Niestabilność polityczna we Francji, a także w Niemczech zagraża planom ściślejszej integracji Unii Europejskiej. w tej chwili próżnię przywództwa w Europie wypełnia szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i Donald Tusk, który przejmie rotacyjne przewodnictwo UE od Victora Orbana w styczniu 2025 r. – komentuje Matthias Matthijs, starszy analityk Council on Foreign Relations, który obawia się o realizację globalnych celów w zakresie polityki międzynarodowej.
Autor sugeruje, iż osłabiona pozycja Macrona i brak silnego kanclerza Niemiec – rząd kanclerza Olafa Scholza właśnie się rozpadł, a przedterminowe wybory odbędą się w lutym 2025 r. – sprawia, iż w Europie nie ma silnego przywództwa. Z konieczności tę rolę mają spełniać von der Leyen i Tusk.
Szefowa KE właśnie podpisała umowę o wolnym handlu między UE a południowoamerykańskim blokiem handlowym Mercosur, której negocjacje trwały dwadzieścia pięć lat, a która wymaga ratyfikacji. Von der Leyen będzie odgrywać kluczową rolę w negocjacjach handlowych z Ameryką po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa 20 stycznia 2025 r. Niemka będzie także decydować o koordynacji wydatków na obronę w Europie. realizowane są też zabiegi zmierzające do ściślejszej integracji.
Tymczasem, doświadczenie pokazuje, iż „żaden postęp w integracji europejskiej od II wojny światowej nie nastąpił bez silnego i wyraźnego wsparcia zarówno Francji, jak i Niemiec”. W obliczu zaś „braku przywództwa narodowego w Paryżu i Berlinie, inni liderzy, tacy jak premier Włoch Giorgia Meloni czy Viktor Orbán na Węgrzech, mogliby skusić się na negocjacje bezpośrednio z Trumpem, co mogłoby podsycić narastający podział w UE” – obawia się analityk CfR, który wskazuje, iż „UE musi mówić jednym głosem”. Nie ma miejsca na „kakofoniczny koncert różnych przywódców narodowych walczących o wpływy”, bo mogłoby to podważyć działania bloku europejskiego.
Matthijs analizuje sytuację polityczną we Francji. Wskazuje, iż upadek rządu francuskiego oraz niepewność polityczna w Niemczech zwiększyły presję na prezydenta Emmanuela Macrona w sytuacji rosnących napięć w Europie w sprawie migracji, wojny na Ukrainy i polityki energetycznej.
„Po miażdżącej porażce centrowego ruchu Ensemble („Razem”) w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. prezydent Francji Emmanuel Macron zdecydował się ogłosić przedterminowe wybory parlamentarne, aby spróbować ustabilizować krajową sytuację polityczną. Jednak ryzyko Macrona, iż obywatele Francji nagrodzą go nową większością i świeżym mandatem, nie przyniosło rezultatu i skończyło się na „impasie” Zgromadzenia Narodowego podzielonym między trzy mniej więcej równe i politycznie niekompatybilne frakcje” – czytamy.
Macron mianował centroprawicowego Michela Barniera na premiera, ale nie był on w stanie doprowadzić do szybkiego uchwalenia budżetu oszczędnościowego w celu ograniczenia rosnącego deficytu fiskalnego Francji. Po porażce w głosowaniu nad budżetem, 13 grudnia Macron mianował nowego szefa rządu, „jednego ze swoich pierwszych sojuszników politycznych, siedemdziesięciotrzyletniego centrystę François Bayrou”. Jednak i on może nie sprostać zadaniu, jakie przed nim stoi, skoro musi borykać się z tym samym impasem parlamentarnym i narastającą polaryzacją w kraju.
Kwestie, które dzielą francuskie elity i w ogóle całe społeczeństwo są podobne, jak w Ameryce i innych krajach w Europie oraz na świecie. Chodzi o rosnące koszty utrzymania, pogarszający się stan usług publicznych, migrację, niestabilność na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie.
Macron od 2017 r. wprowadza reformy, które mają usprawnić system emerytalny i przyspieszyć integrację UE w zakresie obrony i energii.
Zarówno skrajna lewica, jak i skrajna prawica chcą przerzucić koszty reform na osoby zamożne. Domagają się cofnięcia reformy emerytalnej, w tym obniżenia wieku emerytalnego do sześćdziesięciu lat. Są także bardziej eurosceptyczne, jeżeli chodzi o przekazanie większej liczby obszarów do zarządzania w Brukseli.
Partia Marine Le Pen chce wprowadzenia bardziej drastycznych środków przeciwko imigracji i spowolnienia transformacji energetycznej. Sceptycznie podchodzi do wikłania Paryża w zagraniczne interwencje. Lewica Jeana-Luca Mélenchona i Oliviera Faure chciałaby utrzymać hojne zabezpieczenia społeczne, jednocześnie realizując ambitne cele klimatyczne.
Do ustabilizowania jest deficyt budżetowy, który wynosi 6,1 procent produktu krajowego brutto (PKB). Wymagałoby to cięcia wydatków i zwiększenia podatków. Obecne wydatki publiczne Francji osiągają rekordowo wysoki poziom 58,3 procent PKB, podczas gdy ściągalność podatków wynosi około 52,2 procent. W obecnej sytuacji trudno jest dojeść do porozumienia między partiami.
Analityk CfR zastanawia się, czy „sytuacja zadłużenia kraju może stwarzać ryzyko szerszego zarażenia UE?” Paryż – ze względu na obniżony rating agencji Moody’s z Aa2 do Aa3 – musi więcej płacić z tytułu emisji nowego długu. Niepokojąca sytuacja jest także w Belgii, która boryka się z wysokim deficytem i wciąż nie ma rządu. Wysokie zadłużenie mają również Włosi.
Analityk ma nadzieję, iż choćby w razie chaotycznej sytuacji wewnętrznej, Macron jako prezydent mający szerokie uprawnienia do prowadzenia polityki zagranicznej, zechce skorzystać ze swoich prerogatyw, by przewodzić dążeniom do ściślejszej integracji UE i realizować cele globalne.
Pokazał to chociażby udając się z wizytą do Polski, gdzie zabiegał o „wsparcie w utworzeniu czterdziestotysięcznej europejskiej siły zbrojnej zdolnej do ochrony granicy rosyjsko-ukraińskiej w przypadku zawieszenia broni”. Odegrał także „aktywną rolę dyplomatyczną w stabilizacji Bliskiego Wschodu po upadku byłego prezydenta Baszara al-Asada w Syrii”.
Problem polega na tym, iż będzie musiał włożyć więcej wysiłku, by otrzymać dodatkowe wsparcie na finansowanie inicjatyw zagranicznych. Za każdym razem będzie musiał uzyskać zatwierdzenie wydatków przez większość w Zgromadzeniu Narodowym. Jednak, i to może nie wystarczyć, by skutecznie wesprzeć aspiracje szefowej KE.
Źródło: cfr.org
AS