Prokurator u Glapińskiego. Prezes NBP nie jest świętą krową

3 dni temu

Adam Glapiński, dotąd przyzwyczajony do życia w złotej bańce nietykalności, przeżył szok, gdy u drzwi Narodowego Banku Polskiego pojawił się prokurator. Nie pomogły miny obrażonego monarchy, nie pomogły powoływania się na niezależność banku centralnego. Glapiński musiał w końcu zrozumieć, iż choćby prezes NBP nie stoi ponad prawem – choć przez ostatnie lata zachowywał się, jakby było inaczej.

Nie był to zwykły dzień w gmachu przy ul. Świętokrzyskiej. Na twarzy Glapińskiego podobno pojawiła się bladość, która mogłaby sugerować, iż w jednej chwili zobaczył przed oczami własne polityczne epitafium. I słusznie – bo czasy, gdy chroniły go polityczne układy, dobiegły końca. Gdy kończy się bezkarność, kończy się arogancja.

Ale teraz jest nowa rzeczywistość. Nie rządzi już partia, która przymykała oko na każde nadużycie. Prokuratura zaczyna działać, a społeczeństwo ma prawo oczekiwać, iż osoby na najwyższych stanowiskach będą ponosić konsekwencje swoich decyzji.

Glapiński przez lata traktował NBP jak prywatny folwark. Otaczał się lojalnymi doradcami, rozbudowywał gabinet, a jego publiczne wystąpienia często miały więcej wspólnego z kabaretem niż z odpowiedzialną komunikacją banku centralnego. Teraz, gdy pojawia się realna groźba odpowiedzialności, kończy się uśmiech i zaczyna nerwowe przeglądanie kodeksów.

Nie, panie prezesie, nie jest pan świętą krową. Żyjemy w państwie prawa – a przynajmniej próbujemy do tego wrócić po latach bezprawia. Prokurator u drzwi NBP to nie symbol upadku niezależności instytucji, ale dowód na to, iż niezależność nie oznacza bezkarności. Czas sprawdzić, czy Glapiński ma coś więcej na sumieniu niż tylko kiepską politykę monetarną.

Idź do oryginalnego materiału