Prezydent pod kontrolą. Gdzie kończy się Nawrocki, a zaczyna Kaczyński?

13 godzin temu
Zdjęcie: Prezydent pod kontrolą. Gdzie kończy się Nawrocki, a zaczyna Kaczyński?


Pierwsze sto dni prezydentury Karola Nawrockiego przyniosło to, czego można się było spodziewać: ostry podział ocen, festiwal politycznej autopromocji i – co szczególnie widoczne – próbę stworzenia nowej narracji o prezydenckiej aktywności tam, gdzie widać przede wszystkim chaos i polityczne podporządkowanie.

Komentarz Jarosława Kaczyńskiego na temat prezydenckiego debiutu brzmi wręcz jak zapis równoległej rzeczywistości, w której każde działanie Pałacu Prezydenckiego jest sukcesem, a każdy gest rządu – „złem”.

Prezes PiS nie zawiódł swojej politycznej roli: „Mamy dobrego Prezydenta – niezwykle aktywnego także na arenie międzynarodowej – którego drogowskazem zawsze jest interes naszej Ojczyzny” – oznajmił w mediach społecznościowych. Słowa te brzmią jednak jak deklaracja wiary, a nie ocena. Nawrocki w swojej prezydenturze porusza się bowiem nie jak głowa państwa, która buduje własny autorytet, ale jak wykonawca politycznej linii partii, z której poparcia skorzystał w kampanii.

Kaczyński dodaje, iż pierwsze sto dni było czasem „spełnionych obietnic”. Trudno jednak znaleźć przykłady działań Nawrockiego, które spełniłyby obietnicę pojednania, uspokojenia emocji czy podniesienia rangi prezydentury. Zamiast tego dominują gesty i wypowiedzi wzmacniające polityczną polaryzację oraz konfrontacyjny ton wobec rządu.

Według prezesa PiS prezydent miał „zablokować złe przepisy, które chciał przyjąć rząd”. Sformułowanie to mówi więcej o Kaczyńskim niż o Nawrockim. Zamiast merytorycznej oceny ustaw – co do których opinie mogą być różne – otrzymujemy znów manichejską opowieść o rządzie jako źródle „zła”. Ta fraza powtarza się u prezesa od miesięcy: „dał Polakom nadzieję, iż da się zatrzymać zło, jakim jest rząd Tuska”.

Sęk w tym, iż powtarzane do znudzenia oskarżenia nie stają się przez to bardziej wiarygodne. Pokazują natomiast, iż to Kaczyński, nie prezydent, próbuje narzucić sens ostatnich stu dni.

Kaczyński chwali Nawrockiego za „aktywność na arenie międzynarodowej”. Jednak o tej aktywności mówi się głównie wtedy, gdy prezydent próbuje kwestionować kierunek polityki zagranicznej rządu lub wysyła sygnały sprzeczne z jego działaniami. Z perspektywy sojuszników w Europie i w NATO to komunikacyjny chaos, a nie wzrost znaczenia polskiej prezydentury.

Prezydent nie buduje własnej agendy międzynarodowej — bardziej dołącza do linii PiS, która od miesięcy polega na delegitymizowaniu działań rządu w UE. Trudno też mówić o samodzielności politycznej, kiedy prezes PiS dzień po dniu tłumaczy Polakom, co prezydent „miał na myśli”, „chciał zrobić” lub „zrobił dobrze”.

Nawrocki nie pomaga sobie, powtarzając polityczne kalki, które pojawiają się w przekazie jego własnego zaplecza. W 100 dni nie pokazał, iż potrafi wznieść się ponad partyjne interesy. Nie zbudował też żadnego symbolicznego gestu, który wskazywałby, iż traktuje prezydenturę jako urząd stojący ponad bieżącą wojną polityczną.

Tymczasem jego ocena własnej prezydentury zachowuje się tak, jakby pochodziła z broszury reklamowej. Kaczyński podkreśla „11 projektów ważnych ustaw”, ale nie mówi, iż wiele z nich to inicjatywy stricte polityczne, obliczone na konflikt z rządem, nie realne reformy.

Kaczyński potrzebuje w tej chwili prezydenta bardziej niż kiedykolwiek. Nawrocki z kolei – pozbawiony naturalnego politycznego zaplecza w Pałacu – potrzebuje Kaczyńskiego. W tej symbiozie nie ma jednak miejsca ani na instytucjonalną niezależność, ani na trzeźwą ocenę rzeczywistości.

Sto dni prezydentury minęło więc na zasadzie automatycznego sprzężenia: prezes chwali, prezydent potakuje, a obywatele mają uwierzyć w fikcję „aktywnych działań”, podczas gdy najbardziej widoczne są polityczne gesty i eskalacja sporów.

Jeśli kolejne sto dni ma wyglądać podobnie, trudno oczekiwać, iż Nawrocki stanie się prezydentem wszystkich Polaków. Na razie stał się prezydentem jednej narracji – tej, którą Kaczyński próbuje utrzymać przy życiu za wszelką cenę.

Idź do oryginalnego materiału