Przed nami sezon „piekielnych” huraganów. Czy dotrą do Europy?

8 miesięcy temu

Wkrótce rozpocznie się sezon huraganów na północnym Atlantyku. Naukowcy badający te zjawiska obawiają się, iż tegoroczny sezon będzie wyjątkowo silny. Przyczyną mają być rekordowe temperatury graniczącego także z Europą Oceanu Atlantyckiego oraz zmiana El Niño na La Niña. Pojawiają się głosy, by wprowadzić nową – szóstą kategorię huraganów.

Cyklony tropikalne, które na Oceanie Atlantyckim i wschodnim Pacyfiku nazywane są huraganami, to naturalne, cykliczne zjawiska pogodowe, które występują w okresie czerwiec-listopad. Każdy sezon huraganów jest inny. Są sezony w miarę spokojne, kiedy zjawiska te nie niosą za sobą śmierci wielu osób i strat liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów. Są takie, kiedy sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie. Przykładem jest huragan Otis, który dosłownie zrujnował meksykańskie Acapulco.

Będzie potrzebna nowa kategoria?

Od lat klimatolodzy i badacze huraganów toczą dyskusje, jak globalne ocieplenie wpłynie na sezon huraganów. Czy będzie ich więcej, czy staną się silniejsze? Na podstawie badań z ostatnich lat wysuwa się jeden w miarę uspokajający komunikat: nie będzie ich więcej. A niewykluczone, iż może być ich choćby trochę mniej, czego dowodem są ostatnie dwa lata. Tu jednak kończą się te dobre informacje.

W związku z tym, iż mamy coraz wyższe temperatury i coraz cieplejsze oceany, to podnoszą się głosy, by wprowadzić nową kategorię dla huraganów. Siłę huraganu mierzy się dzięki skali Saffira-Simpsona. Ma ona pięć stopni. Ostatni stopień nie ma górnej granicy. Po prostu oznacza się nim huragany, których prędkość wiatru przekracza 250 km/h. Mimo to zaczyna pojawiać się potrzeba dodania nowej, szóstej kategorii. Dlaczego? Otóż niedługo mogą pojawić się jeszcze silniejsze huragany. Chodzi o te cyklony, których prędkość wiatru przez dłuższy czas utrzymuje się na poziomie 300 km/h i wyższym.

– 192 mile na godzinę to prawdopodobnie szybciej niż większość samochodów Ferrari, trudno to sobie choćby wyobrazić. Bycie złapanym przez tego rodzaju huragan byłoby złe. Bardzo złe – mówi Michael Wehner, naukowiec z Lawrence Berkeley National Laboratory. 192 mile na godzinę, to ponad 300 km/h.

Zasadność wprowadzenia kategorii 6.

Nowe badanie, opublikowane w Proceedings of the National Academy of Sciences proponuje rozszerzenie powszechnie stosowanej skali huraganów Saffira-Simpsona. Autorzy badania stwierdzają, iż takie huragany już miały miejsce. Spośród wszystkich 197 cyklonów tropikalnych o kategorii trzeciej i wyższej z lat 1980-2021 pięć osiągnęło hipotetyczną szóstą kategorię. Wszystkie te cyklony pojawiły się po roku 2010 a przykładem jest chociażby tajfun Haiyan z 2013 roku.

Na razie to problem wschodniej części Azji. To tam występują najcieplejsze wody i tam panują najlepsze warunki dla formowania się takich cyklonów. Jednak wszystko wskazuje na to, iż i na Atlantyk przyjdzie czas.

– Nie było ich jeszcze na Atlantyku ani w Zatoce Meksykańskiej, ale panują tam warunki sprzyjające zaklasyfikowaniu do kategorii szóstej. Całe szczęście, iż jeszcze takiej nie było. Mam nadzieję, iż tak się nie stanie, ale to tylko rzut kostką. Wiemy, iż te burze już stały się bardziej intensywne i przez cały czas będą się nasilać – wyznaje Wehner, który jest głównym autorem badania.

Ilustracja. Prognozowana roczna zmiana w dniach możliwego wystąpienia cyklonów tropikalnych szóstej kategorii w scenariuszach ocieplenia klimatu w stosunku do lat 1979-2014. PNAS.

Nie ulega wątpliwości, iż takie huragany prędzej czy później pojawią się na Oceanie Atlantyckim, głównie w Zatoce Meksykańskiej. To kwestia tylko i wyłącznie wzrostu temperatur powierzchni mórz w związku z postępującą antropogeniczną zmianą klimatu. Jak zauważa Wehner, choćby w sytuacji udanej realizacji celów paryskiego porozumienia klimatycznego z 2015 roku, i tak należy się liczyć z tym, iż ryzyko wystąpienia huraganów szóstej kategorii będzie znaczne. Już w świecie cieplejszym o 1,5 stopnia względem ery preindustrialnej takie huragany zaczną uderzać w amerykańskie wybrzeże. Po drodze dewastując uboższe państwa Ameryki Środkowej.

Efekt zwiększonej świadomości

Dzięki nowej kategorii wzrośnie świadomość i obawy przed przyszłością, które powinny skłonić decydentów do podjęcia działań.

– Przekazywanie informacji o ryzyku związanym z cyklonami tropikalnymi jest bardzo poważnym tematem, a zmiany w przekazie są konieczne, aby lepiej informować opinię publiczną o powodziach śródlądowych i falach sztormowych, czyli zjawiskach, dla których skala wiatru ma jedynie niewielkie znaczenie. Chociaż dodanie szóstej kategorii do skali huraganów Saffira-Simpsona nie rozwiązałoby tego problemu, mogłoby podnieść świadomość na temat zagrożeń związanych ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia poważnych huraganów w wyniku działania globalnego ocieplenia – stwierdził James Kossin, drugi autor badania.

Wysokie temperatury oceanu nie wróżą niczego dobrego

Nowa kategoria dla huraganów być może zadziała jako efekt mrożący, a perspektywa pojawiania się takich cyklonów na Atlantyku jest bardzo realna. Od marca zeszłego roku notuje się rekordowe temperatury oceanów na Ziemi, w tym północnego Atlantyku. Ostatnio tzw. aleja huraganów, czyli podrównikowy obszar Atlantyku między Afryką a Karaibami doświadcza dosłownie letnich temperatur. Średnie temperatury powierzchni morza na północnym Atlantyku przekraczają w tej chwili 20 st. C, czyli o cały stopień więcej niż średnia z lat 1981–2010. W okolicy dziesiątego równoleżnika, gdzie powstają atlantyckie huragany temperatury, od kilku tygodni przekraczają 26 st. C. Są więc od 2 do 3 st. C wyższe niż być powinny. To bardzo duże odchylenie.

Odchylenia temperaturowe powierzchni wód północnego Atlantyku w stosunku do średniej z ostatnich 20 lat na początku marca 2024. Daily Global Physical Bulletin.

– Od lat 80. XX wieku świat doświadcza wzmożonego tempa ocieplenia. Tempo ocieplenia nie tylko wzrasta z roku na rok, widzimy fazy szybszego ocieplenia na przemian z okresami, w których ocieplenie jest wolniejsze – mówi Joel Hirschi z brytyjskiego Narodowego Centrum Oceanografii. – Poziom ocieplenia, jaki zaobserwowaliśmy w 2023 roku i w tej chwili w 2024 jest niezwykły – dodaje.

Obecne temperatury na Atlantyku, to gotowy przepis na katastrofę. Jedynym pocieszeniem jest to, iż do powstania huraganu nie wystarczą same temperatury. Potrzebne są inne czynniki, takie jak odpowiednie zachowanie wiatru i ruchów mas powietrza. Czynnikiem, który sprzyja huraganom na Atlantyku jest chłodna faza ENSO na Pacyfiku, czyli La Niña. Na razie trwa jeszcze El Niño, ale według prognoz ma się niedługo zakończyć. Prognozy wskazują, iż La Niña może pojawić się już latem, czyli akurat wtedy, kiedy rozkręcać się zaczyna sezon huraganów. Szczyt przypada na wrzesień, wtedy chłodna faza ESNO będzie już faktem.

To może być „piekielny” sezon

Długoterminowe prognozy, choć mogą być omylne, nie napawają optymizmem. WeatherBell dostarczająca prognozy dla firm, które muszą podejmować długoterminowe decyzje, twierdzi, iż rok 2024 może być „piekielnym sezonem huraganów”. Twierdzą, iż należy przygotować się na sezon z bardzo wysokim poziomem aktywności huraganów, szczególnie tam, gdzie w zeszłym roku ich nie było. Prognozują, iż pojawić się może od 25 do 30 imiennych burz tropikalnych, co jest dość wysoką wartością. 14-16 z nich ma stać się huraganami, a 6-8 z nich silnymi huraganami.

– El Niño zmieni się w La Niña, jednocześnie basen Oceanu Atlantyckiego będzie idealny do ich rozwoju. Bardzo ciepła woda w północno-wschodnim Pacyfiku prawdopodobnie będzie oznaczać taki układ nad Ameryką Północną, jaki miał miejsce w latach 2005, 2007 i 2020. Pozwoli to burzom dotrzeć do Stanów Zjednoczonych – oświadczyła WeatherBell.

Oczywiście nie potrzeba kilku huraganów, wystarczy jeden silny, by zniszczyć i zatopić domy, a choćby całe miasta. Naukowcy zajmujący się prognozami sezonów huraganów mówią, iż na razie pozostało za wcześnie, by mówić, jak to wszystko będzie wyglądało. Wszystko będzie zależeć od tego, jak będzie zachowywała się atmosfera w danym momencie. choćby jeżeli powstanie bardzo silny huragan, to wcale nie musi uderzyć w wybrzeże. Żywioł może na przykład „musnąć” wschodnie wybrzeże Florydy i powędrować na wschód, nad otwarte wody Atlantyku.

Dlatego nie tylko ważne jest przewidywanie, jak będzie wyglądał sezon, a śledzenie i przewidywanie toru przejścia danego żywiołu. Ten sezon z pewnością może stanowić poważne obciążenie dla zespołu naukowców, na których barkach spoczywać będzie obowiązek ostrzegania ludzi.

Lato zbliża się wielkimi krokami.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/FotoKina

Idź do oryginalnego materiału