Problemem polskiej prezydencji w Radzie UE jest „nieświadome zapomnienie” [WYWIAD]

1 tydzień temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/polityka-wewnetrzna-ue/interview/problemem-polskiej-prezydencji-w-radzie-ue-jest-nieswiadome-zapomnienie-wywiad/


„Musimy być gotowi na realizację ambitnych celów klimatycznych. Nie możemy ich zawiesić tylko dlatego, iż dziś stawiamy na bezpieczeństwo”, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl Magdalena Burnat-Mikosz z organizacji Pracodawcy RP.

Aleksandra Krzysztoszek, EURACTIV.pl: Jaka jest Pani zdaniem główna przeszkoda, która stoi na drodze do wzmocnienia konkurencyjności Unii Europejskiej? To, iż nie dofinansowujemy naszego biznesu w takim stopniu, jak robią to na przykład Chiny? A może jest to przeregulowanie?

Magdalena Burnat-Mikosz: Na naszą konkurencyjność wpływa wiele różnych czynników, przez co nie jest ona na takim poziomie, jakiego byśmy oczekiwali. Niemniej Unia Europejska pozostaje trzecią co do wielkości gospodarką świata i nie mamy powodów do kompleksów wobec Stanów Zjednoczonych czy Chin.

Uważam, iż jednym z głównych czynników spowalniających nasz rozwój jest nadmiar regulacji. Problem ten szczególnie dotyka firmy wdrażające innowacje, startupy oparte na nowych technologiach oraz przedsiębiorstwa, które już je zaadaptowały i chcą się dalej rozwijać. Mamy do czynienia z nadmierną kontrolą „z góry” – na tym w końcu polegają regulacje – co w pewnym stopniu wynika także z poziomu zaufania w społeczeństwie.

Nie ufamy, iż przedsiębiorca będzie działał zgodnie z intencją, więc dajemy mu wytyczne, których musi przestrzegać. To zupełnie odmienna filozofia niż w kulturze amerykańskiej, gdzie najpierw daje się swobodę, a dopiero potem kontroluje. U nas wychodzimy z założenia, iż kontrolujemy z góry — i to niestety absolutnie blokuje innowacyjność.

Mamy teraz bardzo dużo dostępnego kapitału finansowego, zarówno prywatnego, jak i publicznego: ubezpieczyciele, banki, różne instytucje zgromadziły sporo pieniędzy. Te środki można by ponownie zainwestować, żeby pomóc firmom technologicznym się rozwinąć.

Często jest tak, iż te firmy rozwijają się, dostają wsparcie na początku, gdy mają pomysł, ale kiedy przychodzi do jego realizacji, właściciele wyjeżdżają z Europy, najczęściej do Stanów Zjednoczonych. Tam realizują swoje pomysły, bo mają dostęp do kapitału. Wsparcie tam jest większe – nie tylko finansowe, ale też merytoryczne: jest wiele akceleratorów, które oferują nie tylko pieniądze, ale też konkretną pomoc w realizacji projektów. No i łatwiej tam o inwestorów.

Myślę, iż my, Europejczycy, powinniśmy umieć znaleźć te projekty we adekwatnym momencie i przyciągnąć je na europejski rynek, żeby były realizowane u nas. We Francji z dużym sukcesem wprowadzono plan prof. Philippe’a Tibiego, który ruszył w 2019 roku. Dzięki niemu Francja w ciągu kilku lat stworzyła 18 „unicornów”, mimo iż wcześniej miała problem z przekształcaniem wiedzy technologicznej w prawdziwe innowacje.

To się udało. Polski rząd pracuje nad podobnym programem – Innovate PL. Jest on wzorowany na francuskim planie Tibiego i ma na celu stworzenie zaplecza finansowego dla firm, które mają już gotowy produkt, ale nie mają skąd wziąć pieniędzy na dalszy rozwój.

Oczywiście kolejnym problemem będzie to, jak w warunkach wojny celnej i napięć handlowych ustabilizuje się światowa gospodarka i gdzie będziemy sprzedawać nasze produkty. Europejski rynek jest po prostu za mały, żebyśmy mogli sprzedać tu wszystko, co wyprodukujemy. Uważam jednak, iż ten krok – zapewnienie stabilności rozwijającym się firmom poprzez dofinansowanie na etapie wzrostu – jest naprawdę niezbędny.

Unia Europejska przedstawiła w ostatnich miesiącach kompas konkurencyjności i Czysty Ład Przemysłowy (Clean Industrial Deal). Jak Pani ocenia te dokumenty? Wiele osób zarzuca tym dokumentom brak konkretów.

Myślę, iż to kontynuacja większego planu przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Poprosiła ona byłego premiera Włoch Maria Draghiego o przygotowanie raportu, a kompas jest kolejnym krokiem.

Nasza rzeczywistość zmienia się bardzo dynamicznie. Niektóre założenia zawarte w omawianych dokumentach zdążyły już stracić na aktualności w obliczu zachodzących zmian. Przykładem może być pierwotny cel utrzymania równowagi handlowej między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi – dziś ten układ sił wygląda już inaczej, czego kompas konkurencyjności już w pełni nie odzwierciedla.

Z perspektywy Pracodawców RP, którą to organizację reprezentuję, najważniejsze jest natomiast zapewnienie aktywnego udziału środowiska przedsiębiorców w procesie konkretyzacji kompasu konkurencyjności. jeżeli dostrzegamy, iż dokumenty mają charakter zbyt ogólny, to właśnie my, praktycy, powinniśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za ich konkretyzację.

To naturalna rola organizacji reprezentujących biznes, stowarzyszeń branżowych, aby nasz głos był wyraźnie słyszalny w tej debacie. Być może na obecnym etapie nasza perspektywa nie pozostało w pełni uwzględniona, jednak podjęliśmy już współpracę z ministrem obrony narodowej, licząc na jego wsparcie w zwiększeniu naszej obecności w Brukseli.

Oprócz formalnego składania stanowisk i uczestnictwa w konsultacjach online, niezbędny jest również aktywny lobbing – rozumiany jako transparentna i publiczna reprezentacja naszych interesów.

Pojawia się wiele głosów, iż polski lobbying w unijnych instytucjach jest zbyt mało aktywny. W Polsce lobbing wciąż źle się kojarzy.

Tak. Myślę, iż w Polsce przez cały czas postrzega się lobbying jako walkę o partykularne interesy, które są sprzeczne z dobrem ogółu. Tymczasem w Unii Europejskiej lobbying oznacza po prostu reprezentowanie głosu tych, którzy będą podmiotem danej regulacji.

Sama byłam członkiem sekretariatu głównego negocjatora podczas rozmów o akcyzie. Pamiętam, jak ogromne wrażenie robiły na mnie niemieckie delegacje rządowe — wyposażone w potężne segregatory z opiniami przedsiębiorców na temat każdego zapisu legislacyjnego. To był dla mnie ideał. U nas jeszcze tego nie ma. Myślę, iż w Polsce wciąż brakuje zaufania społecznego.

Jeśli lobbing nie będzie się kojarzył tylko z tym, iż „ktoś coś załatwia” w nieuczciwy sposób, to wiele się zmieni. Potrzeba przejrzystości i wiary w siebie. Kapitał społeczny buduje się długo, ale jeżeli postawimy to sobie jako cel, to naprawdę da się to osiągnąć.

Nawiązywała Pani do ceł nakładanych przez prezydenta USA. Jaka, z punktu widzenia pracodawców, powinna być odpowiedź Unii Europejskiej na politykę Donalda Trumpa? Czy powinniśmy za wszelką cenę dążyć do negocjacji? A może zareagować twardo, uderzając na przykład w sektor big tech, czego domaga się Francja, a czemu sprzeciwiają się Niemcy?

Unia Europejska to zlepek wielu interesów i znalezienie rozwiązania optymalnego z perspektywy całej Unii jest bardzo trudne. Kiedy mamy tak rozchwiany statek, czyli spory wewnętrzne i rozbieżne interesy, jedynym ratunkiem jest spokój. Podejście von der Leyen – wyczekujące, ostrożne – jest chyba jedyną strategią, która pozwala w jakimś stopniu bronić interesów wszystkich.

Trump nie działa w sposób przewidywalny. Nie wiemy, co zrobi – jego działania są często niespójne, czasem wprowadza sankcje, czasem wycofuje. Możliwe, iż jest za tym jakaś strategia – niektórzy twierdzą, iż to strategia pod dyktando inwestorów giełdowych. Ale z punktu widzenia odbiorców wygląda to na chaotyczne działania.

A w takiej rozchwianej sytuacji podejmowanie gwałtownych decyzji raczej nie jest wskazane. Ja osobiście wierzę w podejście oparte na zachowaniu równowagi i gotowości na najgorsze scenariusze – być może konieczna okaże się „ostrzejsza” reakcja, o której Pani wspomniała.

Dziś wszyscy zdają sobie sprawę, iż restrykcje ze strony UE mogą poważnie zaszkodzić amerykańskiej gospodarce. I myślę, iż trzymamy tę opcję w zanadrzu. To jest raczej kwestia tego, kiedy zdecydujemy się na ten ruch.

Ale zanim to zrobimy, musimy „oddzielić ziarno od plew” – oddzielić te big techy, które są nam naprawdę potrzebne do codziennego funkcjonowania. Weźmy chociażby przykład negocjacji w sektorze jądrowym z amerykańskim dostawcą. To są właśnie te dylematy. Dlatego uważam, iż ten 90-dniowy czas „pauzy” jest nam potrzebny, żeby zastanowić się nad dalszymi krokami.

Jak ocenia Pani półmetek polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej z punktu widzenia interesów polskich przedsiębiorców? Wielu ekspertów od klimatu twierdzi na przykład, iż zaniedbano część tematów związanych z transformacją klimatyczną – jak chociażby Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który jest bardzo istotny dla regionów.

To bardzo dobre pytanie. Uważam, iż polska prezydencja w Radzie UE robi dużo dobrego dla przedsiębiorców. Wspiera chociażby inicjatywy promujące polskie innowacje na rynkach zagranicznych – takie jak “We Did It in Poland”.

Jest też otwarta na dialog – mamy regularne spotkania z rządem, czujemy, iż przedsiębiorcy są informowani na bieżąco o tym, co dzieje się w Unii. Oczywiście, prezydencja to w dużej mierze funkcja koordynacyjna – jesteśmy bardziej sekretariatem niż głównym decydentem – ale mamy jednak wpływ na to, które tematy są poruszane.

Wracając do Pani pytania – myślę, iż faktycznie może istnieć obawa, iż priorytety związane z obronnością zaczynają przesłaniać inne cele. I nie chodzi tylko o klimat – ale też np. o równość płci, obecność kobiet w zarządach, kwestie społeczne.

Na początku naszej prezydencji w Radzie UE wielu europosłów zgłaszało obawy, czy Polska nie będzie próbowała rozwodnić Zielonego Ładu, albo czy nie będzie się z niego wycofywać. Zapytałam o to przedstawicieli rządu i usłyszałam, iż priorytetem jest bezpieczeństwo.

I to jest właśnie ta klasyczna walka między celami krótkoterminowymi a długoterminowymi. jeżeli spojrzeć na to przez pryzmat piramidy Maslowa – bezpieczeństwo to podstawowa potrzeba. Bez niej niczego nie zbudujemy.

Ale z drugiej strony transformacja musi być mądra. Musimy być gotowi na realizację w przyszłości ambitnych celów klimatycznych. Nie możemy ich zawiesić tylko dlatego, iż dziś stawiamy na bezpieczeństwo. To bardzo ważne, żeby nie zaniedbać tego, co już osiągnęliśmy – ani w kwestii świadomości klimatycznej, ani w kwestii równości. Tematy te są ze sobą powiązane i powinno się je rozpatrywać równolegle.

Czy podczas prezydencji o nich się pamięta? Mam wrażenie, iż mamy do czynienia z pewnym „nieświadomym zapomnieniem” – nie intencjonalnym, ale wynikającym z ogromnego skupienia na temacie bezpieczeństwa i wojny w Ukrainie.

Idź do oryginalnego materiału