Propaństwowość kontra próżność. Dlaczego Sikorski zyskuje, a Nawrocki traci w oczach obywateli

1 tydzień temu
Zdjęcie: SIkorski


Podczas gdy polska dyplomacja staje przed jednym z najważniejszych wyzwań ostatnich lat, widać wyraźnie różnicę pomiędzy tym, jak rozumie się interes państwa w rządzie, a jak w Pałacu Prezydenckim.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski pokazał, iż polityka zagraniczna nie może być polem osobistych ambicji, ale obszarem odpowiedzialności i lojalności wobec wspólnoty. Tymczasem prezydent Karol Nawrocki zdaje się robić wszystko, by swoją postawą zlekceważyć MSZ i osłabić jednolity przekaz polskiego państwa.

Wystąpienie Sikorskiego, skierowane do Nawrockiego, miało jasny i odpowiedzialny ton. „Dla ułatwienia panu pracy, Rada Ministrów przyjęła stanowisko. Tak, aby pan prezydent wiedział, czego się trzymać w rozmowach” – to słowa, które nie mają w sobie nic z politycznej złośliwości. To esencja dobrej praktyki dyplomatycznej: państwo, które występuje na arenie międzynarodowej, musi mówić jednym głosem.

Sikorski przypomniał, jakie są priorytety Polski: wskazywanie faktycznych celów Putina w Ukrainie, zabieganie o sprawiedliwy pokój i – co szczególnie ważne – niedopuszczenie do redukcji wojsk amerykańskich w Europie. To nie są cele partyjne, to nie są interesy jednej frakcji. To fundament polskiego bezpieczeństwa.

Na tym tle postawa prezydenta Karola Nawrockiego jawi się jako pełna dystansu wobec MSZ, a choćby jako sygnał lekceważenia. Prezydent ma prawo do własnego stylu, ale nie do ignorowania mechanizmów państwa, które gwarantują spójność działań na arenie międzynarodowej. Wizyta w Białym Domu i rozmowa z prezydentem Donaldem Trumpem to nie jest prywatna wycieczka, ale moment, w którym każde słowo może mieć konsekwencje dla Polski na lata.

Nawrocki zdaje się jednak traktować politykę zagraniczną jak scenę, na której można budować własny wizerunek. Problem w tym, iż taka gra odbywa się kosztem państwa. Brak chęci współpracy z rządem i z MSZ nie wzmacnia pozycji prezydenta, ale osłabia pozycję Polski.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało dla prezydenta obszerne materiały, wskazało cele, opracowało stanowisko Rady Ministrów. To jest narzędzie, które ma zapewnić mu mocniejszą pozycję w rozmowach z amerykańskim partnerem. W cywilizowanych demokracjach to oczywiste: prezydent i rząd mogą się różnić w wielu sprawach, ale w kwestii bezpieczeństwa i polityki zagranicznej występują wspólnie.

Jeśli Nawrocki świadomie lekceważy tę współpracę, naraża Polskę na ryzyko. Rozmówcy w Waszyngtonie doskonale widzą, czy partner mówi spójnym językiem, czy jest tylko solistą próbującym podkreślić własne „ja”. A w polityce międzynarodowej solista nie wzbudza szacunku – wzbudza politowanie.

Radosław Sikorski od lat porusza się po świecie dyplomacji. Bywa ostry w słowach, czasem kontrowersyjny, ale ma świadomość, iż reprezentuje państwo, a nie siebie. Dlatego jego ton wobec Nawrockiego nie był protekcjonalny, ale odpowiedzialny: chciał ułatwić prezydentowi zadanie, aby Polska mówiła jednym głosem.

Karol Nawrocki natomiast zachowuje się tak, jakby każdy gest współpracy z rządem był dla niego ujmą. To postawa mało dojrzała i bardzo ryzykowna. W imię osobistych ambicji może zniszczyć to, co w dyplomacji najcenniejsze: wiarygodność.

Polska polityka zagraniczna nie może być zakładnikiem ego jednego polityka. Wizyta w Białym Domu to nie okazja do autopromocji, ale test odpowiedzialności. Sikorski pokazał, iż rozumie wagę tej chwili i iż potrafi działać w interesie państwa, choćby jeżeli oznacza to wystąpienie u boku polityka, który otwarcie okazuje mu lekceważenie.

Nawrocki natomiast udowadnia, iż woli stawiać na własny wizerunek niż na wspólnotowy interes Polski. To różnica fundamentalna. Dla obywateli wybór, po której stronie stanąć, jest oczywisty: po stronie odpowiedzialności i propaństwowej postawy.

Idź do oryginalnego materiału