Prokulianie i sabinianie

3 miesięcy temu

Napisałem biografię prawnika, więc czytałem dużo o historii jego Alma Mater. Zafrapował mnie spór między dwiema tradycjami, w cieniu którego ta uczelnia się rozwijała.

Obie kontynuowały tradycję antycznego rzymskiego sporu między prokulianami a sabinianami. O sabinianach mówi się, iż mieli bardziej konserwatywne podejście do prawa, a o prokulianach iż szukali pragmatycznych reinterpretacji.

Autorzy tekstów, które o tym czytałem, zaznaczali jednak iż to ogromne uproszczenie. Nie zgłębiałem tego, bo była to dla mnie dygresja od dygresji. W książce zrobiłem w końcu z tego jeden akapit.

Upraszczając uproszczenia niedogłębnie zgłębione powiem więc, iż postawa sabinian była jak: „taki jest duralex, może to i głupie, ale ja nie ustalam reguł”. A prokulianie na to: „chwilunia, nie wolno interpretować przepisu w oderwaniu od całego kodeksu, jaka była intencja ustawodawcy?”

Obie postawy można doprowadzić do absurdu. Utopia literalnego stosowania prawa jest może urocza, ale nierealna – i wiedzieli to już Rzymianie, którzy wymyślili tę instytucję.

Z kolei jak się rozpędzimy w pragmatyczne reintepretowanie, zaraz się okaże, iż wszystko wolno, a prawo nie istnieje. Zresztą, zdefiniujcie prawo… (serio!)

Polscy prawnicy konstytucyjni mają skłonność do przegiętego sabinianizmu. Osiem lat temu to PiS mądrze wybierał swoje bitwy i idealnym kandydatem na pierwszą ofiarę znalazł w osobie profesora Rzeplińskiego, ówczesnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Opozycja spoglądała na niego z nadzieją, iż coś zdziała. On owszem, chętnie udzielał wywiadów, w których opowiadał, jak zamierza uratować konstytucję. Otóż wskaże, iż epsod meniętny jest niezgodny z ustępem fascykułu, a więc jest nieskuteczny i to wystarczy, jesteśmy ocaleni.

PiS ograł go jak dziecko. Starałem się go wtedy nie krytykować publicznie, ale ile mnie to kosztowało ten tylko się dowie, kto się ze mną zioma na fejsie.

Ktoś w komciach na blogu u mnie zauważył wtedy, iż prawnicy konstytucyjni rzadko stosują prawo w praktyce. Wykładają je studentom, więc są przyzwyczajeni do apodyktycznego tonu Smerfa Ważniaka (nie piszę tego o żadnym konkretnym, ale pasowałoby to do co najmniej pięciu).

Realny opór PiS-owi zaczęli stawiać dopiero sędziowie, adwokaci, prokuratorzy. To było już po przegranej bitwie o Trybunał Konstytucyjny, walczyli więc na straconych pozycjach – a jednak utrzymali przyczółki.

Praktykujący prawnicy są zwykle prokulianami. Szukają sposobu na rozwiązanie problemu, a nie usprawiedliwień.

Wypowiedź Bodnara, iż „szuka podstaw prawnych” została przyjęta przez prawicę z jakimś przedziwnym dla mnie niezrozumieniem. To po prostu trzecia szkoła interpretacji, naiwno-infantylna.

Prawo tak działa w praktyce. Na przykład: chcesz otworzyć knajpę. Gmina się nie zgadza (i podaje podstawę prawną). Ty się odwołujesz (i podajesz podstawę prawną).

Prawo jest jak program komputerowy. Nie działa sam z siebie, trzeba kod skompilować i odpalić w jakimś środowisku. Typowy Smerf Ważniak funkcjonuje jednak w takim samozachwycie, jakby myślał iż jego prywatna opinia iż coś nie ma skutków prawnych miała skutki prawne.

Najłatwiej ich odróżnić zadając niewinne pytanie – „a co w praktyce wynika z pańskich wywodów”? Sabinian się na takie dictum obrazi. Czymże coś tak przyziemnego jak praktyka?

Dla prokuliana jest wszystkim, odpowie więc na przykład, iż nie wynika niestety nic, bo już po terminie, zatem decyzja – choć niezgodna z prawem – uprawomocniła się. Albo odwrotnie, iż przeciwnik przegapił jakąś formalność, więc mamy świetną podstawę prawną do odwołania.

Sabinianie są fantastycznym lekiem na bezsenność – mogą godzinami glossować o promulgacji derogacji. Lepsze niż rohypnol! Z konkretną sprawą do sądu lepiej jednak iść z prokulianem.

Widząc po komciach pod poprzednią notką, niektórzy dali się nabrać, iż działania Hołowni / Bodnara / Sienkiewicza „nie mają skutków prawnych”. Zdaje się, iż Adamczyk przez cały czas siebie uważa za prezesa TVP? Ktoś inny uważa siebie za prokuratora krajowego albo za posła… cóż, to uleczalne, przejdzie im z czasem.

Komuś się nie podobają te metody? Polityka to nie konkurs piękności. Ja tam cieszę się iż Pereira wyleciał – a czy sabiniańsko czy prokuliańsko, to już drugorzędne.

Za półtora roku Duda, Świrski, Czabański, Przyłębska et consortes będą już tylko złym wspomnieniem. Póki co jesteśmy skazani na „likwidatorów”, „pełniących obowiązki” i inne „creative workarounds”.

Idź do oryginalnego materiału