Przepychanki pod pomnikiem smoleńskim. Kaczyński: To "putinada"

1 miesiąc temu
Zdjęcie: fot. Marcin Obara/PAP


Pod Pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej w Warszawie doszło we wtorek do przepychanek pomiędzy politykami i zwolennikami PiS a kontrmanifestantami. Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił, iż wobec uczestników obchodów smoleńskich tolerowana jest agresja, którą można określić mianem "putinady". Będziemy bronić godności tych, którzy wówczas zginęli - zapowiedział we wtorek na pl. Piłsudskiego w Warszawie. Po wystąpieniu doszło do szarpaniny.


W kolejną miesięcznicę katastrofy smoleńskiej (10 września 2024 r. przypadła 173. miesięcznica - red.) pod pomnikiem na placu Piłsudskiego w Warszawie kwiaty i wieńce złożyli m.in. politycy PiS, na czele z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Jego pojawieniu się towarzyszyły okrzyki: "złodzieje" oraz "będziesz siedział", wykrzykiwane przez grupę manifestantów.

"Jesteśmy tutaj, żeby państwo mogli obejrzeć z bliska, w jaki sposób to od wielu miesięcy, od czasu przejęcia władzy przez koalicję 13 grudnia wygląda. Bo to jest tak przez cały czas, wbrew prawu" - mówił Kaczyński, nawiązując do zachowania grupy manifestantów.

Prezes PiS podkreślił, iż uczestnicy obchodów smoleńskich nie są w należyty sposób ochraniani przez policję przed atakami i zaczepkami. "Kiedyś policja ten obowiązek spełniała, dzisiaj go nie spełnia. Udaje, iż się nic nie dzieje. Pojedynczy policjanci czasem reagują i tu jesteśmy wdzięczni, ale ci, którzy dowodzą, mają najwyraźniej inne rozkazy" - ocenił szef PiS.

Kaczyński o "obronie Putina"

Jego zdaniem, wobec uczestników "tolerowana jest agresja", którą "można określić krótko - »putinada«". Nawiązał w tym kontekście do tabliczki, którą protestujący przeciwko obchodom smoleńskim co miesiąc składają przed pomnikiem ofiar. Widnieje na niej napis: "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski".

Zdaniem prezesa PiS, ten napis "to obrona Putina". "To jest coś, co jest nieprawdą, która została stwierdzona już w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę wojskową" - mówił.

Kaczyński mówił też, iż to to, co działo się po 10 kwietnia 2010 r. przed Pałacem Prezydenckim, "to w oczywisty sposób było tak radykalnie sprzeczne z polską kulturą, której elementem jest szacunek do tych, którzy odeszli, a już w szczególności dla tych którzy zginęli". Dodał, że inspiracja do tego musiała być z zewnątrz.

"Być może nie wszyscy byli inspirowani bezpośrednio ze Wschodu, a być może i z Zachodu, ale cały sens tej operacji, zmierzający do tego, żeby poniżyć, wyeliminować ze społecznej pamięci albo umieścić w tej złej pamięci, tych którzy zginęli, to było przedsięwzięcie, które akceptowała obecna władza" - mówił Kaczyński.

Prezes PiS ocenił ponadto, iż ci protestujący, którzy przychodzą na pl. Piłsudskiego, powinni być i będą przedmiotem zainteresowania "prawdziwie polskich służb specjalnych", i iż "uczciwe sądy kiedyś ich osądzą". Ocenił też, iż comiesięczne prowokacje w trakcie obchodów "są syndromem głębokiej zależności z jednej strony od Niemiec, a z drugiej strony od Rosji".

"Będziemy bronić godności tych, którzy zginęli. (...) Obok mnie stoją osoby, które straciły najbliższych w trakcie zamachu smoleńskiego. (...) Są osoby, których mąż, ojciec, żona zginęli w trakcie tego strasznego wydarzenia, tego zbrodniczego zamachu - tego dzieła Putina i jego polskich sojuszników" - oświadczył prezes PiS.

Awantura przed pomnikiem

Kiedy Kaczyński kończył swoje wystąpienie, z tłumu protestujących słychać było: "spiep... dziadu". "To jest jedyne, co oni potrafią tutaj w imieniu Putina powiedzieć" - skwitował Kaczyński.

Kiedy prezes PiS opuszczał plac Piłsudskiego, doszło do szarpaniny pomiędzy politykami i zwolennikami PiS a manifestantami. Część parlamentarzystów PiS, ale bez Kaczyńskiego, pozostała przed pomnikiem ofiar, starając się uniemożliwić drugiej stronie złożenie tabliczki z napisem nawiązującym do odpowiedzialności Lecha Kaczyńskiego.

dom wariatów pic.twitter.com/FNeFTKL06F

— 𝕸𝖔𝖗𝖌𝖊𝖓𝖘𝖙𝖊𝖗𝖓✨ (@Morgenstern616) September 10, 2024

Policja poinformowała PAP, iż nikt nie został zatrzymany, a dwie grupy protestujących zostały oddzielone kordonem.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.

Źródło: PAP

Idź do oryginalnego materiału