na ul. Chrobrego, to… założyciel tejże firmy. Nie było ani słowa o fabryce wódek Bolesława Kasprowicza, którą to owa postać ma przypominać. W tych wymyślanych historiach, jak opowiadają miejscowi przewodnicy o tych z zewnątrz, nie brakuje „pisania na nowo” dziejów pierwszych Piastów oraz początków naszego kraju.

– Od lat widzę ten problem tego typu, iż przyjeżdżają ludzie, „wchodzą nam na podwórko”, a kiedy ja jadę gdzieś indziej to widzę, iż ten lokalny rynek jest bardzo pilnowany. W Krakowie nie wpuszczą do katedry nikogo, kto nie ma ich uprawnień. We Wrocławiu wszyscy miejscy przewodnicy mają wydany glejt ze zdjęciem, opisem itd. Większość tych miast turystycznych tak działa, iż dba o swoich lokalnych przewodników – przyznał Sławomir Ratajczak, przewodnik.

Artur Krysztofiak, dyrektor Wydziału Kultury, Promocji i Turystyki w Urzędzie Miejskim przyznał, iż nie da się w tej chwili wprowadzić takiego prawnego ograniczenia na terenie miasta dla przewodników z zewnątrz. Można je jedynie stosować na terenie obiektów, jak np. kościoły. – Pytanie, czy chcemy sobie ograniczać napływ turystów. Musimy widzieć drugie dno, jeżeli przyjeżdżają do nas grupy turystyczne, to zależy nam owszem, żeby porządnie oprowadzać grupy po Gnieźnie, ale też zależy nam na tym, żeby one w ogóle przyjeżdżały. One nie tylko wydają pieniądze na przewodnika i fachową wiedzę, ale też na zakup biletów, obiady, noclegi. Każde ograniczenie rynku powoduje jakiś wpływ na zmniejszenie ruchu turystycznego. Jakaś część biur podróży pewnie się wystraszy i pomyśli, iż jest to dla nich dodatkowy koszt – wskazał. Jak dodał, jego zdaniem można byłoby „umownie” oznakować przewodników, np. poprzez wydawanie certyfikatów czy identyfikatory, wydawane przez lokalne organizacje turystyczne.

Bartosz Przybyła, dyrektor Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej przyznał, iż pracownicy na Wzgórzu Lecha ubierają się w sposób ich identyfikujący. Wskazał, iż odpowiedzialne przewodnictwo powinno być promowane. Urszula Łomnicka z OT „Szlak Piastowski” dodała, iż i tak jest zauważalny dobry trend, iż to indywidualni turyści zamawiają sobie często przewodnika. Takiego, który przechodzi kursy prowadzone przez tę organizację – realizowane są one kilka tygodni i są bardzo rozbudowane, ale bogate w wiedzę. – Ci ludzie, przewodnicy, z tymi certyfikatami, po kursach, naprawdę wiedzą co mówią i mają dobre opinie – powiedziała. Dodała, iż dobrze byłoby stworzenie jednolitego ubioru. Inni dodali, iż być może emblematu, który identyfikowałby miejscowych przewodników.

Dariusz Pilak, dyrektor MOK przyznał, iż do rozmów w tym zakresie powinien być zaproszony także przedstawiciel Starostwa Powiatowego oraz koordynatora Szlaku Piastowskiego: – To jest szlak, gdzie dwóch marszałków, wielkopolski i kujawsko-pomorski podpisało porozumienie w tym zakresie. Uważam, iż państwa głosy, bardzo cenne, powinny trafiać tam, bo on jest przekazicielem. Myślę, iż o tej certyfikacji i innych rzeczach warto, żeby wiedział – stwierdził.

Temat ostatecznie nie został wyczerpany, ale jest społeczne (przewodnickie) oczekiwanie, iż jakoś udałoby się go rozwiązać. Zwłaszcza, iż ruch turystyczny prawdopodobnie wzrośnie w 2025 roku i kto wie, jakie nowe historie nie zostaną stworzone…

Idź do oryginalnego materiału