Własność państwowa jest najgorszą formą regulacji, bo pozwala politykom wpływać na rynek bez konieczności wprowadzania zmian w obowiązującym prawie – wystarczy ustna dyspozycja przez telefon. Dlatego od samego początku mrzonką były zapowiedzi rządowych koalicjantów, iż doprowadzą do odpolitycznienia kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw bez ich prywatyzacji.
Przegrana Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich oznacza, iż większość rządząca będzie wciąż miała ograniczone pole manewru, jeżeli chodzi o wprowadzanie zmian wymagających uchwalenia ustaw. W szczególności tyczy się to reform wymiaru sprawiedliwości, ale komentatorzy pod znakiem zapytania stawiają też zapowiadaną przez Donalda Tuska, a realizowaną przez zespół Rafała Brzoski, deregulację. Istnieją jednak obszary, w których zmiany nie wymagają ustaw. Z perspektywy systemowej najważniejszą z nich jest dokończenie prywatyzacji.
Własność państwowa jest najgorszą formą regulacji, bo pozwala politykom wpływać na rynek bez konieczności wprowadzania zmian w obowiązującym prawie – wystarczy ustna dyspozycja przez telefon. Dlatego od samego początku mrzonką były zapowiedzi rządowych koalicjantów, iż doprowadzą do odpolitycznienia kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw bez ich prywatyzacji. Do tego nie wystarczy wymiana partyjnych nominatów na bezpartyjnych fachowców w organach państwowych spółek. Odpolitycznienie oznacza pozbawienie polityków nieformalnego wpływu na działalność przedsiębiorstw – a tego nie da się osiągnąć bez zmiany struktury własnościowej.
Tymczasem Szymon Hołownia, jeden z największych orędowników „odpolitycznienia” przez tzw. profesjonalizację zarządzania, bez cienia zażenowania przyznał ostatnio, iż sugerował ministrowi aktywów państwowych, by ten wpłynął na państwowe banki: „Słuchaj, mamy połowę banków w Polsce, nie moglibyśmy dać przykładu i obniżać marże?” – przytaczał swoją rozmowę w ministrem. Sztandarowy przykład regulacji przez telefon! Ale co nam w takich razie po fachowcach w zarządach, skoro oczekuje się od nich, iż będą realizować ustne dyspozycje ministra i robić z grubsza to samo, co przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku robił PiS-owski nominat Daniel Obajtek – autor przedwyborczego „cudu przy dystrybutorach”? Ta wypowiedź marszałka Sejmu doskonale pokazuje, iż nieważne, kto będzie zasiadać w organach spółek; ważne, kto jest w nich ostatecznym decydentem. W przypadku kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw koniec końców jest nim zawsze jakiś polityk. I w tym właśnie, a nie w zmianach kadrowych, przejawia się upolitycznienie spółek Skarbu Państwa.
Jeśli politycy uważają, iż marże banków w ich mniemaniu wymagają uregulowania, niech uczynią to transparentnie – przedstawią projekt ustawy, który podlegałby publicznej ocenie. Dzwonienie do prezesów państwowych banków, by ci po prostu z dnia na dzień obniżyli marże (bez żadnego ekonomicznego uzasadnienia), wpisuje się w najgorsze praktyki znane z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, za które słusznie przez ówczesną opozycję było ono krytykowane.
Zdecydowaną większość spośród kilkuset kontrolowanych przez państwo przedsiębiorstw rząd może zbyć bez zmian ustawowych. Wyjątkiem jest 30 spółek wymienionych w ustawie o zarządzaniu mieniem państwowym czy uregulowane w ustawie o radiofonii i telewizji Telewizja Polska i Polskie Radio. Rząd nie może więc – bez zmiany ustawy – sprywatyzować np. PKO BP. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by państwo oddało prywatnym inwestorom kontrolę nad Pekao czy Alior Bankiem. Bez zmiany ustawy nie można też sprywatyzować Orlenu. Paliwowy monopolista może jednak sprzedać grupę Polska Press. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by kontrolowane przez państwo podmioty wyzbyły się też innych spółek-córek, które nie są konieczne z punktu widzenia podstawowej działalności spółek-matek.
Taka prywatyzacja nie tylko doskonale wpisywałaby się w deregulacyjną agendę obecnego rządu, ale też zabezpieczyłaby państwo i gospodarkę na wypadek powrotu populistów do władzy. O wiele trudniej jest odwrócić prywatyzację niż zmienić ustawę (zwłaszcza jeżeli ma się po swojej stronie prezydenta) czy politykę właścicielską. Żeby odwrócić prywatyzację, trzeba przedstawić prywatnemu właścicielowi ofertę, na którą ten by się zgodził, a to nie jest takie łatwe, o czym przekonaliśmy się przez 8 lat rządów PiS. Dokonane wtedy nacjonalizacje to ledwie kropla w morzu ówczesnych politycznych zapowiedzi. Własność prywatna okazała się większą przeszkodą na drodze do destrukcji państwa niż różnego rodzaju prawne (w tym konstytucyjne) bezpieczniki.
Prywatyzacja jest też istotną reformą systemową. Fundamentem sprawnie działającej gospodarki rynkowej jest własność prywatna. jeżeli chcemy, by w kolejnych dekadach polska gospodarka powtórzyła dotychczasowy sukces, musimy ostatecznie „odspawać politykę od spółek Skarbu Państwa”.