Program bez treści. Gliński znów mówi o Polsce z kartonu

2 tygodni temu
Zdjęcie: Gliński


Piotr Gliński, dawny wicepremier, minister kultury i człowiek, który przez lata nadawał ton kulturalnej polityce PiS, powraca w swojej ulubionej roli – profesora z misją. W rozmowie z portalem DoRzeczy.pl zapowiada nowy etap: „Konwencja PiS w Katowicach będzie pierwszym etapem budowania programu. To jeszcze nie jest program – to debata o wszystkich tematach, które w programie być powinny”. Słowem – nie program, tylko przedsmak programu, obietnica obietnicy.

Wypowiedzi Glińskiego mają ton powagi, jakby zapowiadał reformę państwa, tymczasem brzmią raczej jak próba tchnienia życia w partię, która sama nie wie, kim jest po utracie władzy. W Katowicach PiS nie „myśli Polską”, jak głosi hasło konwencji, ale raczej „myśli o sobie” – o tym, jak przetrwać i jak odzyskać sens, który uleciał razem z limuzynami ministerialnych kolumn.

„Kierowałem zespołem, który przygotowywał konwencję od strony merytorycznej” – podkreśla Gliński z dumą. Od strony merytorycznej, czyli prawdopodobnie od strony haseł. Bo dziś PiS nie ma ani merytoryki, ani nowej energii. Ma tylko rytuał konwencji, który ma udowodnić, iż partia żyje.

Gliński mówi o „debacie o wszystkich tematach ważnych dla Polski i Polaków”. Szkoda tylko, iż gdy sam odpowiadał za kulturę, owa debata zamieniała się w monolog – z jednej strony ministerialny grant, z drugiej ideologiczny bat. Przypomnijmy: to za jego czasów publiczne instytucje kultury były obsadzane lojalistami, a twórcy, którzy mieli inne poglądy, słyszeli, iż „nie zasługują na pieniądze państwa”.

Teraz Gliński, w roli politycznego starca–mędrca, mówi o „spokojnym przygotowywaniu programu”, jakby zapomniał, iż przez osiem lat jego partia miała całą władzę, a efekty widać w ruinie instytucji i w chaosie, który po niej pozostał.

Profesor zapewnia: „Po konwencji będzie powołany zespół programowy, który będzie spokojnie przygotowywał program. Tak racjonalnie funkcjonuje partia polityczna”. Rzeczywiście – racjonalność w wydaniu PiS to godna podziwu elastyczność pojęć. Bo jeżeli „racjonalne funkcjonowanie” oznacza osiem lat centralizacji władzy, pogardy dla ekspertów i upartyjnienia wszystkiego od telewizji po teatr, to cóż, Polska widziała już niejedną taką racjonalność.

Gliński, jak zawsze, nie zapomina też o mantrze: „My jesteśmy wiarygodni. Realizowaliśmy 90 proc. naszych postulatów, a KO robi odwrotnie – dowozi co najwyżej 10 proc.”. To typowe dla PiS – matematyka, która niczego nie mierzy, a wszystko ma udowodnić. W rzeczywistości zrealizowano nie program, ale ideologiczną wizję świata, w której każda instytucja ma być podporządkowana partii, a każde dzieło – służebne wobec „narodowych wartości”.

W rozmowie z DoRzeczy Gliński nie byłby sobą, gdyby nie wskazał winnych. „To nie my odpowiadamy za tragiczną sytuację finansową, za to, co się dzieje w kulturze… o ile ktoś tego nie rozumie, to znaczy, iż jest troglodytą, który powinien trzymać się jak najdalej od spraw publicznych”.

Ironia polega na tym, iż dziś to właśnie on sam trzyma się od spraw publicznych coraz dalej – nie z wyboru, ale z konieczności. Jego ministerstwo zostawiło po sobie nie odrodzenie, ale zmęczenie: zmęczenie wiecznym patosem, rozdawnictwem bez efektów i wiarą, iż wystarczy mówić o „wartościach”, by przykryć brak wizji.

A PiS? Zamiast debaty programowej, proponuje debatę pozorów. Gliński mówi o „pierwszym etapie budowania programu”, ale każdy, kto obserwuje tę partię, wie, iż to raczej pierwszy etap odbudowy mitu – iż wciąż są przygotowani, kompetentni i merytoryczni.

PiS w Katowicach przypomina teatr, który po utracie sceny gra w pustej sali i udaje, iż publiczność wciąż bije brawo. Gliński występuje w roli reżysera tej inscenizacji, powtarzając, iż „opozycja musi przygotowywać się do przejęcia odpowiedzialności za Polskę”. Problem w tym, iż partia, która nie potrafiła jej utrzymać, dziś nie ma choćby języka, by opowiedzieć o przyszłości.

Profesor Gliński wciąż mówi o „nadziei dla naszej ojczyzny”. Ale po ośmiu latach rządów PiS jego słowa brzmią jak echo z pustej sali: wielkie frazy, zero treści. I coraz mniej ludzi, którzy chcą jeszcze słuchać.

Źródło: Do Rzeczy

Idź do oryginalnego materiału