Relacje między prezydentem a premierem nigdy nie były w Polsce wolne od napięć, ale dziś – jak wynika z wypowiedzi Donalda Tuska – przekraczają granice politycznej normalności. Szef rządu, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, opisał sytuację, która powinna budzić niepokój nie tylko wśród komentatorów życia publicznego, ale przede wszystkim wśród obywateli. Bo problem nie dotyczy już sporu dwóch polityków, ale funkcjonalności państwa jako całości.
Według Tuska relacje z prezydentem Karolem Nawrockim są praktycznie nieistniejące. „Mam wrażenie bliskie pewności, iż prezydent Karol Nawrocki nie jest zainteresowany żadnymi relacjami ze mną” – stwierdził premier. Trudno o bardziej jednoznaczną diagnozę. I trudno też o bardziej dobitne potwierdzenie, niż kolejne tygodnie politycznej praktyki, o których szef rządu mówi wprost: „ostatnie tygodnie potwierdzają to dość dobitnie”.
W polskim systemie konstytucyjnym prezydent i rząd muszą współpracować, bo ich kompetencje zachodzą na siebie w wielu obszarach: polityka zagraniczna, bezpieczeństwo, nominacje generalskie i oficerskie, służby specjalne. Premier podkreślił: „mam bardzo wiele obowiązków, które czasami wymagają współpracy z prezydentem”. Z kolei prezydent – jak zauważył – „nie ma praktycznie żadnych obowiązków wymuszających współpracę z rządem”.
To stwierdzenie nie jest złośliwością, ale trzeźwą obserwacją. Prezydent nie ma obowiązku współpracować – ale ma odpowiedzialność, która z urzędu powinna wynikać. Gdy tej odpowiedzialności odmawia, państwo zaczyna tracić.
I to właśnie, zdaniem Tuska, dzieje się dziś. „Zależy mi na dobrej współpracy z prezydentem jako urzędem” – mówi premier. To ważne doprecyzowanie: Tusk nie oczekuje zgody politycznej, ale elementarnej zdolności współpracy instytucjonalnej. Tymczasem – jak zauważa – Nawrocki „celowo i świadomie dewastuje choćby tę przestrzeń”.
Najbardziej wymowny przykład? Odmowa podpisania nominacji oficerskich dla funkcjonariuszy służb specjalnych 11 listopada. Według premiera to gest czysto polityczny, wymierzony nie w rząd, ale w młodych ludzi, którzy podjęli służbę państwu.
„Nawrocki odmówił podpisu pod nominacjami na pierwszy stopień oficerski. Tylko dlatego, iż wnioski zgłasza rząd. Ci młodzi ludzi mają po dwadzieścia parę lat, uczyli się, chcą służyć Ojczyźnie. W Święto Niepodległości z winy prezydenta nie dostaną nominacji” – powiedział Tusk.
To sytuacja bez precedensu. Prezydent, który blokuje awanse nie z powodu wątpliwości merytorycznych, ale z czysto politycznej kalkulacji, podważa fundamenty zaufania do instytucji państwowych. jeżeli służby specjalne – jeden z filarów bezpieczeństwa państwa – stają się zakładnikiem prezydenckiej niechęci do rządu, oznacza to, iż problem nie dotyczy personalnych napięć, ale funkcjonowania państwa jako całości.
Tusk mówi wyraźnie: „to nie on na tym traci, tylko państwo”. I trudno się z tą oceną nie zgodzić. Karol Nawrocki, od początku swojej prezydentury balansujący między deklarowaną niezależnością a konsekwentnym politycznym przerzucaniem odpowiedzialności na rząd, zdaje się budować własną, równoległą logikę państwową. Logikę, w której prezydent nie współpracuje, nie negocjuje, ale obserwuje – i blokuje.
W nowoczesnym państwie europejskim taki model nie ma prawa działać. Prezydent nie jest ceremonialnym strażnikiem veto. Jego zadaniem jest wzmacnianie instytucji, nie ich demontaż z powodu politycznych różnic.
Tusk sygnalizuje gotowość do współpracy. Nie oczekuje sojuszu, ale elementarnej przewidywalności instytucjonalnej. Prezydent Nawrocki natomiast wysyła sygnały dokładnie odwrotne: iż nie zamierza współuczestniczyć w zarządzaniu państwem, w którym nie rządzi jego polityczne zaplecze.
Polska nie jest w sytuacji komfortowej – trwa konflikt w Europie, służby wymagają stabilności, dyplomacja potrzebuje jednego głosu, a państwo odbudowuje struktury osłabione przez lata chaosu prawnego. W takim momencie prezydencka obstrukcja nie jest zwykłym politycznym gestem – jest realnym ryzykiem dla funkcjonowania państwa.
Jeśli prezydent nie zmieni postawy, jego kadencja będzie nie tyle prezydenturą współpracy, ile prezydenturą destrukcji. A w państwie, które potrzebuje stabilności, trudno o gorszy scenariusz.

1 tydzień temu











