Propaganda na rachunek partii. Jak PiS zasila media Sakiewicza

4 godzin temu
Zdjęcie: Sakiewicz


Prawo i Sprawiedliwość oficjalnie jest dziś w opozycji, ale jednego nie porzuciło: systemowego finansowania własnego zaplecza medialnego. Jak ujawnia „Rzeczpospolita”, w 2024 roku partia Jarosława Kaczyńskiego podpisała cztery umowy reklamowe z mediami związanymi z Tomaszem Sakiewiczem – Telewizją Republika, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie” i portalem Niezalezna.pl. Łączna kwota: 695,6 tys. zł. Trudno o bardziej czytelny dowód, iż partyjna propaganda wciąż ma się dobrze – choćby jeżeli formalnie zmienił się układ władzy.

Największa umowa została zawarta 12 maja i opiewała na 602,8 tys. zł. Dotyczyła emisji spotów reklamowych w Telewizji Republika. Reklamy miały być emitowane od 2 do 30 czerwca, a więc już po zakończeniu wyborów prezydenckich, z możliwością przedłużenia aż do końca sierpnia. Umowę podpisali skarbnik PiS Henryk Kowalczyk oraz Mariusz Błaszczak, a po stronie stacji dyrektor generalny Radosław Dobrzyński. To nie była jednorazowa fanaberia, ale świadomie zaplanowana inwestycja.

Kolejne kontrakty dopełniają obrazu trwałego finansowego sprzężenia partii z „mediami tożsamościowymi”. 18 września PiS zawarło umowę z Niezależnym Wydawnictwem Polskim na 27,1 tys. zł – reklamy w „Gazecie Polskiej” i „Gazecie Polskiej Codziennie”. Pięć dni później podpisano kontrakt ze spółką Słowo Niezależne, wydawcą portalu Niezalezna.pl, wart 25,8 tys. zł. Ostatnia umowa, znów z Telewizją Republika, została zawarta 7 października i opiewała na 39,9 tys. zł. Razem – niemal 700 tys. zł publicznie wykazanych wydatków partyjnych na media, które od lat pełnią funkcję nieformalnego biuletynu PiS.

Skarbnik partii nie ukrywał motywacji. Jak cytuje „Rzeczpospolita”, Henryk Kowalczyk wskazał, iż celem reklam było „dotarcie do elektoratu, który jest odbiorcą Telewizji Republika oraz ‘Gazety Polskiej’”. To zdanie mówi więcej niż długie analizy medioznawcze. PiS nie traktuje tych redakcji jak zwykłych podmiotów rynkowych, ale jak kanał komunikacji z własnym elektoratem – sprawdzony, lojalny i ideologicznie bezpieczny.

Warto zauważyć jeszcze jeden kontekst. Telewizja Republika, po przejęciu mediów publicznych przez nową większość rządową, znacząco zwiększyła oglądalność. W lipcu 2024 roku osiągnęła rekordowy udział w rynku. A jednak – jak zauważa „Rzeczpospolita” – liczba komercyjnych reklamodawców pozostaje ograniczona, a wzrost kosztów działalności nie idzie w parze ze wzrostem przychodów reklamowych. Kluczową rolę w utrzymaniu rentowności stacji odgrywają darowizny od widzów oraz, jak widać, pieniądze od zaprzyjaźnionej partii.

Ten model znamy z czasów rządów PiS aż za dobrze. Wtedy państwowe spółki masowo lokowały budżety reklamowe w mediach sprzyjających władzy, pomijając kryteria zasięgu czy efektywności. Dziś, gdy dostęp do publicznej kroplówki został odcięty, rolę sponsora przejmuje sama partia. Skala jest mniejsza, ale logika ta sama: pieniądz krąży w zamkniętym obiegu, cementując polityczno-medialny ekosystem.

PiS może mówić o pluralizmie i „wolnych mediach”, ale liczby nie kłamią. Gdy partia finansuje reklamy niemal wyłącznie w mediach jednego środowiska, nie chodzi o informowanie, ale o podtrzymywanie własnej narracji. To nie jest normalna relacja partii z prasą, radiem czy telewizją. To jest dalszy ciąg projektu propagandowego, tylko w warunkach opozycyjnych.

Zmieniła się władza, zmieniły się źródła finansowania, ale mechanizm pozostał ten sam. PiS przez cały czas inwestuje w przekaz, który nie zadaje pytań, nie stawia warunków i nie wychodzi poza partyjną bańkę. A skoro „dotarcie do elektoratu” ma odbywać się wyłącznie przez sprawdzone tuby, to znaczy, iż partia wciąż nie zamierza rozmawiać z resztą społeczeństwa.

Idź do oryginalnego materiału