Przepraszam, czy tu agitują?

piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com 1 tydzień temu

W planach miałem dokończenie ściany tekstu (w piąteczek się pojawi), ale jeden temat chciałem poruszyć wcześniej, bo łazi za mną od jakiegoś czasu, a wypadałoby o nim przed wyborami wspomnieć. Będzie to notka, w której przejdę od szczegółu (kampania, w którą zamieszana jest Akcja Demokracja) do ogółu (wieloletnie obchodzenie prawa wyborczego przez każdego kogo na to stać).

Idealnym punktem wyjścia dla tej notki będzie sytuacja, o której pewnie słyszeliście już niejednokrotnie na finiszu kampanii przed pierwszą turą. Otóż jakoś tak się złożyło, iż jakieś fanpejdże-krzaki nagle zaczęły spamować agitacją wyborczą. Gdyby chodziło o to, iż po prostu ktoś namawia do głosowania na tego, czy owego i do niegłosowania na śmego, to pewnie nie byłoby żadnego problemu. Ów problem wziął się stąd, iż ktoś w tą konkretną agitację (używam tego terminu, choć w dalszej części tekstu będziecie się mogli przekonać, iż jest delikatnie rzecz ujmując, mało precyzyjny [gwoli ścisłości, nie chodzi mi o samą jego definicję, ale o to, jak jest interpretowany]), wpompował olbrzymie pieniądze (w sumie było to jakieś 400.000 złotych).

W cała sprawę zaangażowany był też NASK, ale jego działanie (a raczej powstrzymywanie się od działania) nie ma związku z agitacją jako taką, tak więc nie będę się nad tym pastwił. Natomiast niewymownie mnie bawi to, iż Zjednoczona Prawica, która traktowała NASK jak prywatną agencję PR-ową (badano, na ten przykład, co na temat rządu Morawieckiego sądzą Polacy) nagle załamuje ręce nad tym, iż teraz NASK będzie niewiarygodny.

No dobrze. Wszystko zaczęło się od artykułu na Wirtualnej Polsce (tzn. wcześniej NASK napisał, iż tu jakaś ingerencja w wybory się odbywa, ale szczegółów było niewiele), w którym stało, iż na spoty wydano 400K złotych i iż zaangażowana w to była Akcja Demokracja. Co do tej Akcji Demokracji, to w artykule tłumaczono, iż oni na początku twierdzili, iż absolutnie nic o tym wszystkim nie wiedzą, ale gdy ich skonfrontowano z wypowiedziami aktorów, których AD załatwiało do udziału w spotach, to sobie nagle przypomnieli, iż no taaaak, faktycznie, ale chodziło o działania profrekwencyjne i oni w tej Akcji Demokracji nie wiedzieli co się tam potem działo. A jeszcze bardziej potem okazało się, iż z częścią tych spotów jest taki problem, iż ktoś musiał autorom tej konkretnej akcji udostępnić edytowalne wersje spotów, które wrzucali politycy KO. I na tym poprzestanę, ale zastrzegam, iż był to telegraficzny skrót, bo sprawa ciągnie się od jakiegoś czasu. Wartym odnotowania jest fakt, iż zarówno Akcja Demokracja, jak i sztab Trzaskowskiego, odcięli się od tej konkretnej akcji. Tyle, iż choćby w kontekście tego telegraficznego skrótu, to „odcinanie się” brzmi średnio wiarygodnie.

Rzecz jasna, momentalnie podniosły się głosy, iż to jest nielegalna agitacja, nielegalne finansowanie kampanii i tak dalej i tak dalej. Najgłośniej na ten temat wypowiadali się przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy, którzy złożyli zawiadomienie do prokuratury (do czego, rzecz jasna, mieli prawo), zaś Marcin Warchoł stwierdził, iż on liczy na to, iż fakt nielegalnego finansowania kampanii wyborczej sprawi, iż PKW odrzuci sprawozdanie finansowe sztabu Trzaskowskiego. I to właśnie ta wypowiedź skłoniła mnie do napisania niniejszego tekstu.

Teraz zaś przyszła pora na dygresję. Gdy tylko zrobiło się głośno o tych spotach, zadałem na Eloneksie pytanie, czy przypadkiem nie jest tak, iż w świetle zmian w Kodeksie Wyborczym wprowadzonym w 2018 przez Zjednoczoną Prawicę, takie działanie nie jest aby legalne? Żeby nie przedłużać: przed zmianami (chodziło o usunięcie przecinka) agitacją (w domyśle legalną) można się było zajmować po uzyskaniu zgody pełnomocnika komitetu. Po usunięciu przecinka przepis zrobił się niejednoznaczny, bo wynikało z niego, iż agitować sobie może każdy wyborca (do tego przejdziemy za moment) i nie musi o tym informować pełnomocnika komitetu wyborczego. Ktoś złośliwy napisałby w tym miejscu: po co tak adekwatnie wprowadzono taką zmianę? I temu komuś złośliwemu odpowie ktoś cierpliwy: za moment stanie się to jasne.

Momentalnie podniosły się głosy (acz nieliczne), iż nie mam racji dlatego, że: ten przepis dotyczy wyborcy, a fundacja ani żadna organizacja nie może być wyborcą. Ponieważ nie miałem wtedy zbyt wiele czasu w researchowanie, napisałem jedynie, iż definicja swoje, a praktyka swoje. Poza tym argumentem „ad wyborcum” pojawił się kolejny: akcja była finansowana zza granicy, tak więc w świetle przepisów jest nielegalna. No i tu byłby jakiś punkt zaczepienia, ale ponoć nie ma jednoznacznych dowodów na to, iż pieniądze na ten cel szły zza granicy (zaś „zawiadowcy” fanpejdży legitymowali się polskimi dowodami).

Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć, iż w sumie to chyba nie jest istotne skąd szły pieniądze na te spoty, bo mamy do czynienia z nielegalnym finansowaniem kampanii, a już na pewno z nielegalną agitacją. Jak to mawiał jeden z bohaterów jednego z arcydzieł kinematografii (tak, chodzi o „Smoleńsk”), „to nie jest proste, a choćby wręcz przeciwnie”.

W tym miejscu pora na kolejną dygresję, albowiem chcę zostać dobrze zrozumiany: ja absolutnie nie bronię Akcji Demokracji, ani sztabu RT. Uważam, iż tego rodzaju działania to jest PiSowski standard i od strony niePiSwoskiej wymagam nieco więcej, niż od Zjednoczonej Prawicy (bo od niej nie wymagam absolutnie nic).


Uwaga! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Zacznijmy od tego, czym jest agitacja. W myśl artykułu 105 paragraf 1: „Agitacją wyborczą jest publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób, w tym w szczególności do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego.”. Ok, nie jestem prawnikiem, ale swego czasu pisałem sobie magisterkę, w której to magisterce musiałem zdefiniować pojęcie „perswazji” i musiałem się bardzo postarać, żeby definicja nie brzmiała w sposób następujący: „to zależy”. Tu mamy dokładnie to samo. Niby definicja jest jednoznaczna, ale co na litość nieistniejącego bytu transcendentnego oznacza „nakłanianie”? Bo tak się jakoś składa, iż nakłaniać można na wiele różnych sposobów. Można, na ten przykład: wychwalać swojego kandydata albo krytykować kandydatów „wrogich”.

Ok, przyznam się wam, iż w tym miejscu miałem trochę poteoretyzować, żeby nie było od początku wiadomo o co chodzi, ale mniej więcej w połowie akapitu, który zajął mi pół strony, doszedłem do wniosku, iż to bez sensu, tak więc od razu napiszę o co chodzi. Weźmy takie 500+. Zjednoczona Prawica od momentu, w którym je wprowadziła tłumaczyła, iż gdy tylko przegrają wybory i wygra je PO, to 500+ na pewno zostanie odebrane. A teraz skoczmy do kampanii wyborczej w 2023, w trakcie której za publiczną kasę organizowano „pikniki rodzinne”, na których opowiadano o 800+. Wróćmy teraz na moment do „nakłaniania” i zastanówmy się nad tym, czy w kontekście tego, co PiS mówił na temat 500+ (a potem 800+) i czym straszył suwerena przez praktycznie 8 lat można to uznać za nakłanianie? Ależ oczywiście można i choćby trzeba, bo gdyby PiS uznał, iż w ten sposób nikogo do niczego nie przekona, to by tych eventów nie organizował.

Jakiż był mój brak zdziwienia, gdy wczytałem się w uzasadnienie odrzucenia sprawozdania finansowego PiSu i okazało się, iż PKW rozumuje zupełnie inaczej. Owszem, bodajże dwa z tych pikników się pojawiły w uzasadnieniu, ale dlatego, iż (zapnijcie pasy) doszło na nich do agitacji wyborczej.

W ogóle, to warto chyba w tym miejscu wspomnieć, iż PiSowi nie uwalono sprawozdania za nielegalne finansowanie kampanii, ale za to, iż PKW stwierdziła, „że niektóre działania podejmowane przez podmioty inne niż Komitet Wyborczy Prawo i Sprawiedliwość mają charakter korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym przekazanych temu Komitetowi, a podejmowanie tych działań przez podmioty i osoby ściśle związane z partią polityczną Prawo i Sprawiedliwość (tym samym z Komitetem), wiedza Komitetu o tych działaniach oraz brak jego reakcji na działania prowadzone w sposób oczywisty na jego rzecz oznaczają przyjęcie tych korzyści z naruszeniem art. 132 § 5 Kodeksu wyborczego”.

I tu dochodzimy do czegoś, co można określić mianem stanu kwantowego. Otóż, w wyliczance, która pojawiła się w uzasadnieniu PKW możemy znaleźć taką perełkę jak: „produkcja i emisja filmu reklamowego z udziałem ówczesnego Ministra Sprawiedliwości, który opłaciło Ministerstwo Sprawiedliwości (wartość 2 627 920,00 zł, określona w piśmie Ministra Sprawiedliwości),”.

Ok, o ile PKW uznała to za korzyść majątkową o charakterze niepieniężnym, to chyba oczywiste jest to, iż musieliśmy mieć do czynienia z agitacją wyborczą, bo jakoś tak nie znalazłem w tym uzasadnieniu odwołań do reklam proszków i elektrycznych aut Izera (przepraszam, musiałem). Tak więc jest to agitacja, ale też nie jest, bo przecież agitować może jedynie wyborca, a Ministerstwo Sprawiedliwości w myśl ustawy – wyborcą nie jest.

No dobrze, ale przecież zanim PKW wydało taką, a nie inną decyzję, pełnomocnik miał możliwość odniesienia się do tych zarzutów. Owszem, miał i owszem, odniósł się. I ku zdziwieniu absolutnie nikogo, powołał się na zmieniony artykuł 106. Rzecz jasna, nie powiedział „ej, mordy, macie tu taki artykuł i się nim nażryjcie”. Nic z tych rzeczy, on stwierdził, iż „nie poczuwa się on do odpowiedzialności za tego rodzaju działania, ponieważ nie wyrażał na nie zgody”. I teraz już chyba nikt nie może mieć wątpliwości w kwestii tego, czemu Zjednoczona Prawica zmieniła w 2018 kodeks wyborczy. Nawiasem mówiąc w uzasadnieniu PKW można było przeczytać również to, iż pełnomocnik wiedział o tych wszystkich działaniach i na nie nie reagował.

Ciąg dalszy tej historii jest znany. Zjednoczona Prawica zaczęła opowiadać o prześladowaniach, Rafał Woś o tym, iż ktoś próbuje zagłodzić największą partię opozycyjną. Co zrozumiałe, wszystkie te wypowiedzi nijak się miały do przyczyn, dla których PiS dostał po łapach. Równie zrozumiałe jest to, iż PiS pobiegł potem po pomoc do nielegalnej izby Sądu Najwyższego. Bo wiecie, na temat subwencji mogła się wypowiedzieć jakaś legalna izba, ale wtedy istniałoby ryzyko, iż decyzja mogłaby nie być po myśli Genialnego Stratega.

Jeżeli mam być szczery, to absolutnie nie dziwi mnie to, iż Zjednoczona Prawica postępuję w ten sposób. Tj., iż z jednej strony wyje wniebogłosy, albowiem nie przyjęli im sprawozdania finansowego (i nazywa to prześladowaniami), a z drugiej strony takich samych „prześladowań” domaga się dla swoich konkurentów. Czego nie rozumiecie?

Wróćmy na moment do tej kampanii na Facebooku, od której się to wszystko zaczęło. Czy było to złamanie prawa? Biorąc pod rozwagę to, w jaki sposób PKW interpretuje Kodeks Wyborczy, można odpowiedzieć, iż „cholera wie”. Może inaczej: na pewno było to działanie nie do końca legalne, ale z drugiej strony, sztab Trzaskowskiego się od tych działań odcinał. I ja wiem, iż wcześniej napisałem, iż to jest działanie mało wiarygodne, ale z drugiej strony, o ile pełnomocnik komitetu wyborczego PiSu nie był w stanie nikomu wmówić, iż nie wiedział, że, na ten przykład, z publicznej kasy zorganizowano wyborczy event Jadwigi Emilewicz, to pełnomocnik sztabu Trzaskowskiego może próbować argumentować, iż nie wiedział o tej akcji.

Czy to znaczy, iż sztab RT nie dostanie po łapach? Tego nie wiem, ale jest to bardzo prawdopodobny scenariusz. Wszystko zaś dzięki temu, iż prawo wyborcze, które już wcześniej było dziurawe (i w żaden sposób nie przystające do obecnych czasów), dzięki PiSowi zrobiło się jeszcze bardziej dziurawe. I choć, rzecz jasna, powinniśmy oczekiwać od nie-PiSu stosowania innych standardów, to jednak wydaje mi się, iż lepszym rozwiązaniem byłaby próba uszczelnienia przepisów.

Bo teraz sobie żyjemy w realiach, w których można pompować od cholery kasy w tzw. „działania prekampanijne”, bo te działania z racji tego, że, no cóż, realizowane są przed kampanią, nie podlegają kontroli PKW. Innymi słowy, choćby ktoś wpompował w tzw. „działania prekampanijne” pierdylion monet, to włos mu za to z głowy nie spadnie. Czy z tego wynika, iż większe szanse w wyborach mają teraz ci, którzy mają więcej pieniędzy? A i owszem. Niby nic nowego, ale to chyba nie powinno tak działać, prawda? O tym, iż za wpompowywanie publicznych pieniędzy w kampanie powinno grozić coś więcej, niż utrata części subwencji, wspominać chyba nie trzeba. Tak samo, jak o tym, iż przywrócenie tego nieszczęsnego przecinka w artykule 106 to absolutne minimum, ale coś mi mówi, iż raczej nikt się do tego nie będzie kwapił.

Miałem już kończyć ten tekst, ale przypomniałem sobie o czymś. Otóż, problem obchodzenia prawa wyborczego ma u nas długą historię. Tak długą, iż wspominałem o tym, w jednej notce ponad 10 lat temu. W notce tej pastwiłem się nad tekstem Cezarego Gmyza, który to Cezary Gmyz utyskiwał na to, iż PSL-owcy i Platformersi wywieszają billboardy ze swoimi gębami (rzecz jasna, chodziło o okres „międzywyborczy”). I wszystko pięknie, ale w tym samym czasie, w moim rodzinnym Mieście Nad Akwenem zawisły dokładnie takie same billboardy Tomasza Poręby. Tenże sam Cezary Gmyz najpewniej kadencję 2005-2007 przeleżał pod lodem i nie pamiętał spotów-wcale-nie-wyborczych, które PiS wypuścił na kilka miesięcy przed kampanią samorządową w 2006. Tl;dr praktyka obchodzenia prawa wyborczego ma u nas bardzo długą historię. Teraz zaś to prawo obchodzi się przy użyciu innych narzędzi.

I tym, nie wiadomo jakim akcentem zakończę powyższy tekst i wracam sobie do dłubania przy kolejnej przedwyborczej ścianie tekstu.


Źródła:

https://wiadomosci.wp.pl/ujawniamy-ingerencja-w-wybory-spoty-bez-autora-i-akcja-demokracja-7156892271278624a

https://wiadomosci.wp.pl/kolejne-watpliwosci-wokol-ingerencji-w-polskie-wybory-ukrywanie-kluczowego-raportu-i-biernosc-wiceministra-7159450229259168a

https://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/fundacja-akcja-demokracja-odcina-sie-od-powiazan-z-profilami-promujacymi-trzaskowskiego,612030.html

https://x.com/tvp_info/status/1923301007997415433

https://pkw.gov.pl/uploaded_files/1725025956_kw-pis.pdf

Notka z 2014 (w której możecie obejrzeć wcale-nie-spot-wyborczy PiSu z 2006):

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/02/niepokorni-w-suzbie-pis.html

https://wydarzenia.interia.pl/wybory/prezydenckie/news-pis-idzie-do-prokuratury-jest-zawiadomienie-ws-kampanii-trza,nId,21818720


Idź do oryginalnego materiału