Spotkanie w Białym Domu, w którym uczestniczyli prezydent USA Donald Trump, Wołodymyr Zełenski, a także liderzy NATO i Komisji Europejskiej, miało fundamentalne znaczenie dla przyszłości Ukrainy i bezpieczeństwa całej Europy.
Niestety – Polska, kraj graniczny wobec konfliktu i bezpośrednio narażony na konsekwencje wojny, nie miała przy tym stole swojego przedstawiciela. To fakt, który trudno zbagatelizować. Jeszcze trudniej zrozumieć, jak mogło dojść do sytuacji, iż w chwili kluczowej dla polskiej racji stanu zabrakło zarówno głowy państwa, jak i szefa rządu.
I właśnie na tym tle coraz wyraźniej rysują się pierwsze poważne tarcia między prezydentem Karolem Nawrockim a premierem Donaldem Tuskiem. Obie strony przerzucają się argumentami, która z nich miała rację co do tego, kto powinien reprezentować Polskę w Waszyngtonie. Rząd uważa, iż powinien być to prezydent, obóz prezydencki przekonuje – iż premier. Efekt? Chaos, kompromitacja i polityczna próżnia, z której korzystają inni.
W tym kontekście na antenie Polskiego Radia 24 głos zabrał marszałek senior Marek Sawicki. Polityk PSL nie szczędził gorzkich słów wobec głowy państwa i jego otoczenia. I trzeba przyznać: miał sporo racji.
Sawicki uderzył w samo sedno, wskazując, iż kancelaria prezydenta dopiero się uczy, gdy tymczasem urząd głowy państwa wymaga profesjonalizmu od pierwszego dnia. Nie ma tu miejsca na „pierwsze koty za płoty”, jak życzliwie ujął premier. Prezydent nie ma okresu próbnego, nie może pozwolić sobie na potknięcia, które kosztują Polskę utratę wiarygodności na arenie międzynarodowej.
Słuszna była także uwaga Sawickiego dotycząca „gonienia w kotka i myszkę” – czyli kierowania do Sejmu projektów ustaw bez rzetelnego przygotowania ich skutków prawnych i finansowych. To nie jest dowód na kreatywność, to nie jest polityczna wizja. To chaos podszyty kalkulacją, iż każda zaczepka wobec rządu pozwoli zbudować kapitał polityczny na przyszłość. Tyle iż państwo to nie zabawka. jeżeli prezydent faktycznie myśli o sobie jako o graczu wagi ciężkiej, jak mówił Sawicki, musi nauczyć się odpowiedzialności.
Obraz „krótkich spodenek”, w których Nawrocki i jego kancelaria – według słów marszałka seniora – wciąż funkcjonują, to brutalna, ale trafna metafora. Polityka to nie wakacje. To pole, na którym błąd oznacza nie tylko własną porażkę, ale przede wszystkim osłabienie całego państwa.
Prezydent Nawrocki od początku kadencji zdaje się grać w grę, której reguł jeszcze nie rozumie. Chce być jednocześnie partnerem rządu i jego recenzentem, chce przewodzić, ale też zbyt często ucieka w symboliczne gesty. Problem polega na tym, iż w polityce międzynarodowej liczy się nie symbol, ale obecność i konkret.
Nieobecność Polski w Białym Domu, przy stole, gdzie dyskutowano o pokoju i bezpieczeństwie w Europie, to wizerunkowa katastrofa. Nawrocki zamiast zapewniać, iż „powinien tam być premier”, powinien sam zadbać, by znalazło się dla niego miejsce – albo wywalczyć wspólną obecność. Tymczasem obserwujemy wzajemne obrzucanie się winą między Belwederem a Kancelarią Premiera. To przejaw słabości, a nie siły.
Marek Sawicki, choć sam bywa politykiem ostrym w słowach, tym razem wystąpił w roli głosu rozsądku. Jego apel do prezydenta, by „zdjął krótkie spodenki i założył garnitur”, to wezwanie do dorosłości politycznej. Polska nie może sobie pozwolić na prezydenta, który dopiero uczy się roli i traktuje ją jako poligon dla własnego środowiska politycznego.
Sawicki trafnie zauważył, iż budowanie pozycji na przyszłość, „za dwa lata”, to droga donikąd. Obywatele oczekują odpowiedzialności tu i teraz, zwłaszcza w dobie wojny za wschodnią granicą. jeżeli Nawrocki chce być poważnym graczem, musi zacząć działać z myślą o państwie, nie o swoim obozie.
Dzisiejsza polityka wymaga od liderów nie tylko umiejętności retorycznych, ale przede wszystkim skuteczności w działaniu. Prezydent Karol Nawrocki, zamiast wikłać się w spory kompetencyjne z premierem, powinien skupić się na tym, co dla Polski najważniejsze – bezpieczeństwie, obecności w kluczowych rozmowach międzynarodowych i budowaniu wizerunku państwa wiarygodnego.
Sawicki ma rację: państwo to nie wakacje. To zobowiązanie. I jeżeli Nawrocki nie zrozumie tego szybko, jego prezydentura może przejść do historii jako okres straconych szans.