Włodzimierz Czarzasty urodził się w 1960 r. w Warszawie i dorastał w systemie, który już dla wielu obecnych wyborców jest jedynie rozdziałem z podręcznika. W latach 80. należał do PZPR, czyli partii, która trzymała władze, media, gospodarkę i społeczeństwo w żelaznym uścisku aż do 1989 r.
Po przełomie ustrojowym, gdy większość dawnych struktur rozpadała się w chaosie transformacji, Czarzasty nie trzymał się jednej ścieżki. Najpierw trafił w orbitę środowisk postsolidarnościowych, m.in. ROAD-u. Niedługo później wrócił jednak na lewicę, do SLD – partii, która próbowała zagospodarować elektorat postkomunistyczny, ale równocześnie odnaleźć się w demokratycznej Polsce.
Co Czarzasty robił w PZPR?
Włodzimierz Czarzasty wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w latach 80., czyli w czasie, gdy formacja ta wciąż sprawowała pełnię władzy w PRL. Był wówczas młodym działaczem akademickim, związanym z organizacjami studenckimi, m.in. Zrzeszeniem Studentów Polskich (ZSP) oraz Socjalistycznym Związkiem Studentów Polskich (SZSP) – strukturami, które funkcjonowały pod bezpośrednim nadzorem partii.
Jako członek PZPR nie odgrywał roli centralnej, ale był częścią systemu, który opierał się na lojalności wobec władzy i ściśle kontrolował życie publiczne, w tym edukację i kulturę. To właśnie w tym środowisku Czarzasty zdobywał pierwsze doświadczenia organizacyjne i kontakty, które po transformacji ustrojowej miały pomóc mu płynnie wejść w realia III RP – już jako człowiek łączący politykę, kulturę i media.
Choć dziś broni się, iż był tylko "zwykłym członkiem", dla wielu jego obecność w partii rządzącej PRL-em to symbol przynależności do starego porządku, który nie zniknął, ale przeobraził się po 1989 r.
W stronę mediów. Gdzie polityka spotyka pieniądze i wpływy
W nowej Polsce Czarzasty bardzo gwałtownie zanurzył się w świat kultury i biznesu. Pracował w instytucjach akademickich, współtworzył wydawnictwo Muza, które w latach 90. urosło na znaczącą oficynę. To istotny etap, często pomijany w bieżącej debacie. Już wtedy Czarzasty funkcjonował na styku polityki, biznesu i kultury – tam, gdzie decyzje o tym, kto coś wyda, co pokaże telewizja i kto trzyma telefon do kogo, budowały realne wpływy.
Właśnie ta bliskość mediów otworzyła mu drzwi do instytucji, w której jego nazwisko miało wybrzmieć znacznie głośniej.
KRRiT: najważniejszy urząd, którego nikt nie widział od środka
W 1999 r. Czarzasty trafia do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, czyli organu, który w latach 90. był jednym z najpotężniejszych centrów decyzyjnych w kraju. To tam przyznawano koncesje, regulowano rynek telewizji komercyjnych, ustalano zasady działania stacji radiowych i nadzorowano media publiczne. Od 2000 do 2004 r. pełni funkcję sekretarza Rady. W praktyce to osoba, która nie tylko organizuje pracę KRRiT, ale także ma realny wpływ na kierunek zmian i projektów ustaw.
To lata, kiedy trwa walka o kształt rynku medialnego, siła postkomunistycznej lewicy jest wciąż ogromna, a sektor telewizyjny dopiero się rodzi. Właśnie w tym momencie pojawia się następny rozdział – ten, który do dziś wraca przy każdym sporze o polityczne korzenie Czarzastego.
Afera Rywina to cień, od którego nie dało się uciec
Początek lat 2000. Producent Lew Rywin składa Agorze, wydawcy Gazety Wyborczej, propozycję korupcyjną w sprawie ustawy medialnej. W tle pojawia się słynna "grupa trzymająca władzę", rzekomy układ wpływowych polityków lewicy, który ma pociągać za sznurki. Nazwisko Czarzastego przewija się w medialnych spekulacjach jako osoby blisko ustaw i decyzji KRRiT. Trafia przed komisję śledczą. Media stawiają niewygodne pytania. Na oczach całego kraju powstaje narracja o polityczno-medialnym układzie zamkniętych gabinetów.
Kluczowe w tym wszystkim jest to, iż Czarzastemu nie postawiono żadnych zarzutów, a komisja nie udowodniła istnienia zorganizowanego spisku. Niestety wizerunkowo był to wyrok. Dla części opinii publicznej Czarzasty na długo stał się "tym z komisji od Rywina", człowiekiem od mediów, układu i telefonów do redakcji. Widać to także w dzisiejszych sondażach. Instytutu Badań Pollster przeprowadził dla "Super Expressu" badanie, które jasno wskazuje, iż Polacy nie chcą Czarzastego na fotelu marszałka. Aż 55 proc. jest przeciwna.
Ordynacka: niewidoczna sieć i powroty zza kulis
Po zakończeniu kadencji w KRRiT Czarzasty nie znika z politycznego pejzażu. Wręcz przeciwnie – przejmuje stery Stowarzyszenia "Ordynacka", organizacji skupiającej dawnych działaczy studenckich, ludzi kultury, biznesu i lewicy. W opinii publicznej Ordynacka zaczyna funkcjonować jako "klub starych znajomych", czyli sieć wpływów ludzi, którzy znają się od dekad i przez cały czas potrafią wiele "dogadać".
To kolejny element mitu wokół Czarzastego: człowiek zza kulis, ktoś, kto może nie stoi na mównicy, ale wie, kto i z kim rozmawia za drzwiami.
Powrót na scenę, czyli ratowanie tonącej lewicy
Gdy SLD znalazł się poza Sejmem i popadł w polityczny niebyt, potrzebował kogoś, kto go odbuduje. W 2016 r. Czarzasty zostaje przewodniczącym Sojuszu. To był dokładnie ten moment, gdy niewielu chciało wziąć na siebie ten ciężar. To on organizuje wspólną listę Lewicy w 2019 r. To on wprowadza partię z powrotem do parlamentu. To on negocjuje połączenie SLD z Wiosną i tworzy Nową Lewicę.
Dla jednych jest to zatem architekt powrotu lewicy do gry. Dla innych: baron, który trzyma partię twardą ręką i nie boi się "wewnętrznych czystek".
Dzisiejszy obraz Czarzastego jest skrajnie niejednorodny. Mieszają się tu dwie tonacje. Dla wielu osób jest to polityk, który zna każdy zakamarek systemu, błyskawicznie łapie konteksty i nie boi się konfliktów. Inni z kolei uważają Czarzastego za symbol epoki, z którego wielu Polaków chce się rozliczyć. Jedni podkreślają jego doświadczenie i odporność. Inni mówią wprost: to twarz III RP, która symbolizuje wszystkie blaski i cienie transformacji – od elitarności, przez kontakt z mediami, po niejasne sieci wpływów.

1 godzina temu












